Wysokie Obcasy, 1 września
Wysokie Obcasy
okładka
Od Redakcji: Nauczyciel. Czy taka praca się opłaca?
Nie potrafimy spokojnie rozmawiać o pracy i pensjach nauczycieli. Jest albo ''zazdrość'' albo ''nagonka''
Nauczycielka prosi o szacun
Społeczeństwo zazdrości nauczycielom dwóch miesięcy wakacji i ferii zimowych. Wychodzenia z pracy o 13. Urlopu na poratowanie zdrowia. Sympatii nie budzi też ciągłe narzekanie na brak pieniędzy. A już zwłaszcza Polacy nie znoszą wuefistów. Bo co to za praca grać w piłkę z dzieciakami sześć godzin dziennie w sali gimnastycznej? Każdy by tak chciał.
Gdy profesor Leszek Balcerowicz powiedział, że nauczyciele to grupa roszczeniowa i trzeba zabrać im Kartę nauczyciela, społeczeństwo odetchnęło z ulgą. Wreszcie skubani zobaczą, co to znaczy prawdziwe życie i ciężka praca.
Wróżka prawdę ci powie?
Nie tylko kobiety chodzą do wróżek, mężczyźni także szukają w kartach odpowiedzi na dręczące ich pytania, ale rzadko się do tego przyznają. Anna Fijałkowska w wywiadzie opublikowanym w ''Dzienniku Wschodnim'' opowiadała, że z jej usług korzystają często biznesmeni. Podjeżdżają luksusowymi samochodami wraz ze swoimi asystentkami i pytają: ''Proszę pani, zamierzam kupić dom. Dwadzieścia cztery kondygnacje. Czy w ciągu dwóch lat przyniesie mi to zysk?''. Patrzę w karty i mówię: ''Nie!''. I nie kupują. Pyta drugi: ''Mam kopalnię. Sprzedać czy zainwestować?''. Zaglądam w karty i widzę, że w ciągu dwóch lat kopalnia przyniesie zyski. ''Dobra, kupujemy nowe maszyny'' - mówi do swojej asystentki.
Spirala nieporozumień
Kryzys, umowa śmieciowa, wynajęta kawalerka, ale moja przyjaciółka Basia założyła spiralę antykoncepcyjną prywatnie, za 540 zł, zamiast skorzystać z NFZ. Bez sensu?
Prison smart zza więziennych krat
Ty Basiu nie wiesz, co się we mnie porobiło. Nie, żebym się picował, tylko ja teraz Basiu to bym już chciał być dobrym człowiekiem. I teraz to nie jest mi dobrze Basiu, bo widzę ile głupot w życiu porobiłem... ale przecież te oddychanie i inne te asany to ja myślę, że już do tego nie wruce.
Patrzę na nich, gdy robią sudarshan kriyę i przypominam sobie moje początki. Dwie córki, dwa rozwody, stres, uzależnienie od byłego męża, zazdrość - tak wyglądało moje życie, kiedy 6 lutego 1993 roku (w urodziny) trafiłam na pierwszy kurs fundacji Art of Living.
Zawód: snajper
Irakijka, o której piszesz w pierwszym rozdziale ''Celu Snajpera'', to był twój pierwszy cel. Czy ten strzał był trudniejszy niż następne?
Tak. To była pierwsza osoba, którą musiałem zabić. Nie wiedziałem, czy będę do tego zdolny. Kiedy starałem się przygotować do wykonania swojej pracy, myślałem, że będę zabijać żołnierzy wroga. A kiedy znaleźliśmy się w Iraku, okazało się, że mój pierwszy cel nie nosi munduru i że jest to kobieta, nie mężczyzna. Na początku się wahałem, próbowałem nawet przekonać chłopaków z marines, żeby ją zabili, żebym ja nie musiał - ale ostatecznie ja musiałem to zrobić. Byłem wściekły, że postawiła mnie w sytuacji, w której musiałem podjąć tę decyzję. Byłem na nią bardzo zły.
A czy miałeś wrażenie, że wtedy przekroczyłeś jakąś linię? Że nigdy nie będziesz taki sam?
Zrozumiałem, że nie mogę myśleć o wrogach jako o ludziach. Muszę myśleć o nich jako o terrorystach, o celach, zapomnieć o tym, że mają rodziny i przyjaciół. Myśleć tylko o tym, że oni próbują zabić mnie i moich przyjaciół i albo ja zabiję ich, albo oni zabiją mnie. Czy wolałbym raczej zobaczyć, jak moi kumple umierają, czy zobaczyć jej śmierć? Wybrałem ją.
Dlatego też nazywasz Irakijczyków dzikusami i bandytami?
Tak, to część dehumanizowania wroga. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wychodzi na ulicę i nie zaczyna po prostu zabijać ludzi. To nie jest normalne, to psychopatia. Nie możesz zabijać i czuć się ze sobą dobrze. Więc musisz dehumanizować wroga.
Mówiłeś, że napisałeś książkę, bo chciałeś pokazać, jak okropna jest wojna. Tyle że bardzo często opisujesz ją jako wspaniałą przygodę.
Nowoczesny oligocen Ewy Rudnickiej
Stworzyła miejsce, gdzie można usiąść, porozmawiać, napić się wody. Niby nic, ale chętnych jest wielu Sprowadziła UFO na warszawski plac Na Rozdrożu, a teraz zamieniła zwykły pawilon zdroju oligoceńskiego na Mariensztacie w otwarte miejsce spotkań. Architektka Ewa Rudnicka wraz z Fundacją Nowej Kultury ''Bęc Zmiana'' właśnie zbudowała dla mieszkańców na ul. Furmańskiej 14 Miejską Rzeźbę Wodną.
''Wiek cudów'' Karen Thompson Walker
Kalifornijczycy od najmłodszych lat wiedzą, co robić w razie trzęsienia ziemi. Każdy ma w garażu zapas wody, latarkę na dynamo i jedzenie w puszkach. Ludzie z zewnątrz widzą piękną pocztówkę z plażami, a my widzimy pęknięcia. Z Karen Thomson Walker rozmawia Magdalena Lankosz
To Warszawiaki, fajne chłopaki są
Mają po dwadzieścia kilka i trzydzieści parę lat. Ekonomista, wokalistka, konserwatorka, student geologii, przewodnik, charakteryzatorka, punkowy gitarzysta. Są z Ochoty, Bródna, Pragi, Woli, Saskiej Kępy i Grochowa. Klawa ferajna. Grupa Teatralna ''Warszawiaki''. Główny skład to kilka osób, ale grupa rozrasta się nierzadko do osób kilkunastu.
Wszystko zaczęło się od Matiny Bocheńskiej, arystokratki. Jej mama Małgorzata przez lata prowadziła w swoim mieszkaniu przy ulicy Saskiej tzw. Salon 101, gdzie na dyskusję, kawę i inne napitki przychodziła ówczesna bohema, elita intelektualna i zagraniczni goście. Matina do dzisiaj, teraz we własnym M na Grochowie, najlepiej zasypia przy włączonym telewizorze - przypomina jej gwar z dzieciństwa.
Dodawanie warzyw
Zainspirował mnie blog ''bez dokładek'' - www.neverseconds.blogspot.com. Rówieśnica mojej córki Martha Payne ze Szkocji fotografuje, pokazuje i ocenia dania ze szkolnej stołówki, zbierając równocześnie pieniądze na jedzenie dla dzieci w Afryce. Odkąd lokalne władze próbowały zablokować ujawnianie i komentowanie zawartości szkolnego talerza, blog odnosi wielki sukces.
Fotki to niezły sposób, by dowiedzieć się, czym karmione są nasze dzieci, i na to wpłynąć. 8 września otworzymy na stronie www.wysokieobcasy.pl galerię, na którą wasze dzieciaki i wy będziecie mogli wrzucać zdjęcia stołówkowych obiadów (ze szkoły, a także z miejsca pracy) i je komentować. Ale pastwienie się nad jedzeniem stołówkowym byłoby zbyt proste. Niech to będzie krytyka konstruktywna. Przykłady, że się da. Najpilniejsza potrzeba to rozszerzenie repertuaru warzyw.
Odmładzanie po sześćdziesiątce
Alergiczka po sześćdziesiątce idzie się odmładzać do kliniki medycyny estetycznej
Jak chorować, to na Hawajach
Przeziębienie to wyrafinowane tortury. Nie, nie chodzi wcale o pieczenie w nosie i ból gardła. Jeśli pieczenie, to już raczej pleców. Co do gardła - owszem, trudności w przełykaniu, ale nie tyle z powodu niedyspozycji, ile oferowanych do przełykania specjałów. Bo czy gorące mleko z masłem, miodem i odrobiną czosnku może łatwo przejść przez gardło? Albo sok z siekanej cebuli zmieszanej z cukrem? Plecy piekły od gorczyczników - płatów papieru nasączonego proszkiem ze zmielonych ziaren gorczycy. Moczyło się to w wodzie i przyklepywało na skórze. Po kilku minutach człowiek czuł się jak w piekle
Ciężarna na zwolnieniu
Twierdziła, że woli być na słoneczku na leżaku aniżeli w pracy. Nic dziwnego. Tylko czy na tym polega zwolnienie lekarskie w związku z chorobą?
Ładne otoczenie to fanaberia
Działki - zielone płuca miast. Szkoda, że przez dwa miesiące jesienią i dwa wiosną zmieniają się w gigantyczne spalarnie. Płoną tony liści, gałęzie, a często wszystko, co niepotrzebne