Tekst pochodzi z newslettera Seks na "Wysokich Obcasach". Zapisz się na te i pozostałe nasze newslettery.
Na rynku wydawniczym, w księgarniach internetowych i na półkach tych stacjonarnych jest mnóstwo podręczników i poradników seksu. Ostatnio nawet taki dostałam: dwa ludziki jak ze znaku drogowego pokazują 101 pozycji seksualnych. Zrobiło mi się przykro: czy seks to tylko schemat? Gimnastyka pozbawionych powabu, ciepła skóry i zapachu ludków, które zaliczyć muszą parę wygibasów? Co my w ogóle myślimy o seksie? I co myśleć będziemy, jeśli nadal nie będzie edukacji seksualnej, a my zapomnimy, jak genialnym narzędziem komunikacji jest seks? Zaczęłam myśleć, ze takie ludziki powinny zostać objęte ministerialnym tabu…
Dzięki jednak Bogini za mądre kobiety, który odmieniły me myśli! Jedna z nich – certyfikowana coachka intymności, Agnieszka Szeżyńska napisała edukacyjne i rozwojowe arcydzieło. „Warsztaty z intymności” to książka, która wielu wywróci świat do góry nogami: po pierwsze, seks jest tu traktowany jako indywidualna ekspresja właściwa każdemu. Po drugie, Agnieszka nikomu niczego nie narzuca, za to zadaje dużo pytań – do jej książki właściwie można dopisać swoją, o sobie, jeśli zdecydujemy się na jej pytania odpowiadać pisemnie, najlepiej jeszcze w formie dziennika intymnego. Moja przyjaciółka popłakała się ze wzruszenia w pierwszym rozdziale, w którym Agnieszka zachęca do tego, by zadać sobie proste pytanie: po co właściwie jest mi seks? Czym dla mnie jest? Jaką pełni funkcję? Płakała przez następne rozdziały, kiedy padały pytania o to, co się lubi – ale nie takie jak z tej książki z ludkami ze znaków drogowych, „Elo, jak lubisz to robić? Od przodu czy od tyłu?”, tylko o prawdziwy świat pragnień, przyjemności i namiętności.
Druga kobieta, której jestem szalenie wdzięczna za pracę, którą wykonała to Voca Ilnicka. Zwłaszcza że Voca zdecydowana się na publikację swoich wieloletnich badań na wzór Shere Hite – legendarnej badaczki kobiecej seksualności, która w latach 70. XX w. przepytała 3 tys. kobiet o ich życie intymne i wydała jako „narodowe studium kobiecej seksualności” - nie mając za plecami żadnego wielkiego wydawnictwa, robiąc to z potrzeby serca i powiedzenia prawdy o złożoności tematu. We wstępie do „Uniesienia spódnicy. Seksualnych doświadczeń i kobiecej mocy” Voca pisze: „Chcę mówić o tym, jakim słowem określasz swoje genitalia i co z tego wynika. Chcę mówić o tym, jakie przeżywasz orgazmy i czy dzielisz je na 'waginalne' i 'łechtaczkowe'. Chcę mówić o tym, co się dzieje, kiedy masturbujesz się podczas porodu. O tym, jak smakuje sperma i czy chcesz, aby ktoś wytrysnął ci na twarz. O tym, że także kobiety mogą ejakulować i że jedne rozlewają się jak Ganges, a inne tryskają jak Niagara. O tym, czy fantazjujesz o seksie z kobietami i czy chodzisz z nimi do łóżka. A także o tym, czy podlewasz kwiaty swoją księżycową krwią, czy miewasz orgazmy w snach, jak wspominasz swoją pierwszą miesiączkę oraz czy dzięki seksualności czujesz się boginią”.
Czytelniczki jej książki podkreślają, że to doświadczenie seksualności u Voki nareszcie opisane jest w taki sposób, że odnosi się do samego siebie, nie jest definiowane przez czyjeś – w domyśle: męskie - pożądanie czy jakieś normy. Jest po prostu świadectwem głębokiego doświadczania samej siebie. To łączy te obydwie książki, z których naprawdę można nauczyć się dużo o seksie – czyli o sobie samej/samym.
Czytając WO dochodzę do wniosku, że chyba głównie do gadania o nim.
To nie czytaj.. I najlepiej nie komentuj
A może ja też sobie chcę pogadać, eh? Co to za agresywna wypowiedź?
Do wyrażania emocji związanych z seksem lepsze-przyjemniejsze od zacnych i pradawnych echów wydają się być achy i ochy.
a trzeba bylo kawalek dalej - "certyfikowana coachka intymnosci" brzmi pelniej :-)
dalem sie nabrac na tytul artykulu bo myslalem ze moze ktos powazny cos ciekawego napisal... ale przynajmniej zabawnie sie czytalo
ja rozumiem jeszcze tworzenie (czasem na sile) zenskich form polskich rzeczownikow.... ale co to ma byc za dziwolag?
"trenerka" juz nie wystarczy?
Sorry ale tak to zwykle wygląda. Nie tak często spotykają się dwie osoby, które żywią wobec siebie głębokie uczucie. W dodatku oboje w tym samym czasie. Zwykle jest to gimnastyka, przynajmniej dla jednej z nich. Dzięki Bogu i za te ludziki więc, bo dzięki nim ma to ręce i nogi. Oczywiście polecam też materiały wideo dla szkolenia, szczególnie młodziakom, bo takie zgredy jak ja już wiedzą co lubią i jak to robić, żeby mięśnie nie ścierpły. No i jakieś kardio kilka razy w tygodniu, bo to wstyd jak 20-parolatek dostaje zadyszki po trzech minutach i żeby złapać oddech zaczyna nagle udawać, że zależy mu na przytulaniu.
TomiK
Ok, boomer.
Chyba Tobie. Nie masz, biedaku pojęcia, jak szybko dziewczyny wskakiwały nawet nie do łóżka, ale w krzaki na wiejskich imprezach, na siano na weselach a panie z towarzystwa czy arystokratki to już do łóżka - wiadomo! Im dalej w historię się cofniesz, tym więcej swobody seksualnej uświadczysz, z pewnymi wyjątkami, oczywiście. Najbardziej pruderyjne czasy są teraz. U nas nie było epoki wiktoriańskiej.
albo razu kazały się pocałować w du...
Bo nie był w jej typie, a pensje miał pewnie też małą !
Nie. Po prostu ją szanował i nie pchał się z łapami na pierwszych randkach.
Po pół roku to już brzuch zaczynało być wydać, więc wtedy to nie tylko mógł, ale nawet musiał.
Ach szanował.
Naftaliną zapachniało. Teraz seks uznaje się za wyraz miłości, pożądania, namiętności, a nie braku szacunku.
Ok, rozumiem, były inne czasy, dziewczyny się bały ostracyzmu społecznego i ciąży, ale gloryfikowanie tego "szacunku" jest głupie.
Dotyczy chyba niechcianych zalotów albo biednego zalotnika.