Wybieraj wystarczająco dobrze [FRAGMENTY KSIĄŻKI]

red.

"Wybieraj wystarczająco dobrze" (mat.prasowe)

Żyjemy w świecie nieskończenie wielu możliwości. To dobrodziejstwo. Ale też pułapka. Czy istnieje coś takiego, jak najlepszy wybór? Rozmowy Agnieszki Jucewicz z psychologami i psychoterapeutami to drogowskaz dla tych, którzy wahają się, czy szukać tego, co najlepsze, czy przyjąć to, co wystarczająco dobre
1 z 7
mat.prasowe
mat.prasowe

Wybieraj wystarczająco dobrze [OKŁADKA]

Wychowanie, związki, praca, polityka, zdrowie, seks, codzienne zakupy - w każdej sferze życia podejmujemy decyzje. Niektóre bez znaczenia, inne zadecydują o jakości naszego życia. Kiedy przycisnąć, a kiedy odpuścić? Czy warto czekać na księcia z bajki? Kim są i co mogą stracić maksymaliści? A także w szerszym kontekście wyboru: Jak pożegnać się z trudnym dzieciństwem? Jak dbać o odporność psychiczną? Jak nadać sens swojej pracy?

Rozmówcami Agnieszki Jucewicz są wybitni polscy i amerykańscy psychologowie i psychoterapeuci: Alan Bernstein, Ewa Chalimoniuk, Roman Cieślak, Wojciech Eichelberger, Agnieszka Iwaszkiewicz, Magdalena Kaczmarek, Zofia Milska-Wrzosińska, Paweł Pilich, Susan Pinker, Barry Schwartz, Anna Srebrna.

Jak wyjaśnia autorka, rozmowy z bohaterami tej książki pomogły jej zamknąć prywatny problem z wyborem. "Przez większą część życia wydawało mi się, że dzieciństwo naznaczyło mnie na zawsze, że poczucie bezpieczeństwa, własnej wartości i radość są poza moim zasięgiem.
Myliłam się. Ale zobaczyłam to dopiero wtedy, kiedy zrozumiałam, że pomiędzy poddaniem się przeszłości a kompletnym zaprzeczeniem jej, mam wybór".

 

Zobacz inne książki autorki:

"Żyj wystarczająco dobrze", Agnieszka Jucewicz i Grzegorz Sroczyński, fragmenty książki

"Kochaj wystarczająco dobrze", Agnieszka Jucewicz i Grzegorz Sroczyński, fragmenty książki

2 z 7
mat.prasowe
mat.prasowe

Książę z bajki cię wykończy

Rozmowa z BARRYM SCHWARTZEM

Barry Schwartz: Strategia maksymalizowania sprawia, że bardzo wielu ludzi stoi dziś w miejscu, odkładając w nieskończoność nie tylko wybór kariery, ale też na przykład życiowego partnera czy decyzję o założeniu rodziny. Młodzi ludzie wiążą się ze sobą, lecz cały czas rozglądają się na boki, bo może przypadkiem gdzieś tam przechodzi ktoś fajniejszy.

AGNIESZKA JUCEWICZ: To jaka strategia jest lepsza?

Zgoda na to, co "wystarczająco dobre". Ludzi, którzy w taki sposób dokonują wyborów, nazywam satysfakcjonalistami. Nie poświęcą miesiąca na gorączkowe przeglądanie ocen hoteli w internecie, żeby wybrać miejsce na wakacje. To maksymaliści tak robią, a potem są tak wyczerpani rozważaniem wszystkich za i przeciw, że często nigdzie nie jadą. A jeśli nawet pojadą, to przez dwa tygodnie się męczą, bo przecież gdzie indziej na pewno byłoby lepiej.

Ja ciągle jeżdżę w to samo miejsce. Uwielbiam je, ale chyba jeszcze bardziej przeraża mnie, że miałabym szukać innego. Jaka to strategia?

Satysfakcjonalisty. Witam w klubie.

Ale to chyba mało elitarny klub, bo często słyszę takie zarzuty: "Co ty, eksplorować nie chcesz?", "Ambicji nie masz?".

Bo żyjemy w kulturze, która promuje maksymalizm. Wybieranie tego, co "wystarczająco dobre", kojarzy się z lenistwem, brakiem standardów, a czasem wręcz z ograniczeniem umysłowym. Wielu ludzi nie czuje, ile taka strategia oszczędza zmartwień, czasu i energii, które maksymaliści poświęcają na podejmowanie decyzji nieistotnych. Zgoda na "wystarczająco dobre" nie oznacza wcale, że decydujemy się na byle co. Przecież miejsce, do którego pani jeździ na wakacje, podoba się pani, prawda?

Ubrania też kupuję w jednym sklepie, a moja lista zakupów spożywczych jest praktycznie niezmienna.

To źle?

Przed przeczytaniem pana książki myślałam, że to niezdrowe. Ale teraz myślę, że ta strategia pozwala mi oszczędzić energię i czas na te sfery życia, w których moja decyzyjność jest kluczowa, na przykład te związane z pracą czy dziećmi.

O to chodzi. Wie pani, o co w wywiadzie zapytał prezydenta Obamę słynny dziennikarz Michael Lewis? "Panie prezydencie, dlaczego ciągle chodzi pan w tym samym?". A prezydent odpowiedział: "Czy ma pan pojęcie, ile ważnych decyzji muszę podejmować od wstania z łóżka do momentu, kiedy kładę się spać? Nie chcę dodatkowo zastanawiać się nad kolorem koszuli". (...)

Dlatego maksymaliści mają większą skłonność do depresji?

To moja spekulacja. Nie mam na to twardych dowodów poza tym, że ci, którzy osiągają wysokie wyniki na skali "maksymalizowania", mają też wysokie wyniki w testach na depresję. Ja to wiążę właśnie z obwinianiem się. Bo proszę zobaczyć: kiedy przyniesie pani wino na kolację do znajomych, które kupiła pani w sklepie, gdzie było tylko sześć rodzajów win, to kto będzie odpowiedzialny za to, że wino było niesmaczne?

Sklep?

Brawo! "Mieli taki mały wybór!". Ale kiedy przyniesie pani wino ze sklepu, w którym jest kilka tysięcy win, a wybrane przez panią wino okaże się paskudne, to czyja to wina? Pani! Jeśli wybierze pani "źle" w świecie niekończących się możliwości, to będzie pani obwiniać o to siebie. Bo świat zrobił wszystko, żeby dać pani wybór. A pani "poniosła klęskę".

Barry Schwartz - profesor psychologii, wykładowca na Swarthmore College w Pensylwanii (USA), autor 10 książek i ponad 100 artykułów naukowych. W 2004 roku opublikował bestsellerową książkę popularnonaukową "Paradoks wyboru. Dlaczego więcej oznacza mniej", którą przetłumaczono na 25 języków, m.in. na polski (PWN, 2013). Jego wystąpienie na konferencji TED w 2005 roku dotyczące trudności z podejmowaniem decyzji obejrzało ponad 8 milionów ludzi. W 2015 roku wydano nową książkę Schwartza "Why we work" (Simon & Schuster) - "Dlaczego pracujemy?" nieprzetłumaczoną dotychczas na polski.

3 z 7
mat.prasowe
mat.prasowe

Pole walki

Rozmowa z AGNIESZKĄ IWASZKIEWICZ

Ludzie mają tendencję do ignorowania sygnałów z ciała. Boli? Wezmę tabletkę.

Bo jeśli nasze wczesne doświadczenia są takie, że potrzeby ciała się raczej ignoruje, niż gratyfikuje, to jest tendencja, by to powtarzać. A z czasem można przestać w ogóle słyszeć komunikaty wysyłane przez ciało. Kultura też ma wpływ na to, w jakim kontakcie jesteśmy ze swoim ciałem, a współczesna kultura w tym nie pomaga. To ciało ma słuchać nas, nie my jego.

Co się może dziać, jeśli się jest "odciętym" od ciała?

Zubaża nas to psychicznie, bo życie psychiczne to gra między tym, co płynie z naszego ciała, a tym, jak przetwarza to nasz umysł, czyli doświadczenia, myśli i emocje. Jeśli ktoś nie potrafi odczytywać tych sygnałów, to znaczy, że nie umie czegoś ważnego. Jak jest zimno, to się pani przykryje, ale można sobie wyobrazić ludzi, którzy tego nie zrobią, bo ich umysł nie podpowie im, że trzeba się sobą zaopiekować. To zimno to metafora. Chodzi też o bardziej skomplikowane stany emocjonalne.

Czasem wiemy, co ciało nam chce powiedzieć, ale to nam nie pasuje. Koleżanka przez pięć lat destrukcyjnego związku miała alergię skórną. Biegała od lekarza do lekarza, a kiedy w końcu udało jej się odejść, wszystko minęło jak ręką odjął.

Myślę, że powody, dla których mimo wszystko tkwiła w tym związku, sprawiały, że sygnały z ciała interpretowała inaczej: "Może złego proszku używam?", "Za bardzo wystawiam się na słońce?", "Uczuliłam się na mleko?". Wszystko, byle nie myśl, że ta relacja mi szkodzi. Ale ciało, jak widać, znało odpowiedź.

Czy w gabinecie często spotyka pani przypadki takiego wypierania sygnałów?

Bardzo często. Najczęściej ci pacjenci najpierw trafiają do lekarza. Mają astmę, chorobę wrzodową żołądka, nadciśnienie, reumatoidalne zapalenie stawów, zapalenie jelita grubego, atopowe zapalenie skóry, nadczynność tarczycy. Te objawy to tzw. chicagowska siódemka - czołówka chorób psychosomatycznych. Bywa, że się leczą latami. Bezskutecznie. Ponieważ część tych przypadków nie ma somatycznego podłoża, tylko psychiczne, co oznacza, że taki pacjent potrzebuje także psychoterapii.

Bo nie ciało choruje, tylko głowa?

W przypadku chorób psychosomatycznych ciało mówi zamiast umysłu, wytwarzając objaw, który świadczy o tym, jak rozgrywane są wewnątrzpsychiczne konflikty.

I jak się zacznie pracę nad ich rozwiązaniem, objawy ustąpią?

Niestety, to nie takie proste, bo te konflikty są zwykle utajone.

Czego mogą dotyczyć?

Na przykład tego, że nie wolno mi się poczuć słabym. Muszę być zawsze silny, mieć wszystko pod kontrolą. Pacjenci z tego rodzaju konfliktem często cierpią na dolegliwości jelitowe - biegunki, bóle brzucha. Inny rodzaj konfliktu to niepozwalanie sobie na porażkę, na przegranie rywalizacji - tu też szwankuje brzuch. Bezdechy, duszności często wiążą się z lękiem przed odrzuceniem, z poczuciem bycia niekochanym. Kłopoty z zatokami mogą świadczyć o powstrzymywaniu lęku. Takie zależności widzę w swojej pracy terapeutycznej, ale doświadczenie innych terapeutów może być inne.

W jaki jeszcze sposób ciało może sygnalizować nasz wewnętrzny konflikt?

Może nam służyć "zamiast". Jedną ze zdolności psychicznych jest zdolność symbolizacji. To znaczy, że nie każdą emocję muszę zamienić na działanie w realu. Mogę ją sobie wyobrazić, wejść w dialog ze sobą, zatrzymać. Są ludzie, którzy tego nie potrafią, i kiedy cierpią psychicznie, muszą sobie zadać fizyczny ból, żeby to cierpienie zneutralizować. Ktoś, kto nie ma zdolności symbolizacji, gdy poczuje się odrzucony i beznadziejny, może na przykład uderzać głową o ścianę, by realnie poczuć, że jest aż tak beznadziejny, że się krzywdzi. Ale nie chodzi tylko o taką jawną autoagresję, w grę wchodzi też nadużywanie alkoholu, narkotyków czy ekstremalne wyczyny sportowe. Poza konfliktami wewnętrznymi przeżywamy jeszcze konflikty, które wynikają z tego, jakich zachowań i psychicznych umiejętności wymaga od nas kultura. I czy umiemy tym wymaganiom sprostać.

Czego dzisiaj dotyczą te wymagania?

Moim zdaniem przede wszystkim dążenia do sukcesu.

Agnieszka Iwaszkiewicz - certyfikowana psychoterapeutka i superwizorka Polskiego Towarzystwa Psychologicznego (PTP), pracuje w zespole Laboratorium Psychoedukacji w Warszawie, gdzie prowadzi psychoterapię indywidualną i grupową oraz autorskie seminaria na temat pracy terapeutycznej z pacjentami homoseksualnymi i postrzegania ciała i płci w procesie psychoterapii. Prowadzi autorskie grupy wyjazdowe "Inny. Doświadczenie i rozumienie odmienności seksualnej". Więcej informacji na stronie www.lps.pl

4 z 7
mat.prasowe
mat.prasowe

Zdalnie sterowani

Rozmowa z ANNĄ SREBRNĄ i PAWŁEM PILICHEM

Aż jedna trzecia młodych ludzi uważa, że rozwiązaniem ich kłopotów na rynku pracy jest emigracja. Tłumaczy się to brakiem perspektyw. Ale czy za taką motywacją nie kryje się czasami chęć uwolnienia się od rodziców - fizycznego, ale i psychicznego?

A.S.: Też tak o tym pomyślałam, chociaż często to poczucie, że "tam wreszcie będę mógł być sobą", jest złudne, bo jeśli jesteśmy w zdrowej, a nie uzależniającej relacji z rodzicami, to możemy mieszkać nawet w tym samym bloku, a przy tym być osobni. Natomiast jeśli nie umiemy się odseparować, to i na Antarktydzie będziemy sobie zadawać pytanie: "A co mama na to?". Chociaż odległość rzeczywiście może pomóc w tym sensie, że wtedy człowiek po raz pierwszy podejmuje autonomiczną decyzję i na przykład jedzie do Anglii, mimo że ojciec jest zły, a matka mówi, że to nie ma sensu. To może kreować tożsamość i dać siłę.

P.P.: Wyjeżdżając na przykład z małego miasta, gdzie wszyscy się znają, taki człowiek też może zacząć od nowa, oprzeć się na sobie, a nie na historii, która go determinuje, bo "jest synem tego i tego". Ale rzeczywiście, wśród tych, którzy chcą wyjechać, są i tacy, którzy wierzą, że życie jest gdzie indziej.

A.S.: Tylko że w tym wypadku ono zawsze będzie gdzie indziej. Jak wyjadą do Londynu, to będzie w Paryżu, a jak pojadą do Paryża, to okaże się, że jest na antypodach.

To gdzie taki młody człowiek, który do tej pory właściwie nie zadał sobie pytania, kim jest i czego chce, ma szukać odpowiedzi?

A.S.: Dobrze, że się obudził, nawet teraz. Do mnie trafiają też tacy, którzy po raz pierwszy zadają sobie to pytanie w wieku lat pięćdziesięciu albo sześćdziesięciu.

Dam przykład, który nieźle ilustruje, jak najczęściej odpowiadamy sobie na to pytanie. Terapeuta czy coach pyta: "Kim jesteś?". Załóżmy, że odpowiada kobieta: "Jestem żoną X". "Nie pytam cię, czyją jesteś żoną, tylko kim jesteś"?. "No, pracuję tu i tu". "Nie pytam cię, gdzie pracujesz, tylko kim jesteś". "Jestem kobietą", "Nie pytam cię, jakiej jesteś płci, tylko kim jesteś". I kiedy ten cykl pytań mógłby się skończyć?

Kiedy padnie odpowiedź: jestem sobą?

A.S.: Ale dalej może się pojawić pytanie: co to znaczy? To tylko pokazuje, że my się definiujemy przez role, sytuacje, oczekiwania, często cudze. Nie zadając sobie podstawowych pytań, na przykład jakie wartości są dla mnie ważne. I nie chodzi o wartości typu "Bóg, honor, ojczyzna", tylko takie, które kiedyś ktoś ładnie nazwał "stolicami na mapie wewnętrznego świata". To może być miłość, bliskość, czas spędzony z rodziną, z przyjaciółmi, poczucie bezpieczeństwa. Jak ludzie zaczną te punkty na wewnętrznej mapie sobie określać, to może się okazać, że nie jest ważne, czy jestem architektem, prawnikiem czy położną, tylko czy realizuję to coś, co sprawia, że się zbliżam do odpowiedzi na pytanie, kim jestem.

Anna Srebrna - psycholog, coach. Pracuje w Laboratorium Psychoedukacji. Prowadzi zajęcia w Podyplomowym Studium Coachingu i Mentoringu. Jest certyfikowanym coachem International Coaching Community, superwizorem akredytowanym w Izbie Coachingu, posiada certyfikat psychoterapeuty Polskiego Towarzystwa Psychologicznego.

Paweł Pilich - psychoterapeuta, coach i trener. Pracuje w Laboratorium Psychoedukacji. Prowadzi psychoterapię indywidualną i grupową w podejściu psychodynamicznym. Zajmuje się również coachingiem i szkoleniami, głównie w obszarze biznesu. Jest wykładowcą w Podyplomowym Studium Trenerów Biznesu Oświaty i Administracji oraz Podyplomowym Studium Coachingu i Mentoringu w Laboratorium Psychoedukacji.

5 z 7
mat.prasowe
mat.prasowe

Nie zapomnij żyć

Rozmowa z ROMANEM CIEŚLAKIEM

Wielu osobom relaks kojarzy się z lenistwem.

Dlatego na różne sposoby próbują czas wolny zapełnić rozmaitymi aktywnościami - pracą, kolejnym zadaniem do wykonania. Byle nie być ze sobą. Bo bycie w kontakcie ze sobą może się okazać bolesne - mogę się wtedy skonfrontować z uczuciami czy myślami na swój temat, na temat bliskich czy świata, które niekoniecznie są przyjemne. Dlaczego ludzie tak lubią wyjeżdżać na wakacje w grupach zorganizowanych? Bo wtedy nie widać, że ta żona jakaś taka nudna, że mam nadwagę i nadciśnienie, że te dzieci zbyt absorbujące, a praca od dawna nie daje mi satysfakcji. W grupie łatwiej od siebie uciec. Uciekać od siebie można nawet przez całe życie, tylko że to jest kompletnie nierozwojowe.

Bycie w kontakcie ze sobą to definicja odpoczynku?

Jedna z możliwych, dla mnie najbardziej trafna. I ludzie mają różne pomysły na to, jak się ze sobą spotkać - jedni chodzą na spacery, inni biegają, jeszcze inni medytują. Ale są też różne psychologiczne koncepcje, które opisują, jakie warunki powinien spełniać odpoczynek. Po pierwsze, potrzebny jest wolny czas. Po drugie, muszę mieć poczucie, że to ja dysponuję sobą w tym czasie, czyli odpoczynkiem nie jest na przykład seria niedzielnych zadań, jakkolwiek przyjemnych, które zaplanowała mi żona/mąż. Po trzecie, to, co będę wtedy robił, ma podnieść jakość mojego życia. I znów, dla jednych to będzie udział w warsztacie rozwoju osobistego, dla drugich - spotkanie z przyjacielem i rozmowa o życiu, inni wybiorą wyjście na piwo, by pogadać o piłce. Odpoczynek jest nam potrzebny też po to, żeby zastanowić się nad hierarchią wartości w naszym życiu: czy ja poprzez aktywności zawodowe, domowe na pewno realizuję to, co dla mnie ważne?

Nie dziwię się już, dlaczego tak wiele osób od odpoczynku ucieka. To poważna sprawa.

A wie pani, że wiele wydarzeń kojarzonych z odpoczynkiem znajduje się na liście najbardziej stresujących wydarzeń życiowych? Boże Narodzenie, wakacje, spotkania rodzinne, ślub.

Dlaczego?

Między innymi z powodów, o których mówiłem, ale też dlatego, że nasze oczekiwania są często nierealne. Nam się wydaje, że w ciągu jednego wydarzenia - świąt, wakacji - rozwiążemy wszystkie nasze problemy albo lepiej, same się rozwiążą. No i spotyka nas zawód. Inna przyczyna stresu może być taka, że te wydarzenia nie są naszymi celami, tylko cudzymi, i gdybyśmy byli bardziej w kontakcie ze sobą, to byśmy na przykład inaczej spędzali święta. A tak co roku jeździmy do rodziny, z którą poza tym nie mamy kontaktu, bo taka jest tradycja. To tak zwany efekt modelowania.

Inni tak robią, to ja też?

Tak. Na zdrowy rozum bez sensu jest tuż przed świętami, o siedemnastej, wybrać się do centrum handlowego po prezenty, ale inni to robią, więc ja też stoję w korkach, a potem w kolejce po ten sam towar. Naśladując innych, mamy poczucie, że to, co robimy, jest słuszne.

A ta ekscytacja, która się udziela przed świętami, czasem przyjemna, czasem nie, to też efekt modelowania?

Oczywiście, emocje też nam się udzielają. "Zarażamy się" radosnym podnieceniem, ale też napięciem, pośpiechem. W psychologii dużo się ostatnio mówi o "uważności" - takim byciu tu i teraz ze swoimi odczuciami, myślami, decyzjami - i to jest jakiś sposób, żeby z tego kołowrotka wyjść.

Roman Cieślak - psycholog, profesor w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej, prorektor ds. nauki. Zajmuje się planowaniem, wdrażaniem i oceną interwencji psychologicznych dotyczących radzenia sobie z depresją, traumą, stresem i wypaleniem zawodowym.

6 z 7
mat.prasowe
mat.prasowe

Zbuduj sobie wioskę

Rozmowa z SUSAN PINKER

W bezpośrednim kontakcie zalewa nas kaskada hormonów i neuroprzekaźników, które uwalniają się tylko wtedy, kiedy jesteśmy fizycznie blisko kogoś. Siedząc naprzeciwko siebie, odzwierciedlamy sposób mówienia naszego rozmówcy i tak budujemy z nim więź. Tylko taki rodzaj kontaktu pozwala nam ocenić, czy druga osoba jest godna zaufania, czy jest między nami tak zwana chemia, czy warto w tę znajomość inwestować.

W tej kaskadzie hormonów co się znajduje?

Między innymi oksytocyna - hormon więzi. To ona sprawia, że mamy przyjemność z przebywania z drugim człowiekiem, że czujemy się z nim bezpiecznie. Tego wszystkiego nie da się uzyskać, siedząc przed ekranem. W każdym razie jeszcze nie.

W "Efekcie wioski" cytuje pani wyniki badań, które dowodzą, że pokrzepiający SMS w trudnej sytuacji tak naprawdę jest dla naszego samopoczucia obojętny.

Sama byłam tym zaskoczona. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że ta różnica jest aż tak bolesna. We wspomnianym badaniu grupę nastolatek, które przystąpiły do pewnego

stresującego zadania, podzielono na cztery podgrupy. Pierwszą po zakończonym teście matki pocieszały osobiście. Drugą - telefonicznie. W trzeciej dziewczynki dostały, jak to pani ujęła, "pokrzepiającego SMS-a". A w czwartej nie było żadnego odzewu od matek. Okazało się, że poziom kortyzolu - hormonu powiązanego ze stresem - najbardziej spadł u dziewczynek, które po wykonaniu zadania zobaczyły się ze swoimi mamami. Na drugim miejscu znalazła się grupa, która miała okazję porozmawiać z matkami przez telefon. A na ostatnim - ex aequo- były dwie grupy - ta, w której dziewczynki dostały SMS-y od matek, i ta, z którymi matki się w ogóle nie kontaktowały. Jeśli więc chodzi o łagodzenie stresu, to SMS i brak jakiejkolwiek reakcji przyniosły taki sam skutek, czyli nie przyniosły żadnego. Przywykliśmy już do myśli, że kontakt offline i online mają taką samą wartość, ale podobne badania pokazują, że znacznie różnią się one wpływem na naszą psychikę i na ciało.

A przecież tyle jest wirtualnych grup wsparcia dla osób z rozmaitymi poważnymi problemami...

Na pewno sprawdzają się one jako źródło informacji, ale na przykład amerykańscy badacze Paula Klemm i Thomas Hardie porównali grupy wsparcia dla pacjentów z rakiem, które spotykały się w realu, z tymi, które spotykały się tylko w internecie. Okazało się, że obie formy kontaktu podobnie oddziałują na pacjentów, poza jedną sferą - aż 92 procent członków grup wsparcia online zgłaszało bardzo zły stan psychiczny, na co nie uskarżali się członkowie grup, które spotykały się twarzą w twarz.

Czy to znaczy, że jest pani przeciwniczką nowych technologii?

Nie, skąd! Nowe technologie są świetne, jeśli chodzi o zdobywanie informacji: gdzie można coś dobrego zjeść, co warto przeczytać, co obejrzeć, dokąd pojechać. Dobrze służą też do komunikowania się w codziennych sprawach, na przykład znajomym. Sprawdzają się również, jeśli na przykład żyjemy w małym miasteczku, mamy bardzo specyficzne zainteresowania i szukamy osób do siebie podobnych. Internet to świetne narzędzie do zrobienia pierwszego kroku, ale potem trzeba wyjść do ludzi! Bez tego nie dowiemy się, kim tak naprawdę jest człowiek po drugiej stronie. Natomiast technologie mają swoje ograniczenia, jeśli zależy nam na tym, żeby pogłębić relację, rozwiązać złożony ludzki problem czy zbudować zaufanie.

Coraz więcej ludzi jednak wybiera taki sposób podtrzymywania więzi, bo "brakuje czasu", bo "jesteśmy wszyscy tacy zagonieni".

Tak jest wygodniej, po prostu. Spotkanie twarzą w twarz rzeczywiście wymaga wysiłku, zaangażowania i czasu. W budowanie i podtrzymywanie więzi trzeba, jak to się mówi, "zainwestować". Pewne badania pokazują, że jeśli nie spotkamy się z bliską osobą w okresie od półtora roku do pięciu lat, to ta więź się rozpadnie. A my, z naszymi napiętymi grafikami i niekończącą się listą spraw do załatwienia, coraz rzadziej mamy czas i chęci, żeby pielęgnować więzi. Kontakt online jest nie tylko łatwiejszy w wielu przypadkach, lecz również tańszy, gdy na przykład przyjaciele przenieśli się na drugi koniec kraju.

Susan Pinker - kanadyjska psycholog, autorka książek popularnonaukowych, felietonistka m.in. "The New York Times", "The Economist" oraz "The Wall Street Journal". Jej pierwsza książka "Paradoks płci" została przetłumaczona na 17 języków. Najnowsza "Efekt wioski. Jak kontakty twarzą w twarzą mogą uczynić nas zdrowszymi, szczęśliwszymi i mądrzejszymi" była w Kanadzie bestsellerem. W Polsce wydało ją wydawnictwo Charaktery (2015).

7 z 7
Maciej Zienkiewicz
Maciej Zienkiewicz

Agnieszka Jucewicz

Agnieszka Jucewicz  (1976) jest dziennikarką "Wysokich Obcasów". Szukając odpowiedzi na pytania - jak żyć, jak kochać i jak wybierać w świecie wielu możliwości, zrobiła rozmowy z najważniejszymi współczesnymi psychologami i terapeutami.  Jej teksty to drogowskaz dla tych, którzy chcą ułożyć się ze sobą i ze światem tak, by odnaleźć w życiu równowagę. Współautorka bestselerów "Żyj wystarczająco dobrze" i "Kochaj wystarczająco dobrze" (razem z Grzegorzem Sroczyńskim). Prywatnie mama Tosi i Franka, żona Tomka.

Książka "Wybieraj wystarczająco dobrze" już do kupienia na kulturalnysklep.pl, a w wersji na e-booka na publio.pl

"Kochaj wystarczająco dobrze", Agnieszka Jucewicz i Grzegorz Sroczyński, fragmenty książki

"Żyj wystarczająco dobrze", Agnieszka Jucewicz i Grzegorz Sroczyński, fragmenty książki

Przeczytaj także "Związek w kryzysie"

Przewiń i czytaj dalej Wysokie Obcasy