Odrapane drzwi windy rozstępują się z klekotem. Facet w berecie zamiera w bezruchu, niepewnie lustrując rozpartego w środku Adasia Miauczyńskiego.

- No, wsiada pan czy nie? Na co pan czeka? Okrętu się pan spodziewałeś!? - wyszczekuje Adaś.

Gość pokornie wbiega do kabiny.

- Na górę jedzie? - pyta.

- A gdzie ma jechać, w boooook!?

Dziedzictwo smutnych panów

Film "Nic śmiesznego" należy do kanonu polskiej kultury między innymi dlatego, że jest częścią opowieści snutej w niej od tysiąca lat. To opowieść o smutnym polskim samcu. Taki na przykład Bolesław Śmiały cieszy się serdecznie dopiero wtedy, gdy Rusina za brodę wytarga. Albo Starosta w "Żeńcach" Szymonowica - damski bokser bez poczucia humoru. Wiecznie naboczeni są Gustaw-Konrad, Wallenrod i Kordian. A Mikołaj Sęp Szarzyński? Wzorcowy polski demiurg zasępienia. Modelowym smutasem jest (niby to myślący pozytywnie) Wokulski. Nawet w "Weselu" Wyspiańskiego jest niewesoło. Wiecznie zafrasowane są oblicza Benedykta Korczyńskiego, doktora Judyma, bohaterów Iwaszkiewicza, Hłaski, Herberta czy Różewicza z kroczącym za nim konduktem Kolumbów

Naszą wyobraźnią od wieków rządzą widma facetów po przejściach, rozczarowanych i podejrzliwych, płaczliwych i złamanych, zdradzonych o świcie albo i pod wieczór - których mentalnymi dziedzicami są dziś odziani w garnitury, sutanny i dresy ponuracy, przez zaciśnięte szczęki komunikujący nam, jak ma być.

Jak to się dzieje, że jedne narody potrafią bez ważnego powodu uśmiechać się od ucha do ucha, a wyróżnikiem innych jest kwaśna mina? Dlaczego Amerykanie mawiają: "Świat jest kamerą, więc, proszę, uśmiechaj się", Niemcy: "Dzień bez uśmiechu jest dniem straconym" - a my: "Śmieje się jak głupi do sera"?

Marudzenie i pesymizm to nasze narodowe cechy. Prawda?

Naród, który nauczył się uśmiechać

Pod koniec ubiegłego roku naukowcy z zespołu Shiry Ginosar z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley przedstawili intrygujące wyniki analizy 38 tys. zdjęć studentów od 1905 r. umieszczanych w księgach rocznikowych amerykańskich uczelni w 27 stanach. Fotografie te zdają się dowodzić, że w ciągu minionego stulecia Ameryka stała się krajem ludzi uśmiechniętych.

Fotografie z roku 1900 uwieczniają studentów uśmiechniętych półgębkiem, usta kobiet i mężczyzn pozostają złączone. Z każdą dekadą twarze fotografowanych coraz bardziej się rozświetlają, uśmiechy stają się coraz bardziej radosne. Zawsze bardziej uśmiechnięte są kobiety - na odsłonięcie w uśmiechu zębów pozwoliły sobie już w latach 60. Klasyczny męski uśmiech z rocznikowej księgi uniwersyteckiej - i ten z roku 1900, i ten z połowy XX w., i ten współczesny - wciąż pozostaje zamknięty, jednak i tak oblicza jankesów wyraźnie się rozchmurzyły.

Tę ewolucję naukowcy wiążą z rozpowszechnieniem się fotografii amatorskiej. Dla Amerykanów w ciągu stulecia świat stał się kamerą.

Dlaczego dla nas pozostał krzywym zwierciadłem?

Bo w naszej tradycjonalistycznej kulturze wciąż rządzą samce. "Kultury męskie cenią niezależność, rywalizację, siłę, asertywność i zróżnicowane nagrody. Te kultury podkreślają różnice między płciami - piszą autorzy pracy "Differences between cultures in emotional verbal and non-verbal reactions" z 2000 r. - Ludzie żyjący w kulturach sfeminizowanych cenią wsparcie społeczne, jakość życia, współzależność i płynność ról społecznych".

W tradycjonalistycznych męskich kulturach siły i rywalizacji obowiązuje styl "sieriozny". Tam lepiej sprawdza się uśmiech wyrażający dominację czy podległość niż "równościowy".

- Ale trzeba uściślić: niestety, nie ma kultur kobiecych - zaznacza dr Kuba Kryś z Instytutu Psychologii PAN. - Są natomiast kultury bardziej i mniej zmaskulinizowane. Wszędzie istnieje nierówność na korzyść mężczyzn, tyle że w niektórych krajach, np. skandynawskich, jest ona niewielka. Robiliśmy analizy, z których wynika, że im mniej nierówna pod względem płci jest dana kultura, tym lepsze jest postrzeganie zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Czyli ludzie są lepiej do siebie nastawieni, dostrzegają w drugiej osobie więcej szczerości i więcej inteligencji w kulturach, w których panuje większa równość. Co ciekawe, bardziej na tym egalitaryzmie korzystają mężczyźni. Z naszych badań wynika, że równość płciowa poprawia postrzeganie głównie mężczyzn.

Swe najciekawsze badania dr Kryś poświęcił jednak uśmiechowi. Wraz z kilkudziesięcioma współpracownikami z uczelni na całym świecie zbadał reakcje 4 tys. studentów z 38 krajów na zdjęcia przedstawiające twarze ośmiu osób różnej płci i rasy w dwóch wariantach - z uśmiechem i poważną miną. Respondenci mieli ocenić w skali od jednego do siedmiu, na ile każda z tych osób jest tępa, inteligentna, bystra, nienaturalna, fałszywa, szczera albo nieszczera.

Odpowiedzi zostały odniesione do tzw. miary unikania niepewności zaproponowanej przez Roberta J. House'a, wybitnego amerykańskiego eksperta w dziedzinie zarządzania.

Śmiech. Dlaczego jest zaraźliwy? Jak odczytujemy ludzkie emocje

Z czego tu się cieszyć?

- Niepewność towarzyszy ludziom od zawsze - mówi dr Kryś. - Na przykład Koreańczycy z Południa nie mają programów emerytalnych takich, jakie my mamy. To, co Koreańczyk lub Koreanka sami odłożą za życia, bądź zabezpieczenie, które zapewnią im dzieci, decyduje o poziomie życia na starość. Ta niepewność przyszłości pojawia się w wielu rozmowach Koreańczyków.

Poziom tego, jak życiowa niepewność jest kojona w różnych społeczeństwach poprzez istniejące rozwiązania kulturowe czy systemowe, został określony w liczbach w ramach międzynarodowego projektu naukowego GLOBE ("Cultures, Leadership, and Organizations: GLOBE Study of 62 Societes"). Naukowcy pytali menedżerów z kilkudziesięciu krajów, jak chcieliby, by niepewność w ich otoczeniu została ukojona, i jak jest kojona w rzeczywistości.

Kultury, które są nisko na skali unikania niepewności, mają słabo rozwinięte sieci bezpieczeństwa - mogą nimi być systemy emerytalne, sądownictwo, opieka zdrowotna itp. - a przez to systemy społeczne powstałe w tych kulturach często są niestabilne. W rezultacie ludzie tam żyjący traktują przyszłość jako nieprzewidywalną i niemożliwą do kontrolowania.

Może to wsyćko bez te atomy

W takich realiach uśmiechanie się bez ważnego powodu jest traktowane jak dowód braku inteligencji, uśmiech jest bowiem postrzegany jako oznaka pewności siebie i przekonania, że wszystko wokół gra. Dr Kryś odkrył, że w krajach takich Rosja, Indie, Iran czy Korea Południowa uśmiechające się twarze uznawano za mniej inteligentne od poważnych. W Niemczech, USA, Szwajcarii czy Malezji było odwrotnie.

Polska była mniej więcej pośrodku tej skali - lecz wyraźnie bliżej Rosji niż Szwajcarii. Z badań wynika bowiem, że kraje dawnego bloku komunistycznego są obszarem o "nisko ukojonej niepewności".

Jako że uśmiechanie się jest oznaką zaufania i pewności siebie, w świecie niepewności ludzie uśmiechający się mogą być uznani za odmieńców. Skoro się uśmiechasz, choć wszystko ci zagraża, to pewnie jesteś głupi. Jak w piosence Kazimierza Grześkowiaka "Odmieniec":

"Chodzi po wiosce odmieniec istny, żadnej ci z niego ni ma korzyści. Ani nie sprzedo, ani nie kupi, Tylko sie śmieje, waryjot gupi. Może to bez te nawozy śtucne, Może był w szkole zbyt pilnym uczniem, Może to wsyćko bez te atomy, Że waryjota momy".

Sto lat ponuractwa

Co więcej, w niektórych krajach uśmiech jest mniej skutecznym niż gdzie indziej sposobem przekonywania o szczerości intencji. Doktor Kryś udowodnił w badaniach trafność własnej hipotezy, zgodnie z którą dzieje się tak w krajach przenikniętych korupcją. Tam, gdzie jeden drugiego chce naciągnąć, uśmiechanie się traci na swym pozytywnym znaczeniu. Mechanizm ten działa szczególnie mocno w Indiach, Argentynie czy np. na Malediwach.

- W krajach skorumpowanych uśmiech stracił swoją wartość sygnalizowania szczerości i dobrych intencji - mówi Kryś. - Przypuszczalnie dlatego, że w takich realiach jest używany do maskowania złych intencji.

W "Gogolu w czasach Google'a" Wacław Radziwinowicz opisuje, jak w 2006 r. mer Moskwy Jurij Łużkow wyasygnował równowartość 70 mln zł, by poprawić wizerunek Moskwy. W prestiżowym rankingu pisma "Reader's Digest" moskwianie zostali bowiem uznani za najbardziej nieuprzejmych spośród mieszkańców wszystkich światowych stolic. Obcokrajowiec, który zapyta ich o drogę, z reguły usłyszy pełne irytacji "nie wiem" albo że "zjechali się tacy do nas". Natomiast w odpowiedzi na uprzejme "dzień dobry" wciąż nierzadko można usłyszeć od ekspedientki zwięzłe "czego?".

Dziennik "Nowyje Izwiestia" tłumaczył to ponuractwo i chamstwo żywotnością wzorców utrwalanych przez 70 lat komunizmu. W tamtym okresie traktowano je jako demonstrację "właściwego, bo robotniczo-chłopskiego pochodzenia. Kto zachowywał się po chamsku, był brany za swojego. A potem, kiedy zostawał już naczelnikiem, nawet wysokiej rangi, nie mógł się zmienić. Bo szef, który odnosi się grzecznie do podwładnych, albo coś knuje, albo ma coś na sumieniu".

Żywotność takich postaw eksperci oszacowali jeszcze na pięć pokoleń. Czyli sto lat.

Poczucie humoru. Co nas śmieszy?

Obama zawsze się uśmiechał

W zachodnich społeczeństwach uśmiechający się ludzie są postrzegani jako atrakcyjniejsi od tych poważnych, co wykazali Amerykanie z Uniwersytetu Rochester ("What is smiling is beautiful and good", 1990). Poza tym ludzi promiennych postrzegamy jako bardziej towarzyskich i szczerych - choć zarazem mniej niezależnych i męskich. Uśmiechnięci są odbierani także jako bardziej godni zaufania.

Być może dlatego w krajach zachodnich uśmiech daje większą gwarancję zrobienia kariery. Na podstawie analizy intensywności uśmiechu studentów, których zdjęcia znalazły się w uczelnianych księgach rocznikowych, psycholodzy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkley byli w stanie z dużą trafnością stwierdzić, jak szczęśliwe i trwałe były ich małżeństwa, czy zrobili karierę zawodową i jak bardzo stali się inspirujący dla innych.

A kiedy Barack Obama został prezydentem, dziennikarze odnaleźli jego dawne zdjęcia z uczelnianych kronik z końca lat 70. Na każdym uśmiechał się od ucha do ucha.

Daj mi spokój

Z punktu widzenia relacji społecznych uśmiechanie się jest czymś znacznie więcej niż manifestacją dobrych indywidualnych emocji. Jest znakiem identyfikacji kulturowej. Dlatego dziś podchodzenie przez nas do uśmiechu "po sowiecku" może być uznane za dowód kulturowego uwstecznienia.

Ale może też być czymś znacznie więcej - oznaką regresu ewolucyjnego. Pójście tym tropem umożliwia teoria o pochodzeniu uśmiechu stworzona przez Janice Porteous z Vancouver Island University. Jej zdaniem nasz uśmiech wyewoluował z agresywnego wyszczerzania zębów przez małpy. Małpa zapędzona w kozi róg szykuje się do ostatecznej walki - spłaszcza uszy, napręża mięśnie szyi i wyszczerza zęby. U wyższych naczelnych, jak rezusy, podporządkowani członkowie grupy odsłaniają też zęby w sytuacji, gdy dominujący osobnik chce zająć miejsce, które w danej chwili akurat oni zajmują. To znak uległości, a nie wrogości, próba ułagodzenia agresora. To komunikat: "OK, ustąpię, tylko zostaw mnie w spokoju".

Coś, co początkowo było objawem strachu i desperacji, wyewoluowało w sygnał oznaczający brak wrogości, by w następnym etapie stać się oznaką przyjaźni. U szympansów zęby szczerzą do siebie także osobniki równe sobie statusem, czemu często towarzyszy obejmowanie się lub uściski. Oznaka braku wrogości staje się oznaką wzajemnego uznania i przyjaźni.

Praprzodkowie praludzi "uśmiechali się" ze strachu i desperacji, potem po to, by okazać sobie uległość lub uznanie i brak agresji. Na tym gruncie wytworzył się nasz uśmiech - radosny i bezinteresowny.

Ludzie, którzy rezygnują z takiego uśmiechu, rezygnują z ważnej części człowieczeństwa już na poziomie gatunkowym. Ktoś, który uśmiecha się tylko jako szef czy podwładny, wskrzesza w sobie szympansa.

Uśmiechnięty niczym pies

Fenomen embodiment

W 2010 r. uczeni z Uniwersytetu Wayne State przyjrzeli się fotografiom bejsbolistów z pierwszej ligi umieszczonym na kartach kolekcjonerskich przed 1950 r. Ze zdziwieniem spostrzegli, że gracze, którzy na zdjęciach się nie uśmiechali, żyli średnio 73 lata, podczas gdy uśmiechnięci sportowcy dożywali średnio 80.

Zapewne dzieje się tak dzięki towarzyszącemu uśmiechowi ograniczaniu w organizmie poziomu adrenaliny i dopaminy - hormonów odpowiedzialnych za stres - i zwiększaniu poziomu hormonów wytwarzających dobry nastrój, głównie endorfin. Brytyjscy uczeni odkryli, że uśmiech może generować ten sam poziom pozytywnej stymulacji mózgu co zjedzenie 2 tys. tabliczek czekolady czy otrzymanie 16 tys. funtów w gotówce.

No i uśmiech jest zaraźliwy. Ulf Dimberg i Sven Söderkvist ze szwedzkiego Uniwersytetu w Uppsali zauważyli, że trudno jest nam marszczyć brwi, gdy patrzymy na kogoś, kto się uśmiecha, ponieważ uśmiech tłumi kontrolę, którą mamy nad mięśniami twarzy. Dzięki mimice uśmiechu łatwiej ustalamy, czy uśmiech drugiego człowieka jest szczery, czy sztuczny.

To daleki rezonans teorii "mimicznego sprzężenia zwrotnego", którą ukuł już Darwin: uśmiech nie jest tylko konsekwencją dobrego samopoczucia - on sam w sobie sprawia, że czujemy się lepiej. Dr Kryś podpowiada, że jeszcze lepiej opisuje ten fenomen współczesna teoria embodiment: mózg nie tylko steruje ciałem, ale też z ciała sczytuje. Kiedy włożysz sobie w usta ołówek, tak by były rozszerzone podobnie jak wtedy, gdy się uśmiechasz, zaczynasz lepiej oceniać to, na co patrzysz.

A upór będzie beznadziejny

Oczywiście przy pewnej dozie uporu można uśmiechy sobie darować, uznając, że tak naprawdę na tym świecie człowieka nie spotyka nic śmiesznego. I także tłumacząc to korzyściami - np. tym, że zachowując powagę oblicza, człowiek nie skomplikuje sobie życia, nie da się okpić i nie narazi się na śmieszność.

Na pewno? A pamiętasz scenę z prosektorium, w którym leży ciało Adasia Miauczyńskiego?

- Ty, paa, zobaa, jakie on ma pięty - łysy zauważa na stopach nieboszczyka promieniste blizny.

- Musiał być wesoły facio wyjątkowo.

- Hee wesoły? Po czym wnosisz?

- A widziałeś, żeby ktoś aż nogi z radości zacierał?

- To faktycznie był facio wesoły.

Otóż właśnie. Prędzej czy później każdy ponurak wyjdzie na idiotę.