Najnowszy numer Wysokich Obcasów w kioskach już 26 października
Wysokie Obcasy
okładka
Od redakcji: ludzie - najlepsze lekarstwo na niemoc
Kiedy myślę o swojej emeryturze przez pryzmat ZUS-u i OFE, odczuwam paraliżujący lęk. Czy uda mi się przeżyć? Spłacić kredyt? Czy będę zdolna pracować? Czy nie powali mnie choroba? Czy nie będę dla swoich dzieci ciężarem, którego one nie będą w stanie udźwignąć?
Gdy ostatnio rozmawiałam z przyjaciółką, która lęki ma podobne, postanowiłyśmy inaczej na to spojrzeć. To chyba ona podczas tej dyskusji na temat strategii myślenia o naszej starości, powiedziała wreszcie: "Przestań myśleć o OFE, pomyśl o ludziach". No jasne, pomyślmy o ludziach. To jest chyba jedyny "fundusz inwestycyjny", w który naprawdę warto inwestować - nie pieniądze, ale czas i zaangażowanie. I kiedy w ten sposób zaczynam myśleć o tym, co będzie za 30 lat, boję się zdecydowanie mniej.
Holly Maniatty rapuje na migi
Wygląda jak zwykła dziewczyna naśladująca gesty rapujących muzyków pod sceną. W rzeczywistości przekłada ich utwory na język migowy dla niesłyszących.
Narcyz i ja
On jest elokwentny, świetnie wykształcony, przedsiębiorczy. Ona podobnie. Kiedy się poznają, na naukowej konferencji, N. robi na Ewie ogromne wrażenie. Charyzmatyczny, przystojny, a do tego człowiek orkiestra. Zna języki, gra na pianinie, filmuje, biega. Otwiera się przed nią już na pierwszym spotkaniu. Bardzo dużo opowiada, głównie o sobie. Mówi: ja biolog, ja psycholog, ja filmowiec, no więc ja, taki ja. Nie jest zainteresowany tym, co Ewa. Nie zadaje jej pytań. Ale Ewa bierze to za dobrą monetę. Siedzi zasłuchana i oczarowana, myśli: poznałam wspaniałego mężczyznę.
Po dwóch miesiącach decyduje o rozstaniu z mężem. Swoje życie chce związać z N. Spędzają wieczór, na którym planują wspólną przyszłość. Ewa wraca do domu cała w skowronkach. Następnego dnia telefon. Dzwoni N.: - Urywam kontakt. Nie mogę w tym uczestniczyć. Rozbijam wasze małżeństwo, nie powinienem. - Co, jak to? - Nie mam ochoty o tym rozmawiać. Ewa zostaje z telefonem w ręku, skołowana. Nie rozumie, płacze, nie może się pozbierać.
Dwa dni później N. dzwoni: - Nie mogę bez ciebie żyć. Jesteś najważniejsza. Wyjedź ze mną. Takie huśtawki to część życia z N. Najpierw odtrąca Ewę, a potem bezgranicznie ją kocha. Ewa: - Nie wiem, dlaczego dałam się w to wkręcić. Do dziś nie mogę sobie tego wybaczyć.
José Mujica i Lucia Topolansky - najskromniejsza para u władzy
90 proc. swojej pensji oddają na cele społeczne. W wolnym czasie relaksują się, hodując kwiaty. Prezydent i prezydentowa Urugwaju.
Z motyką na Chiny. Rozmowa z Katarzyną Pawlak, autorką książki ''Za Chiny ludowe''
Trudno było po dwóch latach wrócić do Warszawy?
Co kilka miesięcy powtarza się taka scena: jadę przez miasto z lotniska i mam wrażenie, że wybuchła jakaś bomba, która nie uszkodziła budynków, ale zabrała wszystkich ludzi. Tak jest tu pusto! I nie ma życia, takiego ulicznego, które w Chinach kocham. Chińczycy mają na to określenie renao: gorąco-głośno - tu ktoś śpiewa, tam tańczy, jeszcze ktoś inny przyprowadza wózek z jedzeniem. Warszawa tego nie ma. Za każdym razem, gdy tu wracam, żałuję, że zza rogu nie wyjedzie trójkołówka ze smażonymi naleśnikami, a ja nie zejdę na dół w piżamie i ich nie zjem. Tam wspólnota mieszkańców to jest często wciąż realna wspólnota życia, horyzont. Kiedy mam kłopoty, potrzebuję rady, to idę się z nimi spotkać. U nas jest tak, że jeśli nie masz pieniędzy, to nie wejdziesz do lokalu, a tam ci, którzy ich nie mają, wyniosą sobie magnetofon na ulicę i zrobią wieczór z tańcami.
W ogóle w Chinach nigdy nie bałam się wieczorem, nawet samotnie spacerując czy biegając. Poziom agresji jest nieporównanie niższy niż u nas. W parkach wieczorami są tłumy, ludzie grają w zośkę, w badmintona, w madżonga, rozmawiają. Albo chodzą tyłem. To jest przepiękny widok, te przechadzające się tyłem starsze pary. W ten sposób, jak mi tłumaczyli, dbają o te mięśnie, które przez cały dzień nie były poruszane podczas chodzenia normalnie, do przodu.
W tych pędzących przed siebie Chinach jest jeszcze na to czas?
Coraz mniej. Powoli wspólną, dostępną dla wszystkich przestrzeń wypiera ta, za którą trzeba płacić - strzeżone osiedla, centra handlowe. Albo kluby fitness ze złotą kartą członkowską. W Chinach, które ja pokochałam, wartością było to, co można nazwać samokultywacją - dbanie o siebie, o swoje ciało. To chodzenie tyłem na przykład. Albo starsi ludzie, którzy - bezwiednie - podczas rozmowy ostukują sobie te ważne miejsca na ciele, które odpowiadają za przepływ energii. Młodsze pokolenie już tego nie ma - woli zapłacić za masaż, zwłaszcza w modnym klubie. Boję się, że ta przestrzeń zniknie wraz ze starszym pokoleniem, które jeszcze schodzi na dół rano w piżamie zjeść razem śniadanie. I nawet przyjmuję zakłady, czy to osiedle w Szanghaju, na którym mieszkałam, takie w starym stylu, będzie jeszcze, kiedy tam niebawem wrócę. Większość moich znajomych obstawia, że nie. Pierwsze, co chcę zrobić po powrocie do Chin, to to sprawdzić.
Adrian ze Zgierza
Na billboardach firmy Adrian były już: blondynka w rozmiarze 46, piosenkarka na wózku inwalidzkim, facet w rajstopach. Teraz rajstopy i pończochy oglądamy na nogach starszych pań. - Dbam, żeby dobrze się sprzedać, ale nie tylko o pieniądze chodzi - mówi właścicielka firmy, która te kampanie wymyśliła. Z Małgorzatą Rosołowską-Pomorską, założycielką i właścicielką zgierskiej fabryki rajstop Adrian, rozmawia Agnieszka Urazińska.
Za mamusię, za tatusia, leci samolocik
Mnóstwo się dzieje wokół jedzenia, jeśli chodzi o komunikację w rodzinie. Dla dziecka to często jedyny obszar, w którym może ono zawalczyć o swoją niezależność. Z Dorotą Mintą, psychologiem klinicznym, rozmawia Aleksandra Więcka.
Kukurydza, fasola i dynia - trio o łagodnym usposobieniu
Towarzystwo chili, czosnku, oregano i kuminu dobrze im robi. Gałka muszkatołowa wydobywa dojrzałą słodycz, grzyby uwypuklają ziemistość, szałwia, rozmaryn, cząber pasują razem i osobno. Pomidory i papryka ożywiają siostrzany zestaw. Dynię dobrze jest obsmażyć, fasolę trzeba namoczyć i ugotować, a kukurydzę, jeśli jest w formie suchej, zmielonej przerobić na placki, chleb lub kruchy spód. Daniem, które pielgrzymi z Europy zapożyczyli od Indian, a które pozwoliło im przetrwać na nowej ziemi, był succotash, garnek duszonej kukurydzy i fasoli z dodatkami. Do dziś w niezliczonych wersjach succotash jest podawany na Święto Dziękczynienia.
Samotnia
Nie dadzą rady, chyba że podniosą ceny, zakażą turystom przynoszenia jedzenia i będą kasować za wszystko, nawet za wrzątek i pamiątkową pieczątkę. A tego zrobić nie mogą. Wyroku na Samotnię więc nie podpiszą, trzeba się będzie ze schroniska wynieść. A może jednak jakoś dadzą radę?
Dary niepamięci
Moja zdystansowana mama dzięki alzheimerowi stała się emocjonalna, ciągle mówiła nam, że nas kocha, chciała się tulić. Do ojca zwracała się: "mój najukochańszy", "mój najważniejszy". Z Davidem Sievekingiem, reżyserem filmu ''Nie zapomnij mnie'', rozmawia Agnieszka Jucewicz.