Agnieszka Osiecka powraca w niepublikowanej dotąd powieści

red.
Agnieszka Osiecka, zdjęcie z 1989 r.

Agnieszka Osiecka, zdjęcie z 1989 r. (Czesław Czapliński/FOTONOVA)

"Przypomina mi to dzień, kiedy wycięto mi serce. Jeszcze rano czekałam na mężczyznę, którego pragnęłam jak Boga. Miał mnie zawieźć motocyklem nad rzekę, aby tam łowić ryby. Jednakże około jedenastej przed południem zadzwonił nieswoim głosem, że jest to jednak niemożliwe. (...) Jeszcze tego samego dnia była operacja. Nic nie bolało, z wyjątkiem zastrzyku"
1 z 6
Materiały prasowe
Materiały prasowe

"Neponset". Okładka książki

Dotąd niepublikowana, napisana na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, powieść Agnieszki Osieckiej. Bohaterka, Marta, nieprzystosowana do życia, antysystemowa, anarchiczna, a przede wszystkim żywiołowa młoda kobieta mieszka w Cambridge w USA. Z pozoru uosabia współczesną studentkę. Jednak nie ? jest żebraczką. I pamiętnikarką. Tytułowa rzeka Neponset to naturalne granice jej osobliwego rezerwatu.

Jak zawsze u Osieckiej, główną osią opowieści jest niespełniona miłość. Marta kocha, ale nie jest kochana. Wielbiciele twórczości Agnieszki Osieckiej mówią, że "Neponset" to preludium "Białej bluzki".

Książkę "Neponset" opublikowało wydawnictwo Prószyński i S-ka. Książka do kupienia TU

2 z 6
Czesław Czapliński/FOTONOVA
Czesław Czapliński/FOTONOVA

Dzięki kapeluszowi, nastrój mi się poprawił

Poniedziałek, 4 lutego

Zdecydowałam się zostać żebraczką przede wszystkim ze względu na dogodne godziny pracy. Każde inne zajęcie pochłania niezmiernie dużo czasu, i to w niedorzecznych porach. Wczesne popołudnie na przykład, kiedy dzień jest u szczytu, nieszczęśni pracownicy zamulają sobie przeglądaniem kajetu lub co gorsza, przebywaniem w windzie. Co do mnie, to unikam nudy. Znacznie [bardziej] wolę ugotować sobie pisankę niż zwykłe jajo. (...)

Wtorek, 5 lutego

Sprawiłam sobie szary, cienisty kapelusz. Wygląda na męski. Znalazłam go na klatce schodowej pod numerem dwunastym. Jest mi w nim wygodnie i ciepło. Nie to jest jednak najważniejsze, bo pogoda, jak na początek lutego, jest cudna: słońce pokazuje się co rano, jak szklanka czystego miodu. Nie chodzi mi więc o uszy. Jestem po prostu rada, że nie widać od początku do końca mojej twarzy, a to ze względu na przechodniów. Ojcowie rodzin, śpieszący z ciastkiem do domu, mawiali nierzadko na mój widok: "Wstyd! Taka młoda kobieta". A znów dziewuchy kręcące się koło budowy wzdychały obłudnie: "Taki stary człowiek, i żeby nikogo nie miał!". Najgorzej boję się pomocy społecznej, czy czegoś w tym rodzaju. No, ale na razie, dzięki kapeluszowi, nastrój w pracy znacznie mi się poprawił.

3 z 6
Czesław CzaplińskiI/FOTONOVA
Czesław CzaplińskiI/FOTONOVA

Czasem jednak robi się to wszystko nie do wytrzymania

Środa, 6 lutego

Czasem jednak robi się to wszystko nie do wytrzymania. W takich chwilach zaczynam liczyć kafle w kamienicy na krańcu skweru. To doprawdy porządna kamienica, zbudowana z wąskich ni to cegieł, ni to kafelków, na których żadnych szkód ani brudów nie widać.

W kamienicy, prócz banku, dentysty i tym podobnych, mieści się prywatne mieszkanie z pękiem suszonych kwiatów na oknie. W ciągu dnia uwija się po mieszkaniu żonka, odziana w fartuch z dowcipnym napisem na piersiach: Tę pracę dostałam od "Przyjaciółki". Pod wieczór powraca do domu łysoń, którego żonka cierpliwie karmi, aż do Wiadomości. W niedziele, nierzadko, kobieta wyjeżdża na wieś do matki, a wtenczas łysonia odwiedza chłopak w prążkowanej kurtce. Najpierw piją, nie za długo, na odwagę, a potem wychodzą przyprowadzić sobie kobiety. Nie chodzą chyba daleko, najwyżej na stację albo do kiosku, bo po godzinie znów są z powrotem. Kobiety z początku zapalają światło i puszczają muzykę. Jest to stary jazz, z czasów, kiedy łysoń zbierał płyty. Weselsza z kobiet, kiedy trochę wypije, zakłada na gołe ciało fartuch żonki. I przeważnie ma taki pomysł, że napis idzie do tyłu: Dostałam tę pracę od "Przyjaciółki". Około poniedziałku albo wtorku wszystko wraca do normy.

Przypomina mi to dzień, kiedy wycięto mi serce. Jeszcze rano czekałam na mężczyznę, którego pragnęłam jak Boga. Miał mnie zawieźć motocyklem nad rzekę, aby tam łowić ryby. Jednakże około jedenastej przed południem zadzwonił nieswoim głosem, że jest to jednak niemożliwe. Nie jest to możliwe - jest niemożliwe.

Jeszcze tego samego dnia była operacja. Nic nie bolało, z wyjątkiem zastrzyku. Przez cały czas spałam. Wszyscy byli w niebieskich fartuchach. Są rożne szpitale.

4 z 6
Andrzej Zborski/EastNews
Andrzej Zborski/EastNews

Futro, które nosi, kosztowało ją niejedną łzę

Czwartek, 7 lutego

Wczoraj, a raczej przedwczoraj, przyprowadziłam sobie na noc studenta. Student był w rozpaczy. Miał przy sobie kajet z poezjami, który natychmiast pogniótł i podarł. Opowiedział mi następujące zdarzenie: Dawno temu, kiedy student był jeszcze młody, wstąpił do lokalu Dwa Kartofle na kieliszek niedrogiego trunku. Po jego lewej stronie siedziała dziewczyna ubrana w krótkie, złotawe futerko. Kolor futerka, zdaniem studenta, zlewał się w jedno z kolorem włosów i oczu dziewczyny. Jej twarz, bardzo jeszcze dziecinna, wyglądała, zdaniem studenta, jak wymyta w ciepłym, złotym jeziorze.

Obok dziewczyny siedział mężczyzna nietęgi i niestary, lecz niezwykle ordynarny. Miał na lewej ręce nieprzyjemny bulwiasty zegarek na srebrnej bransoletce, na grzbiet narzuconą skórzaną kurtkę, w ręce papierosa z filtrem, a twarz pociła mu się jak po wannie. Dziewczyna i student porozumieli się bez słowa. Kiedy bulwiasty wyszedł do telefonu - uciekli. Mieli oboje wrażenie, jakby zanurzali się w sobie tak szybko, jak słynna Alicja - w czarodziejskiej jamie.

Ta mała, zdaniem studenta, czmychnęła z nim jak szalona dziewczynka zdecydowana zrobić coś wspaniałego i ostatecznego. W domu, na wąskim łóżeczku studenta, Alicja wyznała, że mężczyzna, z którym wiele ją łączy, jest producentem siatki ogrodowej. Nie jest to człowiek zły, lecz niezwykle prymitywny. Alicja gardzi nim i jeśli student chce znać całą prawdę, gardzi również sobą. Na przykład owo futro złotawego koloru, futro, które nosi Alicja, kosztowało ją niejedną łzę! Dziś, kiedy szła przez rzekę, choć wiał lodowaty wiatr, miała ochotę zerwać z siebie złociste piżmaki i rzucić je bez słowa do wody.

Alicja, kiedy producent siatki ją obejmuje, czuje się nieraz jak ktoś, kto oddaje się za parę nylonów. Myślała, że przynajmniej matka pomoże jej się z tego wyzwolić... Niestety. Alicja jest jak w matni. Matka uważa producenta za uczciwego człowieka. Matka wierzy, że producent kiedyś ożeni się z Alicją. Niech tylko uzyska rozwód z żoną, czterdziestoletnią właścicielką motelu na prowincji, a wtedy wszystko się jakoś ułoży. Alicja jednak nienawidzi takiego życia.

Dlaczego więc sama nie próbowała się wyrwać, dlaczego nie poszła na filologię klasyczną? Sama tego nie wie... Jest niezwykle słaba, nieraz po całych nocach boli ją głowa. Ponadto nie spotkała dotąd nikogo takiego jak student, nikogo, kto podałby jej rękę.

Student do dziś pamięta dłonie Alicji. Przypominają mu ręce niewiast, które widuje się w katedrach. Student obiecał Alicji, nie - student przysiągł Alicji, że wyciągnie ją z tego koszmaru. Jeśli producent będzie jej groził, student załatwi sprawę po męsku, a gdy to nie pomoże - porozmawia z matką Alicji. Dziewczyna płakała. Obiecała studentowi, że będą mieli dziecko. Na imię będzie miało tak jak jego ojciec: Student.

Zasnęli objęci.

Rano Alicja zadzwoniła do producenta. Najpierw krzyczała coś niewyraźnie, a potem, widać ochłonąwszy, spokojnym już głosem usprawiedliwiała wczorajsze zniknięcie atakiem migreny, ogólnie złym stanem nerwów i konfliktami z matką. Obiecała poprawę. Student, mój Boże, słyszał to wszystko przez uchylone drzwi od łazienki. Odeszła bez pocałunku. Na pamiątkę zostawiła studentowi maskotkę przedstawiającą Myszkę Mickey i parę wąziutkich rękawiczek.

Student, jak twierdzi, nie płakał. Początkowo zapuścił brodę, teraz jednak i to nie wydaje mu się konieczne. Dużo czyta. Unika kobiet. Jeśli go coś przyciśnie, udaje się do lokalu Dwa Kartofle i zadowala się, jak dziś, byle kim.

5 z 6
Czesław Czapliński/FOTONOVA
Czesław Czapliński/FOTONOVA

Pamiętam: nie lubił być objuczony

Piątek, 8 lutego

Spóźniłam się nielicho, wiele czasu zabrała mi bowiem wyprawa na drugą stronę rzeki. Pojechałam, żeby zobaczyć mężczyznę, o którym pisałam na samym początku. To z jego powodu (prawdopodobnie) wycięto mi serce.

Szpieguję go nieraz z rana, kiedy jest najlepiej widoczny. Dziś wyjątkowo długo stałam pod jego wielookiennym domem i nie dostrzegałam żadnych znaków, nie czułam nawet zapachu dymu. Przybliżyłam się niemal do samej bramy i ledwie zdążyłam odskoczyć, kiedy się pojawił. Jeszcze chwila, a byłby mnie spostrzegł!!

W lewej ręce dźwigał spory i wcale nielekki pakunek. To niedobrze. Bardzo to dla niego niedobrze. Pamiętam: nie lubił być objuczony. Ciążyło mu to. Rada bym była zobaczyć, co dźwiga w pakunku, ale lękałam się podejść na niebezpieczną odległość. Nie chcę, aby wycięto mi również i oczy.

Postarałam się jak najprędzej zniknąć za kioskiem, i bokiem, ulicą Nadrzeczną, a następnie Wiklinową, i mostem Karola - powróciłam na mój skwerek pod bankiem. Wyglądałam, jakbym długo patrzyła na słońce.

6 z 6
Adam Jagielak
Adam Jagielak

Agnieszka Osiecka

Agnieszka Osiecka (1936-1997) - poetka, autorka tekstów piosenek, pisarka, reżyser teatralny i telewizyjny, dziennikarka. Od 1954 roku związana była ze Studenckim Teatrem Satyryków (STS), gdzie zadebiutowała jako autorka tekstów piosenek. Prowadziła w Polskim Radiu Radiowe Studio Piosenki, które wydało ponad 500 piosenek i pozwoliło na wypromowanie wielu wielkich gwiazd polskiej estrady. Od 1994 roku była związana z Teatrem Atelier w Sopocie, dla którego napisała swoje ostatnie sztuki i songi. Dorobkiem Agnieszki Osieckiej zajmuje się założona przez córkę poetki Agatę Passent Fundacja Okularnicy. Pośmiertnie została odznaczona przez Prezydenta RP Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

Więcej na ten temat: agnieszka osiecka, neponset
Przewiń i czytaj dalej Wysokie Obcasy