W książce „Szminka na sztandarze” poświęconej kobietom „Solidarności” tak tłumaczy autorce Ewie Kondratowicz, dlaczego wstąpiła do KOR-u: „Była to paroletnia, naskładana gorycz, poczucie zupełnej beznadziejności, spędzanie życia w świadomości, że ono po prostu jałowo płynie w warunkach głupstwa, wszechpanującego głupstwa, co najmniej głupstwa i kłamstwa. Poczucie, że jest się na jałowym biegu. Na nic się człowiek nie zgadza, niczego nie jest w stanie aprobować, nie może też niczego zrobić, bo ani pomysłu nie ma, ani siły”. W KOR-ze zajmowała się m.in. redagowaniem biuletynu o represjach – zbierała informacje o tym, kto został zatrzymany, kogo zwolniono, kogo pobito lub wyrzucono z pracy. – Komunikaty były pisane bezprzymiotnikowo, suchym językiem faktów. Wstrętnym, drewnianym językiem, korkowcem – mówiła Kowalska. I znów – dla pisarki taki język był jak więzienie.

W związku z pracą nad komunikatami jej mieszkanie przypominało centralę telefoniczną. To do niej i do Jacka Kuronia dzwonili zagraniczni dziennikarze po informacje o Polsce. To ona m.in. informowała media zachodnie o represjach wobec opozycji.

Wcześniej próbowała działać w ramach Stowarzyszenia PAX, z którego jednak wystąpiła po Marcu ‘68. Absolwentka polonistyki na KUL-u pracowała początkowo jako korektorka, później redaktorka w wydawnictwie PAX. Kiedy zaczęła swoją jawną działalność opozycyjną, wprawdzie jej nie zwolniono, ale nie pozwolono przychodzić do wydawnictwa. Odtąd redagowała w domu.

W nocy 13 grudnia 1981 roku została internowana. Trafiła do obozu w Gołdapi, później przeniesiono ją do Darłówka. Prosto z Darłówka, zwolniona po amnestii w lipcu 1982 roku, trafiła ciężko chora do szpitala. Wkrótce wyjechała na leczenie do Francji, po powrocie przeszła na emeryturę.

Wydała cztery tomiki wierszy, w paryskiej „Kulturze” barwne i całkiem niekombatanckie wspomnienia z czasów KOR-owskich oraz powieść zekranizowaną w 1995 roku przez Krystynę Jandę, przetłumaczoną na pięć języków „Pestkę”.