Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Kilka dni temu świętowałem urodziny. Miałem wielką ochotę uczcić ten moment razem z lasem i wizytą u starych, mądrych drzew, które pomagają mi od wielu dni. Bez alkoholu, w wąskim gronie bliskich ludzi. W kręgu, rytuale, ceremonii. Główną intencją było celebrowanie życia, bez określania, w jaki sposób owo życie miałoby się przejawiać czy manifestować.

Gdy moja mama mnie rodziła, usłyszała, jak ryczy lew. Przeraziła się. Słyszała lwa, który zbliża się do niej wąskimi korytarzami szpitala. Dopiero po chwili zrozumiała, że to był jej krzyk. Skurcze trwały wiele godzin, ból był ogromny. Tylko matki znają ten ból. Gdy mijał – usypiała, gdy ból wracał – budziła się. Między jawą a snem usłyszała lwa, usłyszała siebie, swój ból, nawet nie krzyk, ale wycie, które wypadało przez zmęczone usta. W końcu pojawiło się ciało, które przejęła położna. Nasłuchiwała. Czekała na wdech i wydech. „W naszym wspólnym – iluż ludzi to robi – nasłuchiwaniu oddechu, jego sprawdzaniu przez młodych i starych, nie chodzi tylko o obawę. Na rewersie lęku tkwi też rodzaj magii czy obrzędu celebrującego istnienie: w ciszy pokoju, a każda cisza obejmuje od razu cały wszechświat, rozlega się szmer i rodzi ostrożna radość, oto coś bardziej jest, niż nie jest” - napisał Marek Bieńczyk w swojej najnowszej książce „Kontener” (wyd. Wielka Litera 2018), książce, która przekracza gatunki i staje się czymś więcej niż opowieść o mamie, która umarła. Z podziwem śledziłem kreślone przez Bieńczyka zdania, tak jak śledzi się ruchy i słowa mistrza.

Wracając do urodzin i mamy: te pierwsze miały być swobodną celebracją życia, która szybko okazała się niemożliwa bez zwrócenia się w stronę mamy, aktu narodzin, bólu, wydania na świat życia.

Wiele razy zdarzało mi się celebrować urodziny w zatraceniu własnym istnieniem, upojeniu zabawą, prezentami, ludźmi. Tym razem w powietrzu unosił się duch mamy, opowieść o więzi, której nie dało się przeoczyć.

Nad najprostszymi, oczywistymi zależnościami niekiedy lubiłem przeskakiwać. Skoro wiem, tak jak wszyscy wiedzą, że jestem tu, ponieważ urodziła mnie mama – po co wracać do tej chwili? Podczas ostatnich urodzin przyszła do mnie kobieta, która wyła z bólu, krwawiła i cierpiała, i z tego bólu wpadała między jawę i sen, między świadomość i nieświadomość. Rzecz jasna, to tylko fragment historii o narodzinach.

W tych są jeszcze: oczekiwanie, nadzieja, zachwyt, lęk, marzenia, odpowiedzialność, trwoga, miłość i zapowiedź wieloletniej, być może wiecznej podróży.

Karmiony przez lata psychologią uczyłem się sporo o własnych ranach i traumach. Na licznych warsztatach, treningach i terapiach opatrywałem samego siebie, czyściłem rany i pozwoliłem się zagoić temu, co bolało.

Co jednak z ranami mojej mamy? Nie uratuję jej, nie zbawię – nawet jeśli jako dziecko sądziłem, że mogę wszystko. Mogę natomiast oddać jej pokłon z wdzięcznością.

Czasami słyszę zdania tych, którzy mówią, że nie pchali się na świat. Był okres, gdy sam wypowiadałem podobne słowa. Płynęły z ignorancji, złości albo bólu, płynęły z niewidzenia. Ci, którzy mówią, że nie pchali się na świat, być może nigdy nie widzieli, jak dziecko przepycha się przez kanał rodny, chociaż uczciwiej będzie napisać o dziecku, które przepycha się przez mamę (autor tekstu, jeszcze na studiach, w ramach praktyk na oddziale położniczym miał szansę być świadkiem porodu i chwile te wbiły się trwale w jego pamięć).

Pokłon oddany mamie wydarza się pomiędzy odrzuceniem mamy a pragnieniem zbawienia mamy. Pomiędzy idealizowaniem relacji z mamą i obarczaniem mamy odpowiedzialnością czy winą za swoje dorosłe życie. Pokłon jest uznaniem, że jako mężczyzna nie mam najmniejszego pojęcia o bólu i misterium narodzin, ale mogę w głębi serca znaleźć pełne wdzięczności miejsce: jestem dzięki Tobie.

PS Na końcu chcę Państwa zostawić z fragmentem ciekawej powieści, którą właśnie skończyłem. Galsan Tschinag to tuwimski szaman, pisarz, poeta i eseista, który urodził się w górach Ałtaju. W książce „Koniec pieśni” opowiada o matce, która przyjmuje cudze dziecko, i dziecku, które straciło matkę. A ponieważ celebracja własnych narodzin okazała się podróżą „po jasnych i mrocznych ścieżkach wszystkich zakątków czasu”, poniższy fragment sprawia wrażenie pasującego idealnie:

W pierwszej chwili woda wydawała się lodowata. Dombuk usiadła w rwącym nurcie i z jej ust wyrwało się krótkie, gwałtowne: ach! Uczucie zimna szybko minęło. Rzeka wartko toczyła swe wody, a Dombuk miała wrażenie, że jej ciało znalazło się w innej przestrzeni, nieprzerwanie pieszczone i całowane setkami słodkich warg, że coś ją całkowicie uwolniło, odnowiło. Od czasu do czasu nurt wzbierał, a wtedy podeszwy jej stóp odrywały się od dna i uświadamiała sobie, że prąd mógłby ją porwać. Nie bała się jednak. Śmierć była na wyciągnięcie ręki, czymś zrozumiałym i wcale nie tak strasznym. Wszystko pozostaje, nic nie odchodzi ani nie przemija, tylko przeobraża się – myślała jakby mimochodem. Zrobiło jej się lekko na sercu i raźno na duszy. Naszła ją ochota, żeby zaśpiewać i podzielić się z innymi tym cudownym uczuciem, jakie zawładnęło jej ciałem. Miała to być pieśń pochwalna na cześć wszystkiego i wszystkich: na cześć nieba, gór, rzek i stepów Ałtaju, na cześć wzrastających traw, upałów i burz, na cześć popielatej klaczy, która przyjęła obce źrebię, na cześć ojca, który podarował jej i rodzeństwu życie i żywił ich po dzisiejszy dzień, nawet na cześć Galundżai, której nie powstrzymało ani szczęście innych ludzi, ani ich cierpienie; nawet na cześć śmierci, która nie wydawała się już tak straszna, bo nie była w stanie unicestwić życia.

Zatem przybądźcie wreszcie, bracia i siostry,
Weźcie mnie za rękę i poprowadźcie
Po jasnych i mrocznych ścieżkach
Do wszystkich zakątków czasu!

„Koniec pieśni” - Galsan Tschinag, tłumaczenie Dariusz Muszer, wyd. Babel, 2008.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.