Najnowszy numer Wysokich Obcasów w kioskach już 4 stycznia

red.
A w nich:
1 z 10

Wysokie Obcasy

okładka

2 z 10
Fot. Maciej Zienkiewicz/ Agencja Wyborcza.pl
Fot. Maciej Zienkiewicz/ Agencja Wyborcza.pl

czas na zmianę?

Ludzie rzucają pracę, chłopaka, żonę, zrywają toksyczne przyjaźnie, zmieniają swoje życie o 180 stopni. Często potem mówią: "To był impuls!". Ale przecież takich zmian nie dokonuje się nagle. One najpierw kiełkują, a potem dojrzewają, czasem bardzo długo i nie wszystko jest takie lekkie i przyjemne jak w opowieściach pt. "Rzucił korporację i kupił bilet do Buenos Aires. W jedną stronę". Ponieważ zmiana zwykle boli - aby coś zyskać, trzeba najpierw coś stracić. A przy tym są jakieś ofiary. O tym raczej się nie wspomina.

3 z 10
Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Wyborcza.pl
Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Wyborcza.pl

Joanna Bochniarz: Odeszłam od męża. Straciłam pracę. Porzuciłam to miasto

Grzeczna?
Nie znoszę tego słowa. "Grzeczna dziewczynka" brzmi jak obiekt tresury, a dziecko jest pełnym człowiekiem, tak mówił Korczak.
Od zawsze miałam za wzór dwoje bardzo ambitnych ludzi i sama postawiłam sobie poprzeczkę wysoko. To był plan: studia prawnicze, małżeństwo, kariera. Dzieci zaraz po studiach, żeby urodzić i zdążyć rozkręcić się zawodowo.

Zrealizowałaś punkt po punkcie.
Byłam pokazywana rówieśnikom jako przykład udanego startu w dorosłość. Ich rodzice suszyli im głowy: "Zobacz, jak Joasi się świetnie układa, ma dzieci i robi karierę". Pojawiłam się nawet w kilku artykułach w pismach kobiecych o łączeniu pracy z domem.

Idealna córka Henryki Bochniarz.
W głowie dość szybko zaczęły pojawiać się pytania: czy zostając prawnikiem w międzynarodowej korporacji, zrealizowałam swój plan czy cudzy? Czy mój mąż to na pewno facet na całe życie, czy może wielka, ale i ślepa miłość? Dlaczego przestałam śpiewać, skoro tak to lubiłam?
Tyle że pociąg był już rozpędzony i jako osoba odpowiedzialna tłumaczyłam sobie, że takie jest życie. Nie można mieć wszystkiego. I trzeba ponosić konsekwencje własnych wyborów, nawet tych nietrafionych.

Bo trzeba.
Tak.
Żal mi osób, którym pokazywano mnie jako wzór: "Zobacz, jak Joasia sobie radzi!", "Dorośnij!", "Załóż rodzinę!". A niby dlaczego? Jeśli ktoś chce szukać swojej drogi, to niech próbuje tyle czasu, ile trzeba.

Kto zarabiał więcej, ty czy twój mąż?
Delikatna sprawa. Ja.

Ile?
Kilkanaście tysięcy. Kiedy mówiłam, że się w pracy nie realizuję, słyszałam, że jestem rozpieszczona. To rozpoczęło proces oddalania się od siebie.

Jak długo tak żyłaś?
15 lat. To było miłe, poukładane życie. Trójka cudnych dzieci. Co roku narty w Alpach. W wakacje - ciepłe kraje. Mieszkaliśmy na 120 metrach przy Rakowieckiej na warszawskim Mokotowie.

Szybko wracałaś do pracy po ciążach?
Po urodzeniu Kuby wróciłam po czterech miesiącach, Marysi - po ośmiu, Zuzi - już po trzech miesiącach. Szybko, bo do zrobienia był prospekt emisyjny dużego koncernu medialnego.

I to takie ważne?
Ten koncern wchodził na giełdę, ktoś musiał to przygotować. Udowadniałam sobie, że mogę połączyć pracę z macierzyństwem.

Z Joanną Bochniarz rozmawia Grzegorz Sroczyński

4 z 10

''Niewolnica Isaura'' - telenowela wszech czasów

Lucelii Santos, 18-letniej córce robotnika z przedmieść Sao Paulo, miała prawo odbić palma. W wieku 18 lat została największą gwiazdą w historii telenoweli.
Jej twarz i płoche spojrzenie znały miliony ludzi w 130 krajach. Widzowie przysyłali jej krowy, żeby wykupić ją z niewoli, wypisywali jej imię na murach, w Chinach głosami 300 mln widzów przyznano jej pierwszą w historii nagrodę dla zagranicznej aktorki. Na Kubie w porze wyświetlania serialu nie jeździły taksówki, a wśród jej największych fanów był sam Fidel Castro. "Niewolnica Isaura" - drugiej takiej telenoweli nie było już nigdy.
W Polsce w 1985 roku nie było nikogo, kto nie kojarzyłby jej grubych brwi, gładkich włosów z przedziałkiem i lekkiego zezika. Kiedy przyjechała tu w towarzystwie Rubensa de Falco, czyli filmowego Leoncia - ciemiężyciela Isaury - na ulicach wiwatowały tłumy. Podróż z Warszawy do Krakowa zajęła im cały dzień, bo zatrzymywano ich w każdej miejscowości, witano jak prawdziwą telenowelową parę królewską. Pod Wierzynkiem w Krakowie, gdzie jedli obiad, zebrał się tłum, którego nie widziano od czasów wizyty papieża. Podobnie było na Węgrzech i w Grecji, w Chinach i RPA, na Kubie i w Rosji. Isaura, biała niewolnica cierpiąca katusze z powodu lubieżnych zakusów wąsatego Leoncia, nie znała językowych ani kulturowych barier, nie zrażała do siebie kiepskim aktorstwem i scenografią. Historia białoskórej niewolnicy, rozgrywająca się na brazylijskiej plantacji pod koniec XIX wieku, poruszała tak samo jako "Niewolnica Izaura", "La Esclava Isaura" czy "Isaura, Slave Girl". Była symbolem ciemiężonych, świętą Isaurą i erotyczną fantazją milionów mężczyzn na całym świecie.

5 z 10

Barbara Jurga - Polka walcząca z dyskryminacją

Kierowniczka przedszkola nie miała odpowiednich kwalifikacji. Moje, mimo że zdobyte w Londynie, szybko i na przekór faktom zaszufladkowała jako "przywiezione z Polski". Próbowała w ten sposób podważyć mój autorytet.

6 z 10

Zapach wielkiego miasta

Przez siedem lat trenowała węch i kolekcjonowała najróżniejsze molekuły zapachowe. W tym czasie uzbierała ich ponad 8 tys. Ale efektem jej pracy nie są perfumeryjne bestsellery. Co prawda Sissel stosuje te same techniki i wiedzę co perfumiarze (m.in. analizę "headspace", czyli badanie powietrza unoszącego się nad źródłem zapachu), ale wykorzystuje je po to, by pokazać rzeczywistość: ciało, miasto, sytuację, obiekt. Tak narodził się jej projekt "SmellScape", czyli zapachowa mapa miasta.

7 z 10
Fot. A.Kozak/Centrum Nauki Kopernik
Fot. A.Kozak/Centrum Nauki Kopernik

Baran, rak, czy wężownik. Jakim znakiem jesteś naprawdę?

Już Ptolemeusz wiedział, że Słońce zahacza w czasie swojej wędrówki o dodatkowy gwiazdozbiór, ale wszystkim wydawało się, że liczba 12 jest taka ładna, że warto troszkę naciągnąć rzeczywistość.

Rozmowa Ireny Cieślińskiej z Weroniką Śliwą, doktorem astronomii, kierownikiem planetarium Niebo Kopernika w Centrum Nauki ''Kopernik'' w Warszawie, pasjonatką kosmologii i historii poznawania Wszechświata.

8 z 10

Dzień z życia asystentki - jazda bez trzymanki

Multitasking uskuteczniam codziennie: czytam dokument, odpowiadam na e-maile, na bardzo ważne pytanie szefa, witam niezapowiedzianych gości. I to wszystko jednocześnie.

9 z 10
Fot. Arkadiusz Ścichocki/Agencja Wyborcza.pl, stylizacja Zuzanna Wiciejowska
Fot. Arkadiusz Ścichocki/Agencja Wyborcza.pl, stylizacja Zuzanna Wiciejowska

Smakołyki królowej

Pieczone z francuskiego ciasta foremki, gdy rosły w piecu, zdawały się z niego wylatywać. Dostępne dziś w sklepach gotowe, całkiem spore lub mini, na jeden kęs, cieszą i ułatwiają życie.
Bouchees a la reine znane jako vol-au-vent.

10 z 10
Fot. Albert Zawada/Agencja Wyborcza.pl
Fot. Albert Zawada/Agencja Wyborcza.pl

Jestem nierozsądnym człowiekiem. Rozmowa z filozofem i pisarzem Łukaszem Orbitowskim

Naszymi autorytetami są dzisiaj gwiazdy pop wyglądające jak dziwki, narkomani z forsą, wykształceni debile. Dziękuję bardzo.
Traktuję internet tak, jak traktowałem kaseciaka - jest mi potrzebny, ale w nim nie żyję. Dziś ludzie gniotą się całą noc w kolejce po nowy telefon. Nasi dziadkowie po cukier tak nie stali! Mógłbym stać w nocy po lekarstwo dla dziecka. Istnieje granica zdziwienia, przed którą się zatrzymuję z rozdziawioną gębą i pytam, o co chodzi. Nie rozumiem, jak można denerwować się z powodu statusu na Facebooku. Treścią mojego życia są rzeczy archaiczne. Lubię spędzać czas z przyjaciółmi, pić wódkę, podnosić ciężary, bawić się z synem, włóczyć się po świecie z moją dziewczyną. Gdybym został odcięty od technologii, zmieniłoby się tylko jedno: trudniej by mi się pracowało. Jako pisarz i publicysta funkcjonuję na prawach dziwadła, jako człowiek jestem przykładem indolencji - nie mam prawa jazdy i nie umiem niczego naprawić.

Przewiń i czytaj dalej Wysokie Obcasy