w numerze z 31 marca

red.
Nowy numer Wysokich Obcasów w kioskach już 31 marca. A w nim:
1 z 7

Okładka

Okładka

2 z 7

Od Redakcji

Apel, żeby się zatrzymać, nie jest nowy. Niby wszyscy to wiemy, ale czy coś z tej wiedzy wynika? Mówimy, że świat przyspieszył i nie ma już od tego odwrotu - nowe technologie przewróciły do góry nogami rynek pracy, relacje między ludźmi, stosunek do własnego ciała. Dzisiaj nie wystarczy być dobrym, trzeba być najlepszym. Czy to dziwne, że chcemy nasze dzieci zahartować do tego biegu, w którym przyjdzie im brać udział? Efekt jest taki, że sposób, w jaki je traktujemy, coraz częściej przypomina sposób, w jaki mierzymy się z kolejnym projektem. Projektem, z którego będziemy bezwzględnie rozliczeni. Czy to oznacza, że się zagalopowaliśmy, czy że świat zwariował? Nie wiem. Patrzę na innych zabieganych rodziców z ambicjami i widzę, że kryje się za nimi dużo miłości, ale też mnóstwo lęku, który nie jest najlepszym przewodnikiem.

Mając świadomość ogromnej konkurencji i tego, co dzisiaj dzieje się na rynku pracy, chcemy nasze dzieci dobrze wykształcić, dać im jak najlepsze narzędzia do rywalizacji o najlepsze pozycje - języki, kompetencje, zdolność analitycznego myślenia, przebojowość. Tylko skąd pewność, że za 20-30 lat to wszystko rzeczywiście im się przyda? Skąd wiemy, że akurat te umiejętności będą im potrzebne, a nie na przykład zaufanie do własnej intuicji, inteligencja emocjonalna, umiejętność tworzenia bliskich relacji albo niezachwiane poczucie własnej wartości? Skąd wiadomo, że to właśnie przewalanie się po kanapie nie będzie procentować najbardziej? O tym, w jakim kierunku zmierza edukacja i jaka powinna być rola rodziców, dyskutuje cały świat. My chcemy się do tej dyskusji przyłączyć. Dotyczy ona nas wszystkich - tych, którzy mają dzieci, i tych, którzy ich nie mają

3 z 7

W służbie korporacyjnej machiny

Do pracy chodziłam z uczuciem, że wychodzę na front, by codziennie na nowo polec w bezsensownej walce. Moja ciocia opowiada, że pewna pracownica jej biura doprowadzała koleżanki do szału, mówiąc, że środa to już prawie weekend. Wszystkie napadały na nią za tę chęć przyspieszania czasu, który, jak wiadomo, i tak biegnie zbyt szybko. W mojej pracy, na mojej wojnie płynący czas to sprzymierzeniec przybliżający chwilę powrotu - do bazy, do domu. To nie odpoczynek - to kruchy sen, w którym bezlitośnie powracają te same sceny z frontu: wyzwiska przez telefon, mejle pełne jadu, twarz kierownika, kiedy mówi, że nienormalna ilość pracy to fikcyjny problem, a my, jego podwładni, mamy skłonność do przesady.
Na wojnie i w pracy każdy miniony dzień był żałosnym sukcesem oznaczającym, że udało się przetrwać. Przy absolutnie nienormalnej ilości pracy w każdej chwili istniało ryzyko wybuchu miny w postaci niezałatwionej sprawy (brak czasu i wsparcia kierownictwa), pomyłki w piśmie (totalne zmęczenie i brak chwili na kawę i posiłek), afery z powodu odwołania, na które odpowiedź powinniśmy napisać chyba w nocy - bo w czasie pracy załatwienie wszystkiego było po prostu fizycznie niemożliwe

4 z 7
fot. Łukasz Głowala / Agencja Wyborcza.pl
fot. Łukasz Głowala / Agencja Wyborcza.pl

Polska Akademia Dzieci

Podążamy za talentami naszych dziećmi. I nie o to chodzi, żeby każdy miał wszystko. Lekcje perkusji ma Jaśko, bo to jego pasja, i bez sensu byłoby posyłanie na nie Zuzi. Tak samo dodatkowe lekcje czytania i pisania ma tylko Zuzia. Gdyby poszli na to chłopcy, stracilibyśmy tylko pieniądze.
Dzieci mają swoje obowiązki. Rozładowują zmywarkę, nakrywają do stołu i zbierają z niego, pomagają rodzicom w gotowaniu. Jaśko lubi piec ciasta, Szymon piecze chleb i potrafi przygotować dla rodzeństwa śniadanie.
Agata: - Najważniejsze jednak, że mają dużo wolnego czasu dla siebie, bo wtedy się rozwijają twórczo. Dramatem jest puścić dziecko samopas, ale jeszcze większym - zapełnienie mu każdej godziny w życiu, przeciążenie go. Bo to budzi frustrację.
Przeciwnicy nauczania domowego twierdzą, że dzieci uczone poza szkołą nie nabywają umiejętności społecznych.
Agata: - Ale to nieprawda. Jedną z najbardziej sztucznych sytuacji w życiu jest właśnie szkoła. Dzieci w tym samym wieku wsadza się do jednej przestrzeni życiowej i każe im się robić to samo. A one się z tym w dorosłym świecie nie spotkają. Ani w pracy, ani w rozrywce. Nasze dzieci przebywają w zróżnicowanym środowisku, mamy mnóstwo kuzynów i kolegów w różnym wieku. Szymek musi nauczyć się rozumieć emocje młodszego i starszego dziecka. I to jest naturalne.


W piątki, przeważnie całą rodziną, jadą na wykłady. Zawsze jest ciekawie. Ktoś będzie opowiadał o czarnych dziurach albo o starożytnym Rzymie, może o misiach, koniach albo pokaże budowę oka. Tematów są setki i nigdy się nie kończą. Wykładowcami będą dorośli profesorowie albo zwykłe dzieci. Te drugie nie znają tremy, bo wiedzą, że nikt ich nie skrytykuje, nawet jeśli nie będą umiały odpowiedzieć na pytania słuchaczy. Każde ciekawe pytanie publiczności będzie nagrodzone lizakiem lub gumą rozpuszczalną, taka panuje tu zasada.
Wykłady odbywają się w ramach Polskiej Akademii Dzieci, którą trzy lata temu stworzyli Hofmanowie

5 z 7
Fot. Albert Zawada / Agencja Wyborcza.pl
Fot. Albert Zawada / Agencja Wyborcza.pl

Bosacka chudnie w oczach

Nazywam się Katarzyna Bosacka i jestem anonimowym żarłokiem. Kocham jeść, gotować, piec. I tak się złożyło, że mi ciut przybyło. Zatem zęby w tynk, idę na dietę


Wymówka 1.: Ciąże
Ile lat nadwagę można tłumaczyć przebytymi stanami błogosławionymi? Ile razy można usprawiedliwiać wilczy apetyt w sumie przeszło dwuletnim stanem ciążowym i prawie trzyletnim karmieniem piersią? Wąs sypiący się u młodego dżentelmena, który do niedawna był twoim malutkim synkiem, krzyk średniej córki: ?Mamo, mamo, twoje buty są na mnie prawie dobre!?, i dwie cudne dziury po górnych jedynkach najmłodszej - to wszystko nieuchronnie przypomina: potwory rosną wzwyż, ty - wszerz. Niestety, ale taka jest prawda.
Wymówka 2.: Przecież ja nic nie jem
Można ją sobie w buty włożyć, te ciut jeszcze za duże na twoją córkę. Wystarczy wziąć zeszyt (tak zrobiłam) i zapisać w nim przeciętny dzień z życia jamochłona. Rano każdy się trzyma, bo Polacy, jak wiadomo, jedzą śniadanie na obiad, a obiad na kolację. Zapisujesz więc z godnością: dwie tekturki chleba posmarowane pastą rybną, plasterki pomidora, kawa z mlekiem. Potem robi się goręcej. Niedojedzona przez dzieci bułka z miodem, hot dog z sosem Tysiąc wysp na stacji benzynowej Orlen (mają najwięcej mięsa w parówkach, a ekipa, z którą pracujesz, nie miała czasu na lepszy posiłek). Kilka paluszków czosnkowych i - z drugiej flanki - sześć orzechów w czekoladzie (częstowali - Boże, jakie były pyszne!). Krówka wydłubana w napadzie głodu z dna torebki, lekko zgnieciona i wytarmoszona, która błyskawicznie rozpłynęła się w buzi i nawet nie pożałowałaś, że odjęłaś ją dzieciom od ust. Kanapka z szynką i majonezem

6 z 7

Faworyci i faworytki

Faworyt ma określone przywileje, ale pewnie za nie czymś płaci?
Gdyby bycie faworytem polegało wyłącznie na prostej wymianie dóbr czy usług, łatwiej byłoby go zwalczać. Po pierwsze, można przecież zostać faworytem szefa niejako ?niechcący?, tzn. bez intencji wykorzystywania sytuacji. Po prostu pojawia się szczególna nić porozumienia między dwiema osobami, które dogadują się w lot, mają podobny styl funkcjonowania, co sprawia, że współpraca układa się gładko. Szef też człowiek i chce pracować z osobami, z którymi umie nawiązać dobry kontakt. Dlatego gdy myśli o tym, kogo awansować, w sposób naturalny w pierwszej kolejności przychodzą mu do głowy te osoby, z którymi jego relacje są dobre. Jeśli dwie osoby mają analogiczne kompetencje przydatne na danym stanowisku, przy czym jedna wzbudza pozytywne skojarzenia, a drugiej szef nie zna lub zna ją w mniejszym stopniu, awans uzyska ta pierwsza.
Po drugie, czasami ktoś jest faworyzowany, choć o to nie prosi, ponieważ protektor ma skrytą nadzieję na odcinanie kuponów od wyświadczonych przysług. W takiej sytuacji osoba faworyzowana nie jest do niczego zobowiązana, nie musi płacić za coś, czego nie chciała kupić. Może potraktować tę sytuację jako bonus od życia.
Ma pani jednak rację, że jeśli faworytyzm potraktować wyłącznie jako jasną dla stron wymianę przysług, to osoba, która korzysta z protekcji, będzie miała zobowiązanie wobec swojego protektora i dopóki go nie wyrówna, będzie znajdować się w pozycji zależności. Protektor w każdej chwili może zażądać czegoś w zamian, np. większej dyspozycyjności, przysługi dla kogoś innego, pomocy w jakiejś sprawie wykraczającej poza obowiązki zawodowe etc.
Zazwyczaj nowy szef oznacza upadek faworyta, ale czy bywają faworyci niezatapialni?
Bywają. Z reguły jest tak, że zmiana szefa powoduje zmianę pozycji osoby przez niego faworyzowanej. Czy chciałaby pani jako nowy kierownik odziedziczyć faworyta po byłym szefie? Chociaż bywa, że faworyt jest dobrze ustawiony, a jego czy jej koneksje sięgają bardzo wysoko Wtedy staje się firmową świętą krową.
Wyobrażam sobie, że faworytyzm to problem w firmie. Zespół patrzy wilkiem na taką osobę, łatwo o konflikt.
W świetle badań obniża morale zespołu, demotywuje, zmniejsza efektywność pracy

7 z 7

Designerskie freaki

Mamy dość racjonalnych rozwiązań - protestują projektanci. I od nowa pytają, czym jest piękno
Zwisające z sufitu korale giganty sięgają podłogi i świecą. To tak naprawdę lampa (proj. Penelope Batley). Z biurka wyrastają gałęzie (proj. Vincent Dubourg). Owłosioną sofę po to wyposażono w długie łapy, by mogła przytulić (proj. Elisabeth Buecher). A dla ozdoby: na ścianę - porcelanowy robal (proj. RaR), na półkę lub stół - nerka, serce lub oko ze szkła (proj. Sigga Heimis). Kto myśli, że to znowu jakieś designerskie fanaberie, i chce te myśli wyrazić na głos, niech ugryzie się w język. Bo chyba jeszcze nigdy dotąd design nie był tak ?zaangażowany?.
- Zatraciliśmy kontakt z naturą, naszym otoczeniem - twierdzi Vincent Dubourg, ten od biurka, z którego wyrastają gałęzie. Na pocieszenie dodaje: - Nasz wiek odnowi ten kontakt.
Biorąc pod uwagę wysyp korzenioplastyki na ostatnich międzynarodowych targach designu Maison & Objet w Paryżu (i jak co roku pierwszych targach zwiastujących wzornicze nowinki w kolejnym sezonie), być może ma rację. Dubourg o swoich projektach sam mówi, że są społeczną krytyką.
- Zostawiłem komputer. Zaryzykowałem. Zebrałem gałęzie - opowiada projektant z Bo Reudler Studio. Jego kolekcja mebli z gałęzi pomalowanych na biało to kolejny znakomity przykład, jak można rozumieć naturę i w mądry sposób z niej korzystać. - Zacząłem budować. Wąchałem drewno, czułem jego strukturę i swoje uspokojenie

Komentarze
okladka niestety jak dla mnie lekko przegieta z tym zdjeciem... kontrowersja na sile???
już oceniałe(a)ś
1
0
no tak, chlubna tradycja kontrowersyjnych zdjęć (przypominam zdjęcie z sesji zdjęciowej z nagim noworodkiem płci żeńskiej fotografowanym w pozycji ginekologicznej) jest kontynuowana.
już oceniałe(a)ś
2
2
Zauwazylam, ze "Wysokie Obcasy" od kilku dni, moze od "Nowej Naczelnej"....nabraly kolorkow i fajnego tempa .
już oceniałe(a)ś
2
2
Przewiń i czytaj dalej Wysokie Obcasy