Problemy z rówieśnikami

W klasie jest trójka grubych dzieci, ale tylko na jedno rówieśnicy wołają "tłuścioch". Co decyduje o tym, że dziecko zostaje klasową ofiarą? Jak mu pomóc rozwiązać problemy w kontaktach z rówieśnikami? Z psychoteraupetą Krzysztofem Srebrnym rozmawia Joanna Sokolińska.

W klasie jest trójka grubych dzieci, ale tylko na jedno rówieśnicy wołają "tłuścioch". Co sprawia, że dziecko jest odrzucone przez rówieśników?

Na pewno nie przypadek. Poważne kłopoty z rówieśnikami - takie jak mieli Kuba czy Ala - są sygnałem, że dziecko ma problem, który trzeba pomóc mu rozwiązać. Mówiąc dosadnie: dwoje dzieci jest po prostu grubych, ale radzi sobie z kolegami, a to trzecie nosi w sobie jeszcze jakiś problem, który wywołuje agresję rówieśników. Jego nadwaga jest tylko pretekstem, żeby powiedzieć: "Ty nam się nie podobasz".

Jeśli to jest pretekst, to o co tak naprawdę chodzi?

Nie ma jednej odpowiedzi. Problemy z rówieśnikami mogą brać się z nieumiejętności nawiązywania kontaktów - dziecko jest nieśmiałe albo nie wie, jak podejść i włączyć się do zabawy. Często wystarczy, że rodzice urządzą kinderbal, popchną dziecko, by zagadnęło kolegę.

Jednak czasem źródło problemów leży głębiej, dotyczy np. emocji, z którymi dziecko sobie nie radzi. Przykład: dziecko, które ma być zawsze grzeczne, nie wolno mu podważać opinii rodziców, często nie potrafi postawić granic, sprzeciwić się rówieśnikom. Są też dzieci tak spragnione uwagi, której nie dostają w domu, że wolą wrogość od braku zainteresowania - one mogą walczyć o uwagę agresywnością. Z kolei dziecko zalęknione jest bierne, wycofane. Jakby chodziło z plakietką "jestem ofiarą". A to wywołuje agresję - zarówno wśród dzieci, jak i dorosłych. Taki człowiek działa jak piorunochron ściągający złość innych ludzi. Dzieci nie umieją wytłumaczyć, dlaczego chłopiec ofiara tak je drażni, więc wołają na niego "tłuścioch" albo nazywają pierdołą - jak koledzy Kuby.

Znam nastolatka patologicznie niewysportowanego, chorowitego okularnika, który jest bardzo popularny wśród rówieśników. Oczywiście nikt go nie zaprasza do gry w koszykówkę, bo on nie potrafi rzucić piłką do kosza. Ale to nie jest dla niego problem, bo on wie, że jest akceptowany.

A kiedy zaczyna się problem?

Najlepiej wie to samo dziecko. I sygnalizuje. Kuba wracał ze szkoły i skarżył się na kolegów, dla niego ich dokuczanie było problemem. Wystarczy słuchać, żeby wiedzieć.

Jeśli nie zareagujemy, dziecko zacznie uważać, że jest nieakceptowalne, że nie można go polubić. "Tłuścioch" uzna swoją nadwagę za stygmat. Może w obawie przed odrzuceniem sam odsuwać się od rówieśników, może stać się agresywny.

Kiedy interweniować?

Nie ma "momentu zero", do którego można nie reagować, a potem już trzeba. Bo przecież interwencją jest rozmowa z dzieckiem, poświęcenie mu dodatkowej uwagi, skoncentrowanie się na jego problemach, znalezienie czasu na spokojną, codzienną rozmowę przed snem. Jeśli dziecko jest dręczone, rodzice mają obowiązek pójść w tej sprawie do szkoły, a szkoła ma obowiązek interweniować.

Mama Kuby rozmawiała z synem, próbowała mu pomóc.

Ale też uważała, że problem nie jest taki znów poważny. Ważne, by słuchać, raczej zadawać pytania, niż udzielać rad. Wtedy mamy szansę zrozumieć, co się w tej szkole dzieje.

Szkoda, że kiedy Kuba narzekał na kłopoty na wf., tata nie zapisał się razem z nim na basen, wysłał go samego. Niechcący mógł zafundować dziecku powtórkę doświadczenia ze szkolnego wf. Dlatego warto robić coś razem - wybrać się na mecz albo na rowery. Kubie, który wyraźnie ma kłopoty z tzw. męskimi aktywnościami, to mogło pomóc.

Warto rozmawiać z rodzicami kolegów z klasy czy przedszkola?

Oczywiście, że warto. Nie chodzi o to, żeby pójść na skargę, ale żeby porozmawiać o tym, co się dzieje.

To oczywiście jest trudne. Pewna mama zadzwoniła do matki chłopca, który dręczył jej syna. Rozmowa skończyła się kłótnią - emocje z obu stron były zbyt duże. Minęło kilka godzin, mama pierwszego chłopca ochłonęła, zadzwoniła drugi raz, przeprosiła, że ją poniosło. Wtedy i ta druga przeprosiła, powiedziała, że wstyd jej za syna, że zaraz z nim porozmawia.

Dlaczego to takie trudne?

Bo bardzo często kłopoty dziecka godzą w rodziców. Rodzice czują się winni, że coś zaniedbali. Dlatego bagatelizują problemy dziecka albo reagują zbyt gwałtownie. To jednak tylko rozładowuje napięcie rodziców.

Wychowawczyni Kuby mogła porozmawiać z chłopcami. Pewnie gdyby sprawiała wrażenie pomocnej, rodzice chłopca zdecydowaliby się na rozmowę z nią. Podobnie przedszkolanki Ali - powinny były jej pomóc. Jednak uważam, że w takich sytuacjach nie ma sensu zastanawiać się, czy szkoła mogłaby zrobić coś więcej. Szukanie winnych odwraca naszą uwagę od rozwiązania problemu, z jakim boryka się dziecko. Mądra nauczycielka zauważy, że coś się źle dzieje, zainterweniuje w klasie. Ale i tak rodzice będą musieli porozmawiać ze swoim dzieckiem.

Załóżmy, że kolejna interwencja się nie udaje albo rodzice jej nie podejmują. Dziecko zmienia szkołę, gdzie sytuacja się powtarza. Co wtedy?

Jeżeli widzimy, że każda relacja z rówieśnikami przebiega według tego samego schematu, dziecko zawsze jest agresywne albo zawsze jest grupowym kozłem ofiarnym, radzę pójść do psychologa.

Po co?

Powiem na przykładzie Kuby: wydaje się, że on zbiera na sobie agresję innych dzieci. Psycholog mógłby pomóc zobaczyć, co się za tym kryje. Bo łatwiej jest nam widzieć źródło problemów na zewnątrz, np. w relacji ze złymi rówieśnikami, trudniej zaś wewnątrz, w tym, co się dzieje w domu, albo w buzujących emocjach naszego dziecka. Najprostszy przykład: dziecko jest agresywne, bo potrzebuje uwagi, a potrafi ją zdobyć tylko w taki sposób. Rodzicom trudno jest to dostrzec.

Mama Ali pisze, że psychoterapia pomogła. Jak Pan myśli, co się stało?

Sądzę, że dzięki psychoterapii wszyscy skupili się na przeżyciach i uczuciach Ali, a nie na jej zachowaniu. Skończyło się myślenie, kto jest winny - rodzice, bo sobie nie radzą, rówieśnicy, wychowawczynie, bo nie reagują, rodzice innych dzieci, bo nie akceptują dziewczynki... I druga bardzo ważna rzecz: rodzice Ali zapewne dowiedzieli się, jak reagować na agresywne zachowania Ali. Może w wyniku tych spotkań coś się zmieniło w ich relacji?

Historia Ali pokazuje, że sama zmiana szkoły czy przedszkola nie rozwiąże problemu.

Zmiana szkoły uczy, że rozwiązaniem jest ucieczka.

Jeśli zmienimy środowisko, nie próbując zrozumieć, skąd się wzięły problemy, najprawdopodobniej sytuacja się powtórzy. Choć oczywiście może być tak, że po zmianie szkoły rodzice tak uważnie będą obserwować dziecko, szybko reagując na sygnały o problemach, że już sama ta uwaga wystarczy, żeby nic złego się nie stało.

A kiedy na pewno warto zmienić szkołę?

Jeśli sprawy zaszły bardzo daleko, na przykład jeżeli w szkole jest fala, starsi znęcają się nad młodszymi. Jeśli wychowawca i dyrektor szkoły bagatelizują sprawę, mówią, że dziecko przesadza. Bo to oznacza, że szkoła woli problemy przyklepywać, niż rozwiązywać.

Krótko mówiąc: na pewno w sytuacji, gdy nie mamy cienia wątpliwości, że odpowiedzialność leży po stronie innych i że nie da się tej sytuacji zmienić. Pamiętajmy tylko, że takie myślenie może sprawić, iż nie podejmiemy próby rozwiązania problemu.

Więcej o:
Copyright © Agora SA