Album bez figi czyli jak zatrzymać czas

Siedmiomiesięczna Agnieszka, kiedy się przeciąga, przypomina Ryszarda Kalisza. Trzyletni Grześ zamiast deklamować wierszyk o Zosi, tylko przyciskał guziki magnetofonu dziadka. Ich rodzice zrobili wszystko, by zapamiętać to na zawsze

Album bez figi czyli jak zatrzymać czas

Siedmiomiesięczna Agnieszka, kiedy się przeciąga, przypomina Ryszarda Kalisza. Trzyletni Grześ zamiast deklamować wierszyk o Zosi, tylko przyciskał guziki magnetofonu dziadka. Ich rodzice zrobili wszystko, by zapamiętać to na zawsze

Mam tyle lat, co Reform Plaza

Lubię wspominać i lubię fotografować. Pan Bóg nie dał mi wielkiego talentu, ale dał zapał. Od siedmiu lat prowadzę fotograficzny pamiętnik - z żoną Asią w roli głównej. W marcu zyskał on nową bohaterkę, naszą córeczkę - Agnieszkę.

Aparat zabrałem już na salę porodową. Na swoim pierwszym zdjęciu Agnieszka płacze wniebogłosy, z brzuszka zwisa jej nie odcięta jeszcze pępowina. Wyjaśnia się zagadka "podobna do mamy czy do taty"?. Raczej do taty, choć jak twierdzi położna, "wszystko jeszcze może się zmienić". I rzeczywiście, wciąż się zmienia.

Klatki pierwszego filmu: Agnieszka tuli się do mamy; mama dzwoni do dziadków, by powiedzieć, że "dziecina jest cała i zdrowa"; Agnieszka jest ważona, mierzona, śpi...

Przez następne dni pstrykałem jak szalony: pierwsza kąpiel, karmienie, pierwsza wizyta dziadków, przewijanie... W życiu noworodka bez przerwy dzieje się coś po raz pierwszy. Wciąż więc są powody do robienia zdjęć. Znalazłbym je zresztą i tak. Sfotografować przecież trzeba różne twarze Agnieszki. A ma ich ze cztery. Gdy śpi, wygląda jak "istny ojciec", gdy przeciąga się po obfitym posiłku, przypomina Ryszarda Kalisza, przez większość dnia nie jest podobna do żadnej znanej nam osoby. Nawet do nas.

Każda z jej twarzyczek robi dziesiątki minek. Wszystkie chcę mieć na zdjęciach: śmiech, buźka w ciup, "nudzę się"... Czasem czuję się jak wędkarz - czekam cierpliwie na nową minkę. Bywa, że zanęcam: szczerzę zęby w nadziei, że Agnieszka pokaże dziąsełka. Czasem się spóźniam - była świetna minka, ale... była. Przez pewien czas Agnieszka miała zwyczaj układać paluszki w figę i wyciągać rączkę przed siebie. Powtarzałem sobie: "trzeba to uwiecznić" - i odkładałem rzecz na potem. Potem Agnieszka zmieniła obyczaje. W albumie nie ma figi.

Jest za to mnóstwo zdjęć rodzinnych. "Dziecina" z miejsca podbiła serca babć, dziadków, cioć i wujka. Kolekcjonują jej fotografie. Co jakiś czas zasilam więc rodzinne ?kapliczki?. Ale chcę, by i Agnieszka miała zdjęcia najbliższych. Aby patrząc na nie, mogła się przekonać, jak bardzo ją kochali - i jak zmieniali się wraz z nią. Zabieram więc aparat na rodzinne spotkania. Ostatnio portretuję dziadków próbujących wycyganić uśmiech. Taki pojedynek na miny.

Dla Agnieszki portretuję też Warszawę: by wiedziała, jak zmieniało się jej miasto. Zacząłem od zdjęć z okien naszego mieszkania. Vis-a-vis rośnie nowy dom. Gdy Agnieszka się urodziła, robotnicy kopali fundamenty. Gdy miała pięć miesięcy - kończyli trzecie piętro. Wkrótce budynek zasłoni nam widok na ulicę Rzymowskiego. Agnieszka będzie go znała tylko z moich zdjęć. Innych jej ?rówieśników? szukam w Śródmieściu, na rogu Pięknej i Kruczej, na Twardej, na ks. Skorupki... Oczywiście obfotografowałem. Za kilkadziesiąt lat Agnieszka będzie mogła je pokazać swoim dzieciom i powiedzieć: - Mam tyle lat, co one. By mogły od niej usłyszeć ?Patrzcie, to się zdarzyło za mojego życia?, fotografuję czołówki gazet - gdy zdarza się coś ważnego.

Wojciech Załuska

Grzesio zaraz coś powie

Mój dziadek nacisnął w magnetofonie czerwony guzik i uroczystym tonem oświadczył: Dziś mamy 12 lipca 1974 roku. Grześ skończył miesiąc.

Następnie pochylił się nade mną z mikrofonem i wydał następujące odgłosy: glu, glu, gli, gla (powtórzył to trzy razy), puci, puci, ija (dwa razy), tiu, tiu, koci, koci (cztery razy), param, pam, pam (raz). Potem jeszcze klaskał, przytupywał i cmokał (pięć razy). Na koniec, wyraźnie usatysfakcjonowany, oświadczył: To był pierwszy wywiad z Grzesiem.

12 września 1974

Dziadek znów próbował mnie nagrać. Cztery razy cmoknął i trzy razy zawołał: hej, hop, la, la, la. Klaskał przy tym i przytupywał. Niestety, mimo tych wysiłków milczałem jak zaklęty. Na koniec dziadek, nieco zasapany, powiedział: Grześ chyba znów nie ma ochoty nic mówić...

Luty 1975

Kolejna próba nagrania mojego głosu...

Dziadek (do mikrofonu): Dzisiaj mamy niedzielę, czwartego lutego, Grzesio zaraz coś powie.

Babcia (z pokoju): Piątego, dziś jest piąty.

Dziadek: Zaraz, zaraz... Pierwszy był w czwartek, drugi w piątek, trzeci sobota, dziś jest czwarty.

Babcia: Pierwszy był w środę, drugi w czwartek, trzeci w piątek, czwarty w sobotę, dziś jest piąty.

Dziadek: Nie, nie, bo ty źle liczysz... Tu skończyła się taśma.

Marzec 1975

Dziadek: Za dwa dni Grześ skończy dziewięć miesięcy.

Babcia: No, powiedz coś, Grzesiu (cisza).

Dziadek: Tiu, tiu, hop, trala (cisza).

Babcia: E, nic nie powie.

Dziadek: W mikrofon się wpatruje, pajac jeden.

Babcia: No zobacz, chce ten mikrofon za wszelką cenę. Daj mu, to się odezwie.

Ja (pakując mikrofon do buzi): Ta, da, da, da...

Dziadek (nerwowo): Nie, tu nie naciskaj, tego nie wolno, no już, oddaj, a to łobuz jeden, prawie połknął...

Maj - grudzień 1975

Nic się nie nagrało, ponieważ magnetofon przebywał w punkcie napraw ZURT-u.

Styczeń 1976

Dziadek: Powiedz, Grześ, bim-bam.

Ja: Ba-ba.

Dziadek: A jak robi kotek?

Ja: Bim-bam.

Dziadek: A piesek jak robi?

Ja: Miau-miau.

Dziadek: A jak babcia robi?

Ja: Oj, oj, oj...

Ogólna wesołość.

Wrzesień 1976

Dziadek: Nie rusz tego, tego nie wolno, to jest od mikrofonu. Byłeś w żłobku?

Ja: A to mogę?

Dziadek: Nie, tego też nie. A lubisz chodzić do żłobka?

Ja: Będę tylko patrzeć, o tu...

Dziadek: Nie, tego nie otwieraj, tu jest taśma, to zostaw. Powiedz lepiej wierszyk o panu konduktorze.

Ja: A co to za guzik?

Dziadek: Guzik od nagrywania. Nie dotykaj. No, mów wierszyk. Głośno. Jedzie pociąg z daleka, na nikogo...

Ja: Nie czeka... a ten guzik do czego jest?

Dziadek: Do przewijania taśmy. Nie, tu nie wolno, nie naciskaj. No, mówimy wierszyk. Jedzie pociąg...

Ja: Z daleka...

Dziadek: Grzesiu, odstaw ten zegarek!

Luty 1977

Dziadek: Powiedz wierszyk.

Ja: Ale sam będę trzymał mikrofon!

Dziadek: Dobrze, ale nie za blisko. No, mów.

Ja: Powiedz Jasiu, powiedz Olu,

Gdzie tak miło, jak w przedszkolu.

Bo przedszkole uczy, bawi nas,

Bo w przedszkolu miło płynie czas.

Dziadek: Pięknie!

Ja: Ale ja wyłączę guzik, dobrze?

Maj 1977

- kolejny wierszyk

Jasio przez okienko sztandary

zobaczył.

Czemu ich tak dużo, bo to święto

pracy.

Wyszli robotnicy z fabryk

i warsztatów,

Że są wszyscy braćmi, chcą

ogłosić światu.

Dziadek: No, ładnie, ale mówiłeś mi kiedyś wierszyk o Zosi.

Ja: Nie pamiętam o Zosi. O żołnierzach umiem:

Maszeruje orkiestra, maszerują żołnierze.

Potem idą trębacze, każdy trąbi inaczej.

Jeden tratatata, drugi sra, sra, SRA!

Dziadek: E, popisujesz się, nieładnie.

Czerwiec 1977

Dziadek: Grzesiu, dziś zaśpiewaj ładną piosenkę o Zosi.

Ja: Chodzi Zosia po łące, zrywa

kwiatki pachnące,

Zrywa wonne kwiateczki dla swej

drogiej mateczki.

Dziadek: Ślicznie śpiewałeś, ale trochę za cicho. Jeszcze raz nagramy. Ja: Dobrze. Chodzi Zosia po łące, zrywa kwiatki śmierdzące...

Dziadek: Znów się popisujesz, wyłączamy.

Sierpień 1977 rok.

nagranie ostatnie Dziadek: Ale dziś nie będziesz się popisywał, co?

Ja: Nie, tylko powiem wierszyk.

Dziadek: Ale nie brzydki wierszyk!

Ja: Mało brzydki. Chodzi Zosia po łące, zrywa kwiatki cuchnące...

Grzegorz Sroczyński

Niania Baki, syn Mati Baki

Prawie trzydzieści lat temu, gdy liczyłem sobie dziewięć miesięcy, powiedziałem swe pierwsze słowo w życiu - ?da? (daj). Mój ojciec, Zenon Bosacki, wpisał to jako pierwszą pozycję do ?Słowniczka Marcinka?, który potem z pomocą mojej Mamy i starszej siostry prowadził przez cztery lata.

Kilkanaście lat później ja oglądałem ten słowniczek z narzeczonymi, w tym, naturalnie, z obecną żoną. Po kilku kolejnych latach założyłem podobny mojemu Jasiowi.

Jaś był lepszy - gdy chciał jeść, krzyczał "eda, da, de", już gdy miał siedem miesięcy. Miesiąc później mówił "ba-ba" (babcia), gdy miał 11 miesięcy "tata" (też czasem na mamę), a gdy 14 - zaczął określać mamę "mbaba". Ja mówiłem najpierw mama (11 miesięcy), potem baba (12) i tata (15).

Ze zwierząt pierwsza zainteresowała Jasia krowa, mówił na nią "mmmm", gdy miał 13 miesięcy, potem zaś "kwa, kwa, kla, kla" (kaczka) i "bzzzz" (pszczoła, obie w 15 miesiącu). Tatuś Jasia (czyli ja) też lubił kaczki ("kaka" w 14 miesiącu), ale jeszcze bardziej pieski ("ha" w 10 miesiącu) i kotki ("ma" w 12).

Jaś pierwszy okazał bunt ("nie" w 12 miesiącu, ja w 13), za to tata prędzej interesował się samochodami ("titi" w 12 miesiącu, Jaś zaś "brrrm-brrrm" w 13).

Mam to szczęście, że mogę porównywać postępy językowe moje i mego syna. Ale i bez tego słowniczek dziecka to wspaniała zabawa. Pozwala lepiej dostrzec i dłużej (na zawsze!) zapamiętać tak piękne słówka, jak np. Jasiowe "nonio" (nosek, 19 miesięcy), "pumpam" (krem, 21), "żuba" (żółw, 21), "bydzia" (wieża, 23), "Cieś, tusinko" (Cześć, kruszynko, do mamy, 28), ?niebowy? (niebieski, 29). Albo to, że na wujka Piotra mówił najpierw "Pyk", potem "?Plak", a w końcu "Jibak" (bo zobaczył wujka z wędką). I że przedstawiał się "Niania Baki" (25 miesięcy, ja w jego wieku mówiłem o sobie "Mati Baki").

Gdy dziecko ma ponad dwa lata i następuje eksplozja kilkuset słów w ciągu paru miesięcy, ich zapisywanie przestaje mieć sens. Ale jakże urocze jest dalsze śledzenie żartów językowych! Jaś zawsze uwielbiał wyżerać cukier. Gdy miał 2 lata i 7 miesięcy, dziadek go skarcił: - Ten cukier to do kiełbasy? Jaś bez zastanowienia: - Nie, do buzi!

Miesiąc wcześniej Jaś podczas mszy podszedł do konfesjonału, przysunął twarz do kratek i na pół kościoła zawołał: - Pan Bóg, jesteś tam???

Ja w tym wieku też miałem inklinacje teologiczne. Mój ojciec opisał taki dialog: - Co to jest? - Stare siano, ktoś wyrzucił. - Ten Jezus pewnie.

Ale święty nie byłem. W wieku lat trzech i pół, widząc opalające się na łące panie, wyszeptałem: - Ja bym pogiglał wszystkie kobiety na świecie...

26 lat temu Zenon Bosacki zapisał taką rozmowę z Marcinem Bosackim: - Czy ty ciągle musisz nudzić o te wojny? Nie masz innych zainteresowań? - Mam, ale jakbym ja urósł i jakbym się ożenił, i jakby mi żona urodziła dziecko, i ono by urosło, i mnie się pytało, to muszę wiedzieć.

Kiedy zaczniesz pytać o wojny, Jasiu?

WYSOKIE OBCASY nr 40 dodatek do Gazety Wyborczej nr 236, wydanie waw (Warszawa) z dnia 2000/10/07, str. 41

Copyright © Agora SA