Striptiz z kucharzem

W latach 80. niezbędny był akcent bułgarski. Tendencja minęła, kiedy ustała bułgarska spłata. Modne dania lat 90. to awokado z krewetkami, desery z bitą śmietaną w aerozolu, truskawki w środku zimy. Dziś w lepszym stylu jest w styczniu podać coś z buraka i soczewicy niż fantazyjnie przygotowane pomidory

Kiedy byłam małą dziewczynką, na domowym przyjęciu najważniejszy był stół. Duży, rozkładany, ze wstawionym dodatkowym blatem. Razem z pożyczonymi od sąsiadów krzesłami ledwo mieścił się w pokoju. Ciasno nakryty i gęsto zastawiony.

Przenoszę się w lata 70. i wcielam w panią domu. Zawczasu przygotowane zimne przekąski stawiam na stole, zanim pojawią się goście. Śledzik w oliwie z cebulką, ewentualnie marynowany rolmops, sałatka jarzynowa z majonezem zwana włoską, wystane w kolejce wędliny (obowiązkowe), domowej roboty marynowane ogórki i grzybki, połówki jajek przykryte majonezem, obsypane groszkiem z puszki, coś w galarecie, ryba, nóżki albo kurczak, ryba po grecku, patera z owocami jako jadalna dekoracja i niekoniecznie, choć właściwie czemu nie, tort. Po przywitaniu gości i przyjęciu kwiatów śmigam z powrotem do kuchni. Tatara lepiej nie stawiać na stole wcześniej, bo obeschnie. Wnoszę go uroczyście, kiedy wszyscy już zasiedli. Na chwilę siadam, zdrowie gospodyni, zdrowie gości, czas na coś ciepłego. Sprzątam talerzyki, wnoszę barszcz z pasztecikami albo flaczki. Schabowe są najlepsze prosto z patelni, kapustka, ziemniaczki, główne danie wjeżdża na stół. Na chwilę siadam przy stole, za moment trzeba zmienić talerze, bo pod wódeczkę ktoś może mieć ochotę na coś z przekąsek. Zaraz zaczyna się parzenie kawy i herbaty. Wreszcie tort. Uff, koniec. Przyjęcie się udało. Sprzątanie. Mąż opowiada mi, o czym się gadało przy stole. Ten model nie miał przyszłości. Od pierwszego przyjęcia bufetowego w domu moich rodziców, pod koniec lat 70., stół stał się bezużyteczny i czysta wódka jako trunek imprezowy poszła w odstawkę. Ojciec przygotowywał drinki: wermut, wódka i grejpfrutowy sok Dodoni dopełnione wodą z syfonu. Dań wciąż było dużo, ale pojawiały się nowe, zagraniczne, coś z kuchni węgierskiej według przepisów z "Przekroju". Goście obsługiwali się sami. Na gorąco musiało być danie wygodne do jedzenia na stojąco. Nastał czas stroganowa, leczo i forszmaku.

Lata 80. to prywatki składkowe. Menu - wielka niewiadoma. Mogło się okazać, że goście w sumie przyniosą: dwa słoiki ogórków konserwowych, konfiturę wiśniową, ser topiony i garnek barszczu. Podejrzewam, że właśnie te nieprzewidywalne zestawy narodziły pomysł sałatek. Drobno pokrojone składniki zawsze można było połączyć majonezem. Majonez łączył wszystko i nadawał kolor zawartości miski. Kompozycji były setki. Pamiętam hity: utarty seler, żółty ser, orzechy i majonez albo ryż, ananas, kurczak, curry i majonez. Największą atrakcją była kukurydza z puszki, właściwie pasowała do wszystkiego. Sos z majonezu i keczupu powitany został entuzjastycznie. Sałatki majonezowe są nie do wybicia niczym karp na wigilię. Sałatka majonezowa i dziś na imprezie musi być. Niezbędny stał się też akcent bułgarski. Bynajmniej nie w postaci szopskiej sałatki. Niwelowanie zadłużenia zagranicznego wymianą towarową z Bułgarią zalało nas rzeką wina Sofia. Niczym w rzece mądrości zanurzyliśmy się w niej, ucząc się, czym jest wino. Jednocześnie wyjęta z bułgarskiego kompotu brzoskwinia ozdobiła niejeden plaster mięsa, nadając schabowemu luksusowy sznyt. Ta tendencja szczęśliwie minęła, kiedy ustała bułgarska spłata.

Na początku lat 90. rzucaliśmy się z zachwytem na wszystko, co dawniej było nieosiągalne. Owoce morza najpierw w puszkach, potem mrożone, wreszcie świeże, egzotyczne warzywa. Modne dania to: awokado z krewetkami, łosoś wędzony w postaci plastrów, roladek, różyczek, desery ze sztuczną bitą śmietaną w aerozolu. Szykownie było podać truskawki w środku zimy. Podróżując, nie jadaliśmy już targanych w plecaku konserw z Polski, zaczęliśmy chodzić do knajp. Po powrocie miło było oczarować gości opalenizną i nowo poznanymi daniami. Etnograficzne przyjęcie powakacyjne było pomysłem najprostszym. Ten trend utrzymuje się do dziś, z tym że zamiast zachwycać się zdjęciami w albumie, oglądamy je rzucane na ścianę z laptopa. Stół przykrywamy białym płótnem i malujemy na nim mapę kraju, który odwiedziliśmy, np. Portugalię z zaznaczonymi "naszymi" plażami. Chłodzimy w lodówce przywiezione vinho verde i usiłujemy przerobić na coś dobrego przywiezionego bacalao - suszonego dorsza. Jest to trudne, więc koncentrujemy się na krewetkach smażonych z czosnkiem, morszczuku z wody doprawionym czarnymi oliwkami i czosnkowym winegretem podanym z ziemniakami, jajkami na twardo oraz krótko duszonym szpinakiem i rukolą. Na deser podajemy melony nasączone porto, co nie jest tradycyjnym portugalskim daniem, ale dobrze się kojarzy.

Hasło imprezy nie musi być koniecznie geograficzne. Moja ciotka jest mistrzynią takich przyjęć. Na fali filmowych adaptacji polskiej klasyki urządza party z "Panem Tadeuszem" wraz z konkursem pytań z treści poematu. Podaje rosół z perłą, wachlarz z plastrów polędwicy z sarny i gruszek, comber z dzika w sosie z jałowcem, karpia z rodzynkami i migdałami, szczupaka faszerowanego, suma pieczonego, zrazy z polędwicy wołowej, sarninę w śmietanie i oczywiście bigos. Przyjęcie odbywa się wyłącznie przy świecach, a salon wygląda jak dekoracja u Wajdy. Na jej przyjęciu walentynkowym wszystkie dania to afrodyzjaki: ostrygi, krewetki z selerowym alioli, foie gras, pierś kaczki z cytrusami - okraszone czytaniem wierszy miłosnych. Adekwatne menu oraz pomysłowa aranżacja stołu i jadalni to obowiązkowe minimum. Świętując chiński Nowy Rok, gotujemy po chińsku, malujemy skośne oczy i wróżymy z I Cing. Na Halloween angażujemy gości w twórczość plastyczną - wycinanie lampionów z dyń.

Po dużej dawce egzotyki pod koniec lat 90. świeże wydały się imprezy na gazecie, z kaszanką, wiejską kiełbasą, smalcem i kiszonymi ogórkami. Takie menu uzasadniło powrót wódki, szybko się upowszechniło i szybko ograło. Ambitne rozwinięcie poszło w kierunku odkrywania kuchni lokalnej, doceniania tego, co rodzime. Na Podlasiu wypada dziś serwować babkę ziemniaczaną, a w Lubelskiem pierogi z kaszą gryczaną i białym serem. Fajnie jest znać górala, którego sery się podaje, albo gotować szparagi kupione rano, zaraz po ścięciu, od producenta.

Poszukując jakości, zaczęliśmy gotować sezonowo. W lepszym stylu jest w styczniu zrobić coś z buraka i soczewicy, niż podać fantazyjnie przygotowane pomidory. Najbardziej na czasie są nowe pomysły na pęczak i ziarno orkiszu.

Początek przyjęć grillowych to dopiero lata 90., wyobrażacie sobie? Wyraźnie mieliśmy dosyć przygotowywania przyjęć zamknięci w kuchni. Wylegliśmy na trawniki i grillujemy tłumnie przez całe lato. Ostatnio notuję również przypadki zimowego grillowania na balkonie. Czemu nie? Szczególnie że mniej przeszkadza sąsiadom. By repertuar kulinarny rozszerzyć ponad kiełbaski i gotowe zestawy z supermarketu (plus dwie, trzy sałatki majonezowe), lubiący towarzystwo kucharze budują na działkach małe wędzarnie i opalane drewnem piece, w których można upiec pizzę albo mięso. Wspólne z gośćmi gotowanie to po przyjęciu bufetowym kolejny wielki krok pozwalający wyjść gospodyni z kuchni do gości, a właściwie pozwalający gościom wejść do kuchni. W nowych domach i mieszkaniach kuchnie są otwarte, połączone z reprezentacyjnym salonem.

Możemy nawiązać do prywatki składkowej: każdy przynosi swoje danie, z tym że lista dań jest ustalona wcześniej i dania wybiera się tak jak prezenty z listy ślubnej. Albo gotujemy razem na zadany temat - przyjęcie jest owocowe, czarno-białe, futurystyczne, leśne. Ja czasami nie wychodzę ze swej roli zawodowej, wymyślam menu, wyznaczam zadania i koordynuję produkcję. Początkujący zajmują się myciem i suszeniem różnych rodzajów sałat, krojeniem porów, fenkułu, cebuli, obieraniem czosnku, siekaniem natki i przygotowywaniem grzanek. Samodzielni robią winegret, czyszczą i segregują mule, pilnują grzanek. Doświadczeni gotują mule. Efekt to: mesclun (mieszana sałata z winegretem) z grzankami z koziego sera na przekąskę oraz mule na dwa sposoby - w pomidorach, z czosnkiem, cebulą i natką oraz z porami, koprem włoskim (fenkułem) i śmietanką. Dla urozmaicenia przydaje się garnek do fondue, urządzenie do raclette lub kamienny grill elektryczny, które ustawiamy na stole. Wianuszek gości wokół garnka gotuje i imprezuje jednocześnie. Z fondue najbardziej różnorodne jest burgundzkie, gdzie różne rzeczy smaży się w garnku z gorącym olejem i macza w zimnych sosach podanych obok. Na raclette i grillu możemy robić tacos, quesadillas, wraps, piec mięso, warzywa. Bez tych urządzeń też damy sobie radę. Niedawno ustawiłam na stole misę ugotowanego stosownie ryżu, glony nori, dodatki i kilka mat do kręcenia sushi. To były najbardziej koślawe sushi na świecie, ale radość tworzenia pokrywała niedobory jakości.

Tak jak "fryzjer-party" stało się przebojem, skazane na sukces jest zaproszenie na imprezę profesjonalnego kucharza, który zrobi lekcję-show, angażując uczestników w przygotowania. Zabawniej niż zamówić na panieński wieczór striptizera, byłoby zaprosić kucharza (albo dwa w jednym). Gotowanie jest sexy. Mężczyźni rwą się do gotowania. Dużo łatwiej uwieść kobietę chateaubriandem niż myciem naczyń po kolacji. Chętnie trafię też na imprezę z sommelierem, żeby upić się leciutko, bogatsza o wiedzę o kilku nowych winach. Coraz łatwiej znaleźć małe firmy winiarskie nastawione na sprzedaż wyszukanych, niekoniecznie drogich win poza sklepowym obiegiem. Który z handlowców zrezygnuje z okazji na zebranie zamówień wśród rozochoconych balowiczów? Mam nadzieję, że nie podzielą losu niektórych sprzedawców garnków Zeptera, nad którymi pastwili się uczestnicy takich handlowo-kulinarnych prezentacji.

Nierzadko ulegamy pokusie zamówienia do domu cateringu, żeby móc się zająć gośćmi. Na warszawskich imprezach pojawiały się ostatnio dania gruzińskie za sprawą doskonale gotującej pani Ziny, która przygotowuje je razem z rodziną w kuchence swojego mieszkania. Realne staje się hasło, które znam z amerykańskich reklam: "Zamień swoją pasję w zawód". Robienie imprez coraz bardziej ogranicza się do tego co przyjemne. Nie ma obawy, model sprzed 30 lat może wrócić tylko w formie vintage party.

Sushi dla początkujących

Niezbędne: ryż do sushi o okrągłych ziarnach, sos sojowy, ocet ryżowy, wasabi, marynowany imbir, glony nori, pałeczki. Przydatne: mata do rolowania, rzodkiew seczuańska, czarny i biały sezam. Potrzebujesz również: cukru, awokado, świeżych ogórków, wędzonego łososia i węgorza, dużych krewetek, jajek, kety - ikry łososia (tzw. czerwony kawior) - paluszków krabowych. Wszystkie egzotyczne składniki kupisz w sklepie z azjatycką żywnością, czasami w delikatesach. Ugotuj ryż do sushi, kiedy stygnie i odparowuje w dużym naczyniu dopraw posłodzonym octem ryżowym. Awokado, paluszki krabowe, ogórki, ryby pokrój w długie słupki. Wszystkie składniki ustaw przed gośćmi, będą potrzebowali miejsca do rolowania, desek do krojenia, półmiska do ustawiania gotowych sushi i miseczek do maczania. Na macie połóż listek nori chropowatą stroną do góry, na jednej trzeciej powierzchni, zostawiając margines u góry, nałóż płasko ryż, na środku ryżu - odrobinę wasabi i słupki wybranych dodatków; roluj ciasno; krój rulon na małe kawałki - maki sushi. Można rolować w dłoni, twor ząc jak najmniejszy (i tak będzie duży) rożek - california rolls. Maczaj w sosie sojowym z wasabi, między sushi z różnymi dodatkami przegryzaj płatki marynowanego imbiru; jedz pałeczkami, podawaj piwo, sake, zieloną herbatę.

Taco dla początkujących

W delikatesach kup pszenne tortille (dużo), konserwowe papryczki jalapeno, świeżą kolendrę (najłatwiej dostać w sklepach azjatyckich), limonki. Ponadto potrzebujesz: piersi kurczaka, czosnek, olej, pomidory, cebulę, cytrynę, paprykę, natkę pietruszki, awokado, biały ser, a najlepiej bundz, czerwoną cebulę, rzodkiewki, kwaśną śmietanę, sałatę, mielone mięso, rodzynki, obrane migdały, puszkę pomidorów pelati, chilli. Przygotuj salsę: drobno posiekaj pomidory, cebulę, paprykę, paprykę jalapeno, kolendrę, dopraw limonką lub cytryną. Przygotuj guacamole: rozgnieć awokado z drobno posiekaną cebulą, sokiem z limonki lub cytryny, dopraw kolendrą, jalapeno, ew. posiekanym pomidorem. Zamarynuj paski kurczaka w oleju z jalapeno, czosnkiem, solą, pieprzem i świeżą kolendrą. Przygotuj farsz z mięsa mielonego: usmaż je z posiekaną cebulą, czosnkiem, papryką w kostkę, rodzynkami, pokruszonymi migdałami. Dodaj pomidory pelati i chilli, duś, aż farsz będzie gęsty. Powinien być słodko-pikantny. Na stole ustaw raclette lub grill, na których goście będą grillowali paski kurczaka i paski papryki (mogą też smażyć na patelni grillowej) oraz podgrzewali tortille. W naczyniu podgrzewanym świeczką postaw mięsny farsz z rodzynkami, osobno w miskach wszystkie zimne dodatki: pokrojone surowe warzywa, salsę, guacamole, śmietanę i limonki w cząstkach. W ciepły placek zawijaj mięso, porwaną sałatę, paski grillowanej papryki, pomidory, dodawaj pokruszony bundz z posiekaną czerwoną cebulą i natką, maczaj w salsie, jeśli za ostre - śmietana i guacamole złagodzą smak. Podawaj z piwem, tequilą, margaritą.

Copyright © Agora SA