"Halo, to ja, twoja mamusia" - Ola dzwoni do domu dziecka

Łukasz Pilip

(Paulina. Fot. Tomasz Sokołowski)

Nieletnie matki, wychowanki ośrodków resocjalizacyjnych nie mogą przebywać w nich z własnymi dziećmi. Ola miała 16 lat, gdy urodziła córkę. W czasie ciąży wydoroślała, w rok zrobiła dwie klasy gimnazjum. Gdy zasugerowano adopcję, powiedziała, że żaden obcy nie dotknie jej dziecka. Wiktoria powierzyła wychowanie dziecka swojej matce, usłyszała od niej: "Miłość do twojej córki zastępuje mi miłość do ciebie".
1 z 4
Fot. Tomasz Sokołowski
Fot. Tomasz Sokołowski

Halo, to ja, twoja mamusia

Ola dzwoni do domu dziecka.

- Halo, to ja, twoja mamusia.

Cisza.

- Pamiętaj, Nikolciu, że nie zapomnę o tobie. Przyjadę za kilka dni. Nigdy cię nie zostawię.

Nikola zaczyna płakać. Koniec rozmowy.

Kreseczki

Ma 15 lat, gdy zachodzi w ciążę. 16, kiedy rodzi. W tym czasie jest wychowanką młodzieżowego ośrodka wychowawczego w Warszawie. Trafia do niego za bicie się i ucieczki z poprzedniej placówki. Z MOW-u też ucieka. A gdy wraca, wychowawczyni każe jej zrobić test ciążowy. Wynik pozytywny. Jednak Ola nie przejmuje się dwiema kreseczkami, znowu wymyka się z ośrodka. Po jakimś czasie łapie ją policja i odwozi z powrotem do Warszawy. Dziewczyna jest w piątym miesiącu.

- Dopiero wtedy się uspokajam. Ciąża zmienia mnie z gówniary w bardziej dojrzałą - przyznaje Ola.

W rok kończy dwie klasy gimnazjum. Nie zaczepia innych wychowanek, nie bije się z nimi. Przede wszystkim - nie ucieka. Bo też nie ma do kogo. Rodzice porzucili ją, gdy miała dziesięć lat. A ojciec jej dziecka? Tuż po tym, jak ostatni raz złapano Olę na ucieczce, trafił do więzienia.

Więc dziewczyna zapracowuje na najlepszą opinię w ośrodku. Chwalą ją wychowawcy, że dba o siebie i ciążę. Jednak przed porodem przychodzi do niej dyrektorka placówki. Sugeruje adopcję. Ola wybucha: "Co pani wygaduje! Żaden obcy nie dotknie mojego dziecka!". Myli się. Dwa miesiące po porodzie sąd odbiera jej córkę.

Problem w brzuchu

Agnieszka Sikora, prezeska fundacji Po Drugie, walczy o prawa nieletnich matek.

- Nasze państwo nie przewidziało, aby taka dziewczyna jak Ola mogła urodzić i być z dzieckiem w MOW-ie czy poprawczaku - komentuje. - Jej ciąża jest problemem. To sąd rodzinny musi zdecydować, jak go rozwiązać. Zwolnić wychowankę do domu? Owszem, wtedy nie rozbije rodziny. Ale dziewczyna przerwie resocjalizację. Prawdopodobnie z powrotem trafi do patologii, z której została zabrana. Z doświadczenia wiem, że taki rodzaj wolności czasami kończy się źle. Te dziewczyny zwykle nie mają wokół siebie pozytywnych dorosłych, a jednocześnie są bardzo młode i niedojrzałe. W skrajnych przypadkach radzą sobie za pomocą używek, stają się bezdomne. Żeby tego uniknąć, sąd stosuje drugie rozwiązanie. Rozdziela matkę z dzieckiem. Ta po porodzie, z piersiami pełnymi mleka wraca do ośrodka. Z kolei dziecko ląduje w jej rodzinie (jeśli to w ogóle możliwe), adopcji lub domu dziecka. I teraz niech pan powie, które wyjście jest dobre?

Sikora ma propozycję. Stworzenie w ośrodkach oddziałów dla nieletnich matek. Żeby mogły kontynuować naukę, a przy tym opiekować się dziećmi. Takie rozwiązanie funkcjonuje już w Czechach i na Słowacji. Mało tego, można je spotkać w polskich więzieniach. Osadzone mają prawo wychowywać dzieci nawet do czwartego roku życia.

Fundacja Sikory prowadzi w Warszawie dwa mieszkania treningowe. Przebywają w nich także nieletnie matki z dziećmi, które niedawno wyszły z ośrodka. Po Drugie zaczyna jeszcze budowę nowej placówki dla matek po MOW-ach i poprawczakach.

- Pomieścimy tam sześć z nich. A przecież w Polsce przybywa co roku sto nieletnich ciężarnych. Mamy powiedzieć im: "Dla was nie starczy miejsca"? - zastanawia się Sikora.

- Na co najczęściej skarżą się dziewczyny?

- Opowiadają, że każda z nich przynajmniej od jednego dorosłego słyszy zawsze tę samą formułkę: "Spójrz na siebie. Masz 15 lat. Twój chłopak też jest nieletni, tak samo siedzi w ośrodku. Brakuje ci zaplecza, aby zajmować się dzieckiem. Więc może oddasz je do adopcji?".

Mieszka z nami strach

Po porodzie Ola z córką Nikolą wprowadzają się do domu dziecka. Pozwala na to dyrektor placówki. Jednak spokój dziewczyny nie trwa długo. Bo zaraz przychodzi pismo z sądu. Matka dostaje nakaz powrotu do ośrodka. Córkę musi zostawić w domu dziecka.

- Zabranie Nikoli było karą. Sędzia na pewno uznał, że wciąż jestem zdemoralizowanym bachorem. I że moje dziecko jest tego dowodem - wspomina Ola.

Raz w miesiącu dostaje przepustkę. Wtedy odwiedza córkę. Jeśli nie może przyjechać, dzwoni. Prosi wychowawców, aby przytrzymywali Nikoli telefon przy uchu. I opowiada jej, jak bardzo tęskni. Tylko że podczas każdej rozmowy Nikola płacze. Więc wychowawcy sugerują matce, aby nie dzwoniła.

Tak mijają dwa lata. Gdy Ola staje się pełnoletnia, wychodzi z ośrodka. Jest już prawnym opiekunem córki. Choć może ją zabrać z placówki, nie robi tego. Wciąż nie ma dokąd pójść. Dlatego dziewczyna znowu ląduje w domu dziecka. Jego dyrektor postanawia pomóc rodzinie. Stara się, aby ta otrzymała od miasta mieszkanie socjalne. I udaje się. Po pół roku Ola z Nikolą wprowadzają się do niego.

- Jesteśmy w tym domu prawie cztery lata. A wciąż mam wrażenie, że mieszka z nami strach. Bo co, jeśli ktoś znowu zechce zabrać mi dziecko?

2 z 4
Fot. Agnieszka Sadowska
Fot. Agnieszka Sadowska

Moje dziecko nazywa babcie mamą

Przepraszamy

W 2013 roku Agnieszka Sikora i prof. Marek Konopczyński, pedagog resocjalizacyjny, napisali raport o nieletnich matkach. Pracę zaczęli tak: "Przepraszamy was, młode dziewczęta, którym zagmatwane losy życiowe odebrały szczęśliwe dzieciństwo (...). Przepraszamy was za to, że w majestacie prawa tworzymy taki system społeczny, który nie liczy się z waszymi potrzebami rodzicielskimi. Przepraszamy was za to, że uznaliśmy, iż nic złego się nie stanie, jak dopiero co urodzone dziecko powędruje sobie gdzieś do domu dziecka lub rodziny zastępczej. A więc do obcych ludzi. Przepraszamy za naszą hipokryzję (...)".

Nie rycz

Wiktoria jest dumna, gdy opowiada o córce. Chwali się: - Anastazja ma dziewięć miesięcy. Jest wcześniakiem. Po urodzeniu ważyła ledwo dwa kilogramy. Była tak malutka, że sięgała mi od palców dłoni do łokcia. Zobacz, jakie ma piękne dołeczki. Ostatnio sporo krzyczy. No i buja się na nogach jak pingwin.

Wiktoria nie jest z córką. Bo od roku mieszka w młodzieżowych ośrodku socjoterapii. Powód? Ani narkotyki, ani alkohol. Do MOS-u trafiła przez niechodzenie do szkoły. I ucieczki z domu. Na jednej z przepustek zaszła w ciążę. Miała 15 lat. Po wpadce zastanawiała się, co zrobić z dzieckiem. Były trzy wyjścia: oddać je swojej matce, umieścić w placówce wychowawczej albo przekazać do adopcji. Wiktoria bała się zadzwonić do domu. Więc zrobili to wychowawcy.

- Córka jest w ciąży - poinformowali rodzinę.

Chwilę później Wiktoria odebrała telefon od matki. Ta przekonywała, że nie trzeba oddawać Anastazji. Że sama zostanie jej prawnym opiekunem i chętnie pomoże w wychowaniu. Na czas porodu dziewczyna wyszła z ośrodka. Jednak potem nie wróciła do placówki. Przez dwa miesiące była w domu i coraz częściej wychodziła do koleżanek. Tak długo zostawiała Anastazję pod opieką babci, aż przestała zajmować się córką.

- Zachłysnęłam się wolnością i wykorzystałam dobroć matki. Wiedziałam, że nie odrzuci dziecka. Skąd? Kiedyś rozmawiałyśmy przez telefon, a ona stwierdziła: "Miłość do twojej córki zastępuje mi miłość do ciebie". Zabolało, nawrzeszczałam na mamę. Ale szybko przeprosiłam ją. Stwierdziłam, że kłótnie pogorszą mój kontakt z dzieckiem.

Przez olanie Anastazji musiałam wrócić do MOS-u. Oczywiście bez niej. Prawo zabraniało mi być z córką w ośrodku. Więc co trzy tygodnie jeździłam do domu. Nie uwierzysz, ale rodzicem poczułam się, dopiero gdy kilka miesięcy później dostałam wiadomość od mamy. A w niej zdjęcie z podpisem: "Patrz, twoja córeczka już chodzi". Popłakałam się. Poczułam, że zawiodłam. Że powinnam być obok Anastazji, gdy zaczyna stawać albo mówić.

Głupia nie jestem, przecież moje dziecko ma dwie matki. Na przepustce jestem nią ja. Ale po powrocie do ośrodka córka natychmiast o mnie zapomina. Wtedy nazywa babcię mamą. A jej partnera, którego nienawidzę, tatą. On mści się za to, że na początku porzuciłam Anastazję. Czasami wyrywa mi córkę z rąk. Nie pozwala karmić, przebrać, a nawet zobaczyć się z nią. Kara trwa godzinę, maksymalne dwie. Potem partner matki oddaje mi dziecko.

No, mama często dzwoni do ośrodka. Zapewnia, że jeśli w MOS-ie skończę szkołę, to odzyskam córkę. Podczas tych rozmów ryczę jak głupia. Niby Anastazja jest w dobrych rękach, ale martwię się o nią. Oby nie odziedziczyła mojego charakteru. Prawdziwy ojciec ma ją gdzieś. Nie czuje instynktu. Myślę, że może nie kochać dziecka. Mieszka niedaleko, a przyjeżdża do niego raz w miesiącu albo wcale. Nie utrzymuje córki. Jedyne, co potrafi, to zadzwonić do mnie i zapytać: "Jak się czuje Anastazja?". Więc przestałam odpowiadać. Ostatnio nawet pokłóciliśmy się, bo zarzuciłam mu: "Żeby być ojcem, trzeba wychowywać dziecko. A nie tylko je zrobić".

Chciałabym, żeby Anastazja miała lepsze życie niż ja. Bez ośrodków. Rozpraw sądowych. Samotności. I złych partnerów. Może to dobrze, że przeżyłam tyle zła. W końcu będę potrafiła ostrzec przed nim własną córkę. Niektóre wychowanki z ośrodka dokuczają mi. Bo na początku nie zajęłam się Anastazją. Dziewczyny nie rozumieją, że nie byłam gotowa na matkowanie. Ale wystarczył rok i dojrzałam.

Wiesz, za czym tęsknię? Za porankami w domu. Marzę, aby pierwszą osobą, którą zobaczę po przebudzeniu, była Anastazja. Potem moja mama, dwie siostry. A nie koleżanki z ośrodka. Chciałabym chodzić do normalnej szkoły, gdzie nie ma podziału na chłopaków i dziewczyny. Chciałabym też w miejscu zamieszkania wpisywać adres prawdziwego domu, a nie internatu.

Dziękuję mamie, że wciąż mi pomaga. Inaczej musiałabym oddać córkę. Wtedy stoczyłabym się, nie skończyłabym szkoły, nie uświadomiłabym sobie miłości do dziecka. Tylko czasami nie rozumiem mamy. Ma zmienne humory. Zdarza się, że gdy rozmawiamy przez telefon, a ja płaczę za córką, ona mówi: "Nie rycz. Zasłużyłaś na to".

3 z 4
Fot. Tomasz Sokołowski
Fot. Tomasz Sokołowski

Skupiam się tylko na tym, aby nauczyć syna, kto jest jego mamą

Uczę, kto jest mamą

Paulina: - Czuję, że tonę. Do szkoły chodzę w kratkę. Uciekam z domu. Dlatego proszę rodziców, aby wysłali mnie do MOS-u. Chcę skończyć tam klasę. Ale po jakimś czasie w ośrodku znowu odwalam. Wagaruję. Na dodatek zachodzę w ciążę. Nie będę ukrywać, to wpadka. Mam wtedy 16 lat. Ojciec dziecka jest o rok starszy. Oczywiście zostawia mnie, gówniarz jeden. Leci do innej, laska za kilka miesięcy też chodzi z brzuchem.

Gdy sąd dowiaduje się o mojej ciąży, zostaję przeniesiona do MOW-u. W ośrodku siedzę aż do porodu. Nikt mi nie tłumaczy, co będzie później. Próbuję się zmienić, zwłaszcza to, co myślę o macierzyństwie. Bo nie lubię dzieci. Nie widzę w nich żadnych pięknych istotek. W międzyczasie dowiaduję się, że tracę rodzinę. Moja adopcyjna matka i ojciec nagle wyrzekają się praw do mnie.

Gdy rodzę Michałka, zastanawiam się, co z nami będzie. Nie mamy dokąd wrócić. Wychodzimy ze szpitala i idziemy do domu dziecka. Spędzamy tam półtora roku. Na szczęście pryska moja niechęć do dzieci. Jestem zakochana w synku. Ale nie przeszkadza mi to, aby szaleć. Więc powtarzam głupoty z przeszłości: olewam szkołę i uciekam. Oczywiście bez Michałka, bo jest za mały, abym zabierała go ze sobą. Znowu interweniuje sąd. Po kilku ucieczkach każe policji doprowadzić mnie z powrotem do MOW-u. I tak trafiam do ośrodka. Potem dowiaduję się, że Michał już nie jest na stanie domu dziecka. Ląduje w rodzinie zastępczej. Od tej pory nie mam jakiejkolwiek kontroli nad własnym synkiem.

Ale po pewnym czasie dostaję widzenia z nim. Raz w tygodniu, tylko przez godzinę. W pokoju, którym się spotykamy, wiszą kamery. Nie przeszkadzają mi. Skupiam się tylko na tym, aby nauczyć syna, kto jest jego mamą. Bo on mnie nie pamięta. Nie czuje, że jestem jego rodzicem. Do kobiety z rodziny zastępczej mówi "baba". Przyznam ci się, że jej nie lubię. Z prostego powodu - wychowuje moje dziecko.

Nie mogę się doczekać, aż wyjdę z ośrodka. To już niedługo, bo za dwa miesiące kończę osiemnastkę. Będę mieć ograniczone prawa do Michałka. Chcę go odzyskać. Nie pozwolę, aby funkcjonował bez matki. A jak określiłabym moją obecną sytuacją? No, jestem w fazie układania sobie życia. Na wolności czeka na mnie narzeczony. Jest starszy o cztery lata. Mam jego słowo, że przysposobi Michała. Planujemy ślub, choć jeszcze nie znamy daty. Oby tylko sąd zauważył nasze starania. Bo na razie nie jestem dla niego kandydatką na mamę. Nie pracuję ani nie tkwię w związku z dziesięcioletnim stażem. A to byłyby spore atuty w walce o dziecko.

Czy myślę o tym, co będzie po wyjściu z ośrodka? Nie. Za dużo razy dostałam kopa w dupę, aby układać swoje życie na kilka lat do przodu. Istnieje tylko jedna rzecz, której jestem pewna - ze wszystkim będę musiała radzić sobie sama. I jeśli zajdzie taka potrzeba, to przegadam sąd, aby odzyskać Michałka.

Odeślij do domu

- Macierzyństwo jest jedną z najwspanialszych form resocjalizacji. Zabieranie dzieci tylko pogłębia demoralizację nieletnich matek. Polska jest prawdopodobnie jedynym krajem w Unii Europejskiej, który to robi - przekonuje prof. Marek Konopczyński, społeczny doradca rzecznika praw dziecka.

Daleko nie trzeba szukać. Na Litwie nastoletnie dziewczyny z dziećmi dostają schronienie w ośrodkach prowadzonych przez organizacje pozarządowe. Na miejscu otrzymują pomoc psychologa. W Niemczech mają takie samo prawo jak pełnoletnie matki. Mogą też bezpłatnie korzystać ze żłobka lub przedszkola, zanim dziecko skończy trzy lata. Z kolei na Słowacji i w Czechach wiele nieletnich dziewczyn przebywa w oddziałach ośrodków wychowawczych, gdzie na czas nauki dzieci oddaje się opiekunom z placówki.

Podobnie postępuje MOW z Czaplinka. Jako jedyny w Polsce nie rozdziela matek i dzieci. - Gdy po raz pierwszy przyjechała do nas dziewczyna w ciąży, wystraszyłam się. Nie wiedziałam, co z nią robić - wspomina Małgorzata Janda, dyrektorka MOW-u. - Obdzwoniłam innych dyrektorów. Ale każdy radził to samo. "Odesłać do domu. Potem sąd zniesie wychowance ośrodek. I po problemie". Wkurzyłam się, bo takie podejście kłóci się z zasadami resocjalizacji. Dziewczyna wraca do patologii, przed którą próbowano ją chronić. Więc uparłam się, porozmawiałam z osobami z wydziałów dla nieletnich, byłam w sądach rodzinnych, starostwie. I znalazłam "wytrych" prawny. Wystarczyło, że poszukałam rodziny zastępczej dla dziecka nieletniej. Dzięki temu matka mieszka z maluchem w MOW-ie, a na czas zajęć opiekę przejmuje rodzina.

- Można tak? - dziwię się.

- Oczywiście. To legalne, ale nie do końca systemowe. Wymyśliłam tę protezę, bo nie zamierzałam czekać na zmianę prawa. Mógłby pan przyglądać się cierpieniu matek? Ja nie. A przez cztery lata miałam 12 ciężarnych. Omawiałam z nimi każdą decyzję, którą podejmowałam z wychowawcami. Potem dyrektorzy innych ośrodków zaczęli dzwonić do mnie. Pytali, czy zadziałał mój sposób. Więc opowiadałam im historię Malwiny, pierwszej ciężarnej, którą przyjęliśmy. Miała 16 lat i uciekła z domu dziecka, bo wychowawcy przekonywali ją do adopcji. Odszedł od niej chłopak, została sama. W ośrodku tłumaczyliśmy Malwinie, czym jest macierzyństwo, jak wygląda ciąża. Pani pedagog towarzyszyła jej podczas porodu. Potem wraz z mężem została rodziną zastępczą dla wychowanki z dzieckiem. Gdy Malwina stała się pełnoletnia, poprosiła o wydłużenie MOW-u. Chciała ukończyć gimnazjum i to zrobiła. Na koniec opuściła z córką placówkę, otrzymała mieszkanie socjalne. A co z resztą dziewczyn? Nie wszystkie radzą sobie tak dobrze jak Malwina. Ale robimy wszystko, żeby w ośrodku czuły się kimś więcej niż tylko wychowankami.

Prawo do pomocy

Z Konstytucji RP:

Art. 18: "(...) rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej".

Albo art. 71: "Państwo w swojej polityce społecznej i gospodarczej uwzględnia dobro rodziny. Rodziny znajdujące się w trudnej sytuacji materialnej i społecznej, zwłaszcza wielodzietne i niepełne, mają prawo do szczególnej pomocy ze strony władz publicznych". Dalej można jeszcze przeczytać, że "matka przed i po urodzeniu dziecka ma prawo do szczególnej pomocy władz publicznych (...)".

4 z 4
Fot. Tomasz Sokołowski
Fot. Tomasz Sokołowski

Nie zostawię maluszka, który potrzebuje mojego mleka albo przytulenia

Cycek i spać

Łączą je trzy rzeczy. Razem przebywają w MOW-ie w Goniądzu. Są w ciąży. I nie wiedzą, co stanie się po porodzie.

Monika, 17 lat, w piątym miesiącu: - W ośrodku mija mi już czwarty rok. Nawet wychowawcy żartują: "Ile możesz tutaj siedzieć? Sąd powinien cię niedługo wypuścić". I raczej to zrobi, bo jestem w najlepszej sytuacji wśród ciężarnych koleżanek. Mam faceta, który pracuje w banku. Bartek nie może doczekać się, aż wyjdę z MOW-u. Dla dziecka wyremontował mieszkanie. A ja? Na wolności zacznę technikum. Potem wybiorę się na studia, bo chcę być weterynarzem.

Nie, nie pozwolę na żadne rozdzielenie. Nie zostawię maluszka, który potrzebuje mojego mleka albo przytulenia. Pękłoby mi serce przez adopcję lub zabranie go. Porwałabym dziecko i uciekła za granicę. Ale raczej nie będę musiała wyjeżdżać. Postarałam się o jak najlepszą opinię w ośrodku. Sąd musi na to spojrzeć. Nie bez powodu namawiał mnie ostatnio do ślubu z chłopakiem. Tylko że ja wiem lepiej, co czuję do Bartka.

Boję się, że nie wytrzyma ze mną. I powie kiedyś: "Won mi stąd!". Wtedy wyniosę się do domu samotnej matki. Na pewno nie wrócę do rodziny. Mama pije, tata niedawno wyszedł z więzienia za zabójstwa. A przecież obiecałam sobie, że dziecko musi mieć lepsze dzieciństwo niż ja.

Marta, 16 lat, w czwartym miesiącu: - Po porodzie raczej nie cofną mnie do ośrodka. Prędzej dostanę warunkowe zwolnienie. Ale jeśli na wolności oleję szkołę, wrócę tutaj bez dziecka. Mój chłopak obiecał, że będziemy razem. Z kolei mama zapewniła: "Nie martw się. Zostanę prawnym opiekunem dziecka". Raczej go nie odda, ufam jej. Gdy wyjdę, pourywam wszystkie kontakty ze starym towarzystwem. Nie będzie powrotu do dragów. Zmienię szkołę. Bo ludzie zaczną gadać, że dziecko urodziło dziecko.

Agata, 16 lat, w piątym miesiącu: - O losie mojego maluszka zdecyduje to, czy chodzę do szkoły w ośrodku? Daj spokój. Przecież sąd musi widzieć inne rzeczy. Na przykład to, że od dawna nie piję, nie ćpam, nie biję się. Zawsze jeżdżę z MOW-em na wycieczki. Robię też postępy w nauce.

W ośrodku często wyobrażam sobie, co będzie na wolności. Nikt tam na mnie nie czeka. A już na pewno nie ojciec dziecka. Przed ciążą byliśmy razem trzy miesiące. Ma 24 lata. Jedyne, co potrafił, to zapłodnić mnie i zwiać. Ale zanim uciekł, powiedział jeszcze: "Jesteś za młoda. Nie wypada zaciążyć w tym wieku".

Więc opracowałam dwa plany. Pierwszy - po porodzie wracam z dzieckiem do domu. Ale mama jest schizofreniczką, a tata alkoholikiem. Bili mnie, więc wciąż mogą uderzyć moje dziecko. Ciekawe, jak długo wytrzymam z chorobą matki. Bo ta w poniedziałek mówi: "Damy radę". Z kolei we wtorek krzyczy: "Jesteś nieodpowiedzialna! Skurwiłaś się!". Jeśli nie zacznie się leczyć, zrealizuję drugi plan. Ucieknę do domu samotnej matki. Sprawdzałam już opinie o nim. Dziewczyny piszą, że nie jest tam źle.

Choć nie czuję się gotowa, aby zostać rodzicem, to nigdy nie oddam dziecka. Najbardziej boję się pierwszego razu, gdy wezmę je na ręce. Chyba zemdleję ze strachu. A jak zacznie płakać? Wtedy dam cycka i pójdzie spać.

Zmiany

W 2016 roku Ministerstwo Sprawiedliwości obiecało nowelizację prawa dla nieletnich matek. Zapytałem resort, co dokładnie zamierza. Jego rzecznik wyjaśnił: "MS dostrzega potrzebę zmian obecnych regulacji (...). Jednak wypracowanie nowych rozwiązań wymaga szczegółowych analiz".

Biuro rzecznika praw dziecka przyznało, że od 2013 roku pyta ministerstwo o to samo. I od blisko czterech lat dostaje identyczną odpowiedź jak ja.

Imiona bohaterek zostały zmienione. Dziękuję za pomoc Sławomirowi Moczydłowskiemu.

Więcej na ten temat: macierzyństwo, nieletnie matki
Komentarze
Przepraszam, ale braknie w tym wszystkim perspektywy dziecka. Racje mlodych matek latwo zrozumiec, problemy systemowe nalezy niewątpliwie naprawic, ale najwazniejsze jest, by dziecko musi miec przy sobie kogos kto bedzie dla niego ostoja. A tu widzimy duzo chciejstwa, a jak przychodzilo co do czego, to w tych historiach, w ktorych dziewczyny zakosztowaly wolnosci, to ta wolnosc wygrywala z pieluchami,kolkami i karmieniem. A te maluchy czekaja potem w placowkach, jak sie mamom w glowie pouklada i jak w koncu dojrzeja. Tylko jak sie nie pouklada, a dziecko juz nie bedzie slodkim bobaskiem, to nikt go juz nie adoptuje. Wiec te pytania o adopcje jeszcze w ciazy sa na miejscu. Bo nie tylko dziewczyny maja prawo do rodzicielstwa, ale tez maluch ma prawo do wzrastania przy odpowiedzialnym rodzicu.
@ndjamena straszne poglądy, nie lepiej pomóc młodej matce budować relację z dzieckiem, przydzielić pomocnika, dać trochę odetchnąć, zaakceptować, że chciałaby iść na dyskotekę? Zamiast wymagać, żeby zachowywała się jak dojrzała trzydziestolatka, ustawiona i przygotowana na macierzyństwo?
już oceniałe(a)ś
0
0
@margolcia to dziecko będzie na tą dojrzałość (nastąpi/nie nastapi?) czekało w domu dziecka, może do własnej osiemnastki- straszne poglądy, serio?
już oceniałe(a)ś
0
0
@ndjamena adoptowane dzieci często jak tylko staną się pełnoletnie szukają swoich biologicznych rodziców i chcą z nimi odnowić kontakt. Rozdzielanie matki z dzieckiem jest najgorszym rozwiązaniem jakie można zastosować. Zamiast pomóc dziewczynom stanąć na nogi i zrobić wszytko żeby taka rodzina jakoś funkcjonowała to lepiej iść na łatwiznę... wkurza mnie to rozwiązanie, bo tyle się mówi o obronie życia nienarodzonego, a jak już się dzieciaczek urodzi to zero pomocy i bezduszne rozwiązania.
już oceniałe(a)ś
0
0
".................. Rodzice porzucili ją, gdy miała dziesięć lat..... To byli "rodzice"? Nawet zwierzęta nie porzucają swoich dzieci... (powinni zamknięci w kopalni pracować oboje aż dziecko ukończy 21 lat i płacić na nie...)
już oceniałe(a)ś
0
0
to jest jakaś porażka urodzić w ośrodku i dziecko do adopcji tak powinna wyglądać zmiana prawa. Skoro jest ktoś tak nieodpowiedzialny że ucieka z ośrodka i zachodzi w ciążę to nie daje gwarancji zapewnienia podstawowych potrzeb dziecka. Dziecko to jest sposób na skrócenie pobytu nieletniej matki w ośrodku. Tu nie chodzi o żadną miłość do dziecka. kurator ds rodzinnych i nieletnich
już oceniałe(a)ś
0
1
Przewiń i czytaj dalej Wysokie Obcasy