Najnowszy numer Wysokich Obcasów w kioskach już 26 października

red.
A w nich:
1 z 11

Wysokie Obcasy

okładka

2 z 11
Fot. Maciej Zienkiewicz/ Agencja Wyborcza.pl
Fot. Maciej Zienkiewicz/ Agencja Wyborcza.pl

Od redakcji: ludzie - najlepsze lekarstwo na niemoc

Kiedy myślę o swojej emeryturze przez pryzmat ZUS-u i OFE, odczuwam paraliżujący lęk. Czy uda mi się przeżyć? Spłacić kredyt? Czy będę zdolna pracować? Czy nie powali mnie choroba? Czy nie będę dla swoich dzieci ciężarem, którego one nie będą w stanie udźwignąć?
Gdy ostatnio rozmawiałam z przyjaciółką, która lęki ma podobne, postanowiłyśmy inaczej na to spojrzeć. To chyba ona podczas tej dyskusji na temat strategii myślenia o naszej starości, powiedziała wreszcie: "Przestań myśleć o OFE, pomyśl o ludziach". No jasne, pomyślmy o ludziach. To jest chyba jedyny "fundusz inwestycyjny", w który naprawdę warto inwestować - nie pieniądze, ale czas i zaangażowanie. I kiedy w ten sposób zaczynam myśleć o tym, co będzie za 30 lat, boję się zdecydowanie mniej.

3 z 11

Holly Maniatty rapuje na migi

Wygląda jak zwykła dziewczyna naśladująca gesty rapujących muzyków pod sceną. W rzeczywistości przekłada ich utwory na język migowy dla niesłyszących.

4 z 11
Rys. Maciej Sieńczyk
Rys. Maciej Sieńczyk

Narcyz i ja

On jest elokwentny, świetnie wykształcony, przedsiębiorczy. Ona podobnie. Kiedy się poznają, na naukowej konferencji, N. robi na Ewie ogromne wrażenie. Charyzmatyczny, przystojny, a do tego człowiek orkiestra. Zna języki, gra na pianinie, filmuje, biega. Otwiera się przed nią już na pierwszym spotkaniu. Bardzo dużo opowiada, głównie o sobie. Mówi: ja biolog, ja psycholog, ja filmowiec, no więc ja, taki ja. Nie jest zainteresowany tym, co Ewa. Nie zadaje jej pytań. Ale Ewa bierze to za dobrą monetę. Siedzi zasłuchana i oczarowana, myśli: poznałam wspaniałego mężczyznę.
Po dwóch miesiącach decyduje o rozstaniu z mężem. Swoje życie chce związać z N. Spędzają wieczór, na którym planują wspólną przyszłość. Ewa wraca do domu cała w skowronkach. Następnego dnia telefon. Dzwoni N.: - Urywam kontakt. Nie mogę w tym uczestniczyć. Rozbijam wasze małżeństwo, nie powinienem. - Co, jak to? - Nie mam ochoty o tym rozmawiać. Ewa zostaje z telefonem w ręku, skołowana. Nie rozumie, płacze, nie może się pozbierać.
Dwa dni później N. dzwoni: - Nie mogę bez ciebie żyć. Jesteś najważniejsza. Wyjedź ze mną. Takie huśtawki to część życia z N. Najpierw odtrąca Ewę, a potem bezgranicznie ją kocha. Ewa: - Nie wiem, dlaczego dałam się w to wkręcić. Do dziś nie mogę sobie tego wybaczyć.

5 z 11

José Mujica i Lucia Topolansky - najskromniejsza para u władzy

90 proc. swojej pensji oddają na cele społeczne. W wolnym czasie relaksują się, hodując kwiaty. Prezydent i prezydentowa Urugwaju.

6 z 11

Z motyką na Chiny. Rozmowa z Katarzyną Pawlak, autorką książki ''Za Chiny ludowe''

Trudno było po dwóch latach wrócić do Warszawy?
Co kilka miesięcy powtarza się taka scena: jadę przez miasto z lotniska i mam wrażenie, że wybuchła jakaś bomba, która nie uszkodziła budynków, ale zabrała wszystkich ludzi. Tak jest tu pusto! I nie ma życia, takiego ulicznego, które w Chinach kocham. Chińczycy mają na to określenie renao: gorąco-głośno - tu ktoś śpiewa, tam tańczy, jeszcze ktoś inny przyprowadza wózek z jedzeniem. Warszawa tego nie ma. Za każdym razem, gdy tu wracam, żałuję, że zza rogu nie wyjedzie trójkołówka ze smażonymi naleśnikami, a ja nie zejdę na dół w piżamie i ich nie zjem. Tam wspólnota mieszkańców to jest często wciąż realna wspólnota życia, horyzont. Kiedy mam kłopoty, potrzebuję rady, to idę się z nimi spotkać. U nas jest tak, że jeśli nie masz pieniędzy, to nie wejdziesz do lokalu, a tam ci, którzy ich nie mają, wyniosą sobie magnetofon na ulicę i zrobią wieczór z tańcami.
W ogóle w Chinach nigdy nie bałam się wieczorem, nawet samotnie spacerując czy biegając. Poziom agresji jest nieporównanie niższy niż u nas. W parkach wieczorami są tłumy, ludzie grają w zośkę, w badmintona, w madżonga, rozmawiają. Albo chodzą tyłem. To jest przepiękny widok, te przechadzające się tyłem starsze pary. W ten sposób, jak mi tłumaczyli, dbają o te mięśnie, które przez cały dzień nie były poruszane podczas chodzenia normalnie, do przodu.

W tych pędzących przed siebie Chinach jest jeszcze na to czas?
Coraz mniej. Powoli wspólną, dostępną dla wszystkich przestrzeń wypiera ta, za którą trzeba płacić - strzeżone osiedla, centra handlowe. Albo kluby fitness ze złotą kartą członkowską. W Chinach, które ja pokochałam, wartością było to, co można nazwać samokultywacją - dbanie o siebie, o swoje ciało. To chodzenie tyłem na przykład. Albo starsi ludzie, którzy - bezwiednie - podczas rozmowy ostukują sobie te ważne miejsca na ciele, które odpowiadają za przepływ energii. Młodsze pokolenie już tego nie ma - woli zapłacić za masaż, zwłaszcza w modnym klubie. Boję się, że ta przestrzeń zniknie wraz ze starszym pokoleniem, które jeszcze schodzi na dół rano w piżamie zjeść razem śniadanie. I nawet przyjmuję zakłady, czy to osiedle w Szanghaju, na którym mieszkałam, takie w starym stylu, będzie jeszcze, kiedy tam niebawem wrócę. Większość moich znajomych obstawia, że nie. Pierwsze, co chcę zrobić po powrocie do Chin, to to sprawdzić.

7 z 11

Adrian ze Zgierza

Na billboardach firmy Adrian były już: blondynka w rozmiarze 46, piosenkarka na wózku inwalidzkim, facet w rajstopach. Teraz rajstopy i pończochy oglądamy na nogach starszych pań. - Dbam, żeby dobrze się sprzedać, ale nie tylko o pieniądze chodzi - mówi właścicielka firmy, która te kampanie wymyśliła. Z Małgorzatą Rosołowską-Pomorską, założycielką i właścicielką zgierskiej fabryki rajstop Adrian, rozmawia Agnieszka Urazińska.

8 z 11

Za mamusię, za tatusia, leci samolocik

Mnóstwo się dzieje wokół jedzenia, jeśli chodzi o komunikację w rodzinie. Dla dziecka to często jedyny obszar, w którym może ono zawalczyć o swoją niezależność. Z Dorotą Mintą, psychologiem klinicznym, rozmawia Aleksandra Więcka.

9 z 11

Kukurydza, fasola i dynia - trio o łagodnym usposobieniu

Towarzystwo chili, czosnku, oregano i kuminu dobrze im robi. Gałka muszkatołowa wydobywa dojrzałą słodycz, grzyby uwypuklają ziemistość, szałwia, rozmaryn, cząber pasują razem i osobno. Pomidory i papryka ożywiają siostrzany zestaw. Dynię dobrze jest obsmażyć, fasolę trzeba namoczyć i ugotować, a kukurydzę, jeśli jest w formie suchej, zmielonej przerobić na placki, chleb lub kruchy spód. Daniem, które pielgrzymi z Europy zapożyczyli od Indian, a które pozwoliło im przetrwać na nowej ziemi, był succotash, garnek duszonej kukurydzy i fasoli z dodatkami. Do dziś w niezliczonych wersjach succotash jest podawany na Święto Dziękczynienia.

10 z 11
Fot. Filip Springer
Fot. Filip Springer

Samotnia

Nie dadzą rady, chyba że podniosą ceny, zakażą turystom przynoszenia jedzenia i będą kasować za wszystko, nawet za wrzątek i pamiątkową pieczątkę. A tego zrobić nie mogą. Wyroku na Samotnię więc nie podpiszą, trzeba się będzie ze schroniska wynieść. A może jednak jakoś dadzą radę?

11 z 11

Dary niepamięci

Moja zdystansowana mama dzięki alzheimerowi stała się emocjonalna, ciągle mówiła nam, że nas kocha, chciała się tulić. Do ojca zwracała się: "mój najukochańszy", "mój najważniejszy". Z Davidem Sievekingiem, reżyserem filmu ''Nie zapomnij mnie'', rozmawia Agnieszka Jucewicz.

Przewiń i czytaj dalej Wysokie Obcasy