Humans of New York: Dlaczego do tego projektu pozwolili się sfotografować ci, którzy normalnie nie pozwalają innym kraść swojego wizerunku?

Brandon Stanton
Humans of New York. Ludzie Nowego Jorku

Humans of New York. Ludzie Nowego Jorku (Stanton Brandon)

Do Nowego Jorku przyjechałem na początku sierpnia. Miałem spędzić tam tydzień i złapać samolot na Zachodnie Wybrzeże, ale zostałem w mieście aż do końca lata. Pamiętam moment, kiedy mój autobus wyłonił się z tunelu Lincolna i po raz pierwszy zobaczyłem Nowy Jork. Chodniki tętniły życiem. Budynki zapierały dech w piersi. Ale to ludzie wywarli na mnie największe wrażenie. Były ich całe tłumy i wszyscy wydawali się gdzieś śpieszyć. Tej nocy założyłem album ze zdjęciami z Nowego Jorku. Nazwałem go Humans of New York ("Ludzie Nowego Jorku")
1 z 11
Stanton Brandon
Stanton Brandon

Szczerość

"Pozwolę się sfotografować, bo wydajesz się szczery. Ale wiedz, że normalnie nie pozwalam ludziom kraść mojego wizerunku".

2 z 11
Stanton Brandon
Stanton Brandon

Dzieci

"- Poprosiłem, żeby opowiedział mi o najsmutniejszej chwili swojego życia.

- Straciłem dzieci w wypadku samochodowym. Szły we czwórkę do szkoły i ten dupek w ciężarówce wjechał na chodnik i je zabił. Tylko Naomi przeżyła. Darrell, Joshua i Jessica nie żyją. Pozabijał moje dzieci.

W trakcie opowiadania tej historii zaczął płakać, a pod koniec zupełnie się rozkleił. Trzęsąc się, dodał:

- Przeżywam to na nowo każdego dnia. Myślisz, że czemu piję?

Później przechodziłem obok niego raz jeszcze.

- Znamy się? - zapytał.

- Niedawno rozmawialiśmy, opowiedział mi pan wtedy o Naomi, Darrellu, Joshui i Jessice.

Znowu się rozpłakał.

- Codziennie o nich myślę - powiedział.

Zapytałem, gdzie teraz są. Odparł, że mieszkają w Los Angeles. Napomknąłem o wypadku samochodowym.

- Jakim wypadku? - zdziwił się".

3 z 11
Stanton Brandon
Stanton Brandon

Kontuzja

"Miałam kontuzję szyi i w tym roku muszę trochę przystopować".

4 z 11
Stanton Brandon
Stanton Brandon

Spodnie

"Kiedy spotkałem dziewczynę w koszuli uszytej ze spodni, pomyślałem, że lepiej już nie będzie. A wtedy zrobiła to".

5 z 11
Stanton Brandon
Stanton Brandon

Artystka

"Jestem artystką, a mój ubiór sztuką".

Zdjęcia Brandona Stantona pochodzą z książki "Humans of New York. Ludzie Nowego Jorku". Książkę opublikowało Wydawnictwo SQN. Książka do kupienia na empik.com.

 

6 z 11
Stanton Brandon
Stanton Brandon

Pociąg

"Lepiej szybko cykaj, bo wskakuję do pierwszego pociągu, jaki nadjedzie".

 

7 z 11
Stanton Brandon
Stanton Brandon

Moda

"Próbuję utorować sobie drogę na pokazy mody!".

8 z 11
Stanton Brandon
Stanton Brandon

Kwiaty

"- Co cię inspiruje?

- Kolory, kwiaty i pikniki".

9 z 11
Stanton Brandon
Stanton Brandon

Piękna

"Emanowała przepiękną dziwnością".

10 z 11
Stanton Brandon
Stanton Brandon

Wiedeń

"Poznaliśmy się w Wiedniu. W pociągu. Padał śnieg".

11 z 11
Stanton Brandon
Stanton Brandon

Rozmowy

Pierwszy aparat kupiłem w styczniu 2010 roku. Handlowałem wtedy papierami wartościowymi, więc mogłem się nim pobawić jedynie w weekendy, ale i tak połączyła nas żarliwa miłość. W każdy wolny dzień zabierałem swój aparacik do centrum Chicago i robiłem zdjęcia dosłownie wszystkiemu. A kiedy już zobaczyłem coś wybitnie pięknego, fotografowałem to pod dwudziestoma różnymi kątami, chcąc się upewnić, że złapię ten właściwy. Pod koniec takiego dnia miałem przeszło tysiąc nowych fotek. I choć większość do niczego się nie nadawała, nie traciłem zapału. Złapałem bakcyla. Fotografowanie zdawało mi się poszukiwaniem skarbów i mimo że byłem w tym do kitu, czasem udawało m się znaleźć prawdziwy diament. A to wystarczyło, żebym się nie poddawał. Gdy w lipcu straciłem pracę, zdecydowałem, że zostanę fotografem. Co nie znaczy, że nie lubiłem wymagającej, ale i stymulującej roboty handlowca - miałem na punkcie rynku obsesję podobną tej, która przyciągnęła mnie do aparatu. Lecz ostatecznym celem kupna i sprzedaży zawsze jest zarabianie.

Spędziłem dwa lata, myśląc o pieniądzach, i koniec końców nic mi z tego nie przyszło. Kolejny etap swojego życia chciałem poświęcić pracy, której efekt ceniłbym sobie równie mocno co ją samą. Fotografia wydawała mi się oczywistym wyborem. Jak już mówiłem, robienie zdjęć przypominało poszukiwanie skarbów. Niezły sposób na zagospodarowanie czasu. Rodzice powiedzieli mi, że oszalałem. Odbyłem wówczas parę niezręcznych rozmów telefonicznych. Moja mama nie kryła rozczarowania. Handel papierami był według niej bardzo prestiżowym zajęciem, z kolei fotografię postrzegała jako słabo zawoalowaną próbę wymigania się od pracy. Nie pomagał fakt, że nie miałem żadnego planu, jak na tym zarobić. Uznałem jednak, że najlepszym sposobem na nabranie doświadczenia jest robienie zdjęć. Postanowiłem więc zjechać kilka głównych amerykańskich miast i cykać fotki. Pod koniec lipca opuściłem Chicago i wyruszyłem w podróż po kraju.

Moim pierwszym przystankiem był Pittsburgh. Przemierzałem tamtejsze ulice, tak samo jak eksplorowałem Chicago: szwendałem się bez celu, gubiłem się i fotografowałem wszystko, co zobaczyłem. Wieczorami wrzucałem swoje zdjęcia albumu podpiętego pod mój profil na Facebooku. Zatytułowałem go Yellow Steel Bridges ("Żółte stalowe mosty"), odwołując się do pierwszej myśli, która przyszła mi do głowy, kiedy zobaczyłem Pittsburgh. Większość moich fotografii przedstawiała budynki i mosty, ale od czasu do czasu udawało mi się uchwycić jakąś interesującą osobę. Powtórzyłem ten proces w Filadelfii. Całe dnie poszukiwałem interesujących obiektów i co wieczór zgrywałem zdjęcia do albumu na Facebooku. Nazwałem go Bricks and Flags ("Cegły i flagi"). Fotografie w dużej mierze przypominały te zrobione w Chicago - z jednym chlubnym wyjątkiem. Ich tematem coraz częściej byli ludzie.

Przestałem cykać zdjęcia z ukrycia, podchodziłem do obcych i zatrzymywałem na ulicy przypadkowe osoby. Portrety, które udało mi się wówczas zrobić, okazały się najbardziej intrygującymi z moich fotografii, postanowiłem więc pójść w tym właśnie kierunku. Do Nowego Jorku przyjechałem na początku sierpnia. Miałem spędzić tam tydzień i złapać samolot na Zachodnie Wybrzeże, ale zostałem w mieście aż do końca lata. Pamiętam moment, kiedy mój autobus wyłonił się z tunelu Lincolna i po raz pierwszy zobaczyłem Nowy Jork. Chodniki tętniły życiem. Budynki zapierały dech w piersi. Ale to ludzie wywarli na mnie największe wrażenie. Były ich całe tłumy i wszyscy wydawali się gdzieś śpieszyć. Tej nocy założyłem album ze zdjęciami z Nowego Jorku. Nazwałem go Humans of New York ("Ludzie Nowego Jorku").

Nie myślałem wówczas o prowadzeniu bloga. Ba, nie wiedziałem nawet, czym jest blog. Ale po tych kilku tygodniach w Nowym Jorku byłem pewien jednego - chciałem fotografować ludzi. Przez całe lato zaczepiałem nieznajomych na ulicach. Pod koniec sierpnia miałem już przeszło sześćset portretów. Czułem, że wpadłem na trop czegoś wyjątkowego. Pojechałem do Chicago, aby spakować bagaże, i wróciłem do Nowego Jorku 4 listopada 2010 roku. Uznałem H.O.N.Y. za swoisty spis ludności Nowego Jorku. Chciałem zebrać dziesięć tysięcy portretów i nanieść je na interaktywną mapę miasta. Kiedy kliknęłoby się na jakąś dzielnicę czy osiedle, można by było zobaczyć twarze mieszkających tam ludzi. Przez kilka miesięcy obracałem ten pomysł w głowie i udało mi się zrobić tysiące zdjęć, ale niewielu one obchodziły. Podczas pierwszego roku istnienia H.O.N.Y. dziennie moją stronę odwiedzała zaledwie garstka internautów. I wtedy odkryłem potęgę mediów społecznościowych. Muszę podziękować mojemu przyjacielowi Mike'owi Schaeferowi, bo to on przekonał mnie do założenia na Facebooku strony Humans of New York. Przez jakiś czas opierałem się tej sugestii, bo wrzucałem swoje zdjęcia na prywatny profil i tworzenie kolejnego wydawało mi się zbędne. Ale któregoś dnia uległem jego namowom i otworzyłem osobne konto dla Humans of New York.

Minął zaledwie rok, a dzięki podjętej od niechcenia decyzji dorobiłem się pół miliona fanów. Nie stało się to od razu. Liczba odwiedzających zwiększała się powoli. Ale po paru tygodniach zamieszczania kolejnych zdjęć zauważyłem, że oglądają je i komentują nieznane mi osoby. Każde nowe zdjęcie zachęcało następnych ludzi do śledzenia mojej pracy. Dostrzegłem bezpośrednią zależność pomiędzy publikowaniem fotografii a wzrostem popularności strony. H.O.N.Y. rozrastało się z dnia na dzień. Po paru miesiącach bezowocnego oczekiwania nareszcie mogłem odetchnąć. Kolejnym przełomem było odkrycie Tumblra. Żadna inna platforma nie oferuje artystom i twórcom lepszego narzędzia promocji. H.O.N.Y. szybko się tam zadomowiło, głównie dzięki wsparciu udzielonemu mi przez zespół redakcyjny. Niedługo potem setki tysięcy ludzi śledziły H.O.N.Y. za pośrednictwem Tumblra i do dziś jestem wdzięczny tamtejszej ekipie za przyłożenie ręki do mojego sukcesu. Ostatnim ewolucyjnym krokiem H.O.N.Y. były rozmowy przeprowadzane przeze mnie z ludźmi, których fotografowałem. Jeśli pojawiała się taka możliwość, parowałem zdjęcie z cytatem lub historyjką. Mariaż ten pozwolił H.O.N.Y. rozwijać się jeszcze szybciej. Każdego dnia zdobywałem setki nowych fanów. Potem były to tysiące.

W tym czasie H.O.N.Y. przedzierzgnęło się z projektu fotograficznego w pełnoprawnego bloga. Nieco zmieniłem swoje priorytety. Nie dążyłem już do ukończenia ogromnego projektu fotograficznego, ale zdecydowałem się publikować codziennie kilka dobrych portretów. I mam nadzieję robić to jeszcze długo. Książka, którą trzymacie w rękach, jest rezultatem niemal trzech lat pracy. Aby zrobić te zdjęcia, przeszedłem setki tysięcy kilometrów, i zaczepiłem ponad dziesięć tysięcy osób. Nie było to łatwe zadanie, czasem wręcz wyczerpujące, ale cieszyła mnie każda minuta. Ludzie, którzy znaleźli się na tych stronach, są mi drodzy. Pozwalając się uwiecznić, pomogli mi zrealizować moje marzenie. I za to jestem im wdzięczny. Chciałbym też podziękować tym wszystkim, którzy śledzą moją pracę. Ogromnie mi pomogliście. To niezwykła przygoda. Jestem wam wdzięczny, bo to dzięki wam mogłem ją odbyć. Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję. Mam nadzieję, że Humans of New York przyniesie wam tyle radości, ile mnie.

Brandon Stanton

Zdjęcia Brandona Stantona pochodzą z książki "Humans of New York. Ludzie Nowego Jorku". Książkę opublikowało Wydawnictwo SQN. Książka do kupienia na empik.com.

Więcej na ten temat: fotografia, nowy jork, zdjęcia
Komentarze
600 technicznie poprawnych zdjęć, ani dobrych, ani złych, nie wywołujących u mnie żadnych emocji. Gdyby losowo wybrać 600 portretów z flickra czy 500px, wiele z nich będzie o wiele ciekawszych niż te prace. Jak widać nazwisko jest najważniejsze.
@ustawiamdlasiebienick Al e o co chodzi z nazwiskiem? Facet zaczynał w Nowym Jorku od zera, fotografując tylko tych ludzi na ulicach i wrzucając ich na fejsowego fanpejdża. Sława sama się nie zrobiła. Zapracował na nią.
już oceniałe(a)ś
0
0
@estravaganta No to już kompletnie nie rozumiem zachwytu. Przeciętne zdjęcia, żadnej głębi czy historii, po prostu losowe fotki z ulicy jakich pierdylion znajdziesz na każdej stronie dla Imię Nazwisko Photography Tata Kupił Mi Lustrzankę.
już oceniałe(a)ś
0
0
@ustawiamdlasiebienick Śmieszy mnie, gdy ktoś krytycznie ocenia jakość tych zdjęć, bez znajomości historii, które ilustrują. To nie jest album zdjęć - to album ludzkich historii. I w tym sensie jest niezwykły.
już oceniałe(a)ś
0
0
@ustawiamdlasiebienick Ale tam właśnie są historie. Do każdego zdjęcia.
już oceniałe(a)ś
0
0
Przewiń i czytaj dalej Wysokie Obcasy