Noc stanu wojennego. Gdy przychodzi milicja, Maria Rybicka jest sama w domu. Uzbrojeni funkcjonariusze pytają o dzieci, a skoro ich nie ma, czekają. Maria Rybicka do świtu boi się, że wrócą. Nie wracają.

Arkadiusz, Mirosław, Sławomir, Jarosław, Krystyna, Ewa, Maryla i Bożena Rybiccy działają w opozycji od lat 70. Bożena jest najmłodsza z sióstr. W 1981 roku ma 24 lata. Noc z 12 na 13 grudnia spędza u Maryli.

– Zaczęłam działać w opozycji demokratycznej jako kilkunastoletnia dziewczyna. To był proces tak naturalny jak oddychanie – mówi. W domu, odkąd pamięta, słychać Wolną Europę, jeśli ktoś chce kogoś obrazić rzuca: „ty bolszewiku”, w pokoju braci wisi wielka mapa Europy, a na niej na obrys ZSRR wjeżdżają czołgi, wlatują samoloty. Ma może 10 lat, kiedy ksiądz podczas spowiedzi pyta, jaki w domu jest stosunek do Sowietów. Rodzinnie wszyscy byli związani z kościołem ojców Jezuitów we Wrzeszczu. Religijne skupienie nie raz da jej siłę w przyszłości.

Jako dwudziestolatka uczestniczyła już aktywnie w spotkaniach opozycji. Od 1977 roku należała do Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, dwa lata później znalazła się wśród sygnatariuszy deklaracji powołującej Ruch Młodej Polski (jako jedna z pięciu kobiet na 25 osób). – W Trójmieście znaliśmy się wszyscy. Niezależnie od przynależności wiedzieliśmy, że możemy na siebie liczyć. Lubiliśmy się po prostu – wspomina.

Bożena Rybicka-Grzywaczewska: W stoczni po prostu musiałam być

Jest rok 1978, kiedy podczas któregoś ze spotkań aresztowany zostaje Błażej Wyszkowski. Kilka osób na znak solidarności podejmuje głodówkę. – Ja się do głodowania nie nadawałam, całe życie jestem chuda jak szczypiorek. Nie pamiętam, kto rzucił hasło: „będziemy się za nich modlić” – opowiada. Spotykają się codziennie w Bazylice Mariackiej. Kilkanaście, czasem kilkadziesiąt osób. Bożena Rybicka, Magdalena Modzelewska i Anna Kołakowska są zawsze. Odmawiają dziesiątkę różańca, rozmawiają, umacnia się między nimi więź. Modlitewne skupienie daje siłę.

Da znowu dwa lata później. Podczas manifestacji 3 maja 1980 roku demonstrantów zaatakowało kilkunastu osiłków w cywilu. Aresztowano Dariusza Kobzdeja i Tadeusza Szczudłowskiego. Siedzieli trzy miesiące, a one modliły się w kaplicy Matki Boskiej Ostrobramskiej w Bazylice Mariackiej. Tym razem w większym gronie, dołączyli Anna Walentynowicz i Lech Wałęsa. Modlitwy trwały aż do uwolnienia przyjaciół 3 sierpnia.

Nazajutrz wybuchł strajk w Stoczni. Dla niej i Magdaleny Modzelewskiej było oczywiste, że muszą tam być. „Wiało grozą. Cichy zakład i kilku nerwowych mężczyzn radzących w pustej sali BHP, co robić dalej. Ktoś zaproponował, żebyśmy prowadziły modlitwy – opowiadała w 2005 roku. – Modliliśmy się za rządzących, żeby poszli po rozum do głowy, rodziny, za hutników, portowców, górników no i oczywiście stoczniowców. Każdy mógł przyjść do nas zgłosić swoją intencję. Zdarzało się, że po prostu była to prośba o modlitwę za zdrowie kogoś bliskiego. Ewa Milewicz, która też była wtedy w stoczni powiedziała, że brakowało jeszcze, żebyśmy zaczęli modlić się za korbkę od powielacza. Nawet mnie to trochę wtedy oburzyło, ale rzeczywiście oddawało to atmosferę tamtych dni”.

Modlitwy odbywały się codziennie o 16. Po dwóch stronach bramy uczestniczyło w nich kilka do kilkunastu tysięcy ludzi.

Strajk zakończył się Porozumieniami Sierpniowymi, triumf „Solidarności” – ogłoszeniem 13 grudnia 1981 roku stanu wojennego.

Bożena Rybicka-Grzywaczewska: Wałęsa zwolnił mnie z 10 razy

25 grudnia Bożena Rybicka miała wyjść za mąż za Macieja Grzywaczewskiego, działacza Ruchu Młodej Polskiej. Jednak – bracia w więzieniu, oni w ukryciu. Wesele trzeba było przesunąć na październik.

Wtedy już Bożena prowadzi w domu Danuty i Lecha Wałęsów nieformalne biuro przewodniczącego „S”. Wspominała w „Gazecie Trójmiasto”: „Dużo jeździliśmy po Polsce. Niektóre podróże były dramatyczne. Raz otrzymaliśmy wiadomość, że planowany jest zamach na Lecha Wałęsę. Przez całą drogę byliśmy konwojowani przez księży z kolejnych parafii, które mijaliśmy. Nie byłam klasyczną sekretarką, za swoje zadanie uważałam też pilnowanie Wałęsy. On strasznie często zmieniał zdanie. Starałam się trzymać go w ryzach. Raz kazał napisać mi nominację dla redaktora naczelnego „Tygodnika Solidarność”. Było już ustalone, że zostanie nim Tadeusz Mazowiecki. Tymczasem on wyznaczył kogoś innego. Zadzwoniłam do Jacka Kuronia. Ten zaraz przyleciał i zaczął „młotkować” Lecha, aż ten znów zmienił zdanie. Ale Wałęsa był wściekły i zaraz po tej rozmowie mnie zwolnił. Potem oczywiście to odwołał. W sumie zwolnił mnie chyba z 10 razy”.

A jeszcze przesłuchania, rewizje, zatrzymania przez milicję. Bardzo trudny czas.

Bożena Rybicka-Grzywaczewska: Obywatele i kobiety. Absurd!

Arkadiusz Rybicki mówił w „Gazecie”: „W środowisku RMP toczyła się dyskusja o roli kobiety w życiu społecznym i rodzinie. Stanęło na tym, że kobiety, a były to młode i ładne dziewczyny, nie powinny angażować się na pierwszej linii konspiracji, bo co się stanie z rodziną, jak rodzice zostaną aresztowani”.

Bożena Rybicka-Grzywaczewska była na pierwszej linii frontu, ale nie chciałaby robić takich rozróżnień – nie byłoby zwycięstwa, gdyby nie „tyły”. Tak jak nie utrzymałby się strajk w Stoczni, gdyby nie poparcie właściwie całego miasta – ludzi, którzy solidarnie stanęli po drugiej stronie bramy. – Bez kobiet nie byłoby możliwe istnienie opozycji, wygranie strajku – mówi.

A że nikt wtedy nie upominał się o prawa kobiet? Tłumaczyła to w książce Marty Dzido „Kobiety Solidarności” i dzisiaj może to powtórzyć: „Najpierw trzeba było wywalczyć wolność – to był punkt pierwszy, a punkt drugi – prawa kobiet, niepełnosprawnych, starszych, homoseksualnych. I jakkolwiek by to brzmiało, wpierw jesteśmy ludźmi. Walczyliśmy o prawa obywatelskie, o prawa ludzkie. Jak by to było, gdybyśmy wtedy zakładali Komitet Obrony Robotników i Robotniczek albo Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela... i Kobiety? To by dopiero było! Obywatele i kobiety. Ludzie i kobiety. Absurd!”.

Bożena Rybicka-Grzywaczewska: Wróciliśmy z tęsknoty

W 1984 roku z powodów rodzinnych Grzywaczewscy wyjeżdżają do Francji. Mieszkają w Paryżu, ale żyją Polską. Reprezentują tam Lecha Wałęsę, pośredniczą m.in. w wydaniu jego książki „Un chemin d’espoir” („Droga nadziei”). Są w stałym kontakcie z biurem NSZZ „S” w Brukseli, dorywczo pracują w wydawnictwie Kontakt. On współtworzy Modus Video, ona, z grupą polskich lekarzy, stowarzyszenie SOS Pomoc Chorym w Polsce. Wspólnie z dr Aliną Margolis-Edelman zbierają pieniądze na utrzymanie chorych i ich rodzin, organizują chorym leczenie i konsultacje we Francji.

– Wróciliśmy do Gdańska latem 1988 roku. Z tęsknoty – wspomina.

Wkrótce wybuchają strajki, idą do pod Stocznię z małą córką na ramionach. Potem jest Okrągły Stół, czerwcowe wybory. Wspiera, ale nie angażuje się. Gdy dzieje się nowa Polska, ona od nowa organizuje dom. Chwilę potem znów pomaga. Tym razem zakładać stowarzyszenia i fundacje – we Francji zobaczyła, jak działają organizacje pozarządowe, a w Polsce wreszcie mogą powstawać. W 1992 roku staje na czele Gdańskiej Fundacji Dobroczynności i przewodzi jej do dziś.

***

27 lat po demonstracji, podczas której aresztowano przyjaciół, 3 maja 2007 roku prezydent Lech Kaczyński odznaczył Marię Rybicką Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. – To był dla mnie chyba najpiękniejszy moment naszej rodzinnej historii – mówi Bożena Rybicka-Grzywaczewska. – Mamie już trudno było chodzić, zawieźliśmy ją do Pałacu Prezydenckiego na wózku. Byliśmy wszyscy – bracia, siostra, wnuki. Wszyscy w rodzinie zostaliśmy odznaczeni, ale ten właśnie order, dla Mamy, był najważniejszy.

Marianna, mała córka, która z ramion rodziców patrzyła w 1988 roku na strajk w Stoczni, dziś angażuje się w wiele społecznych spraw. W 2016 roku wraz z mężem zachęciła młodych grafików, by na nowo opowiedzieli o polskich symbolach. W ramach Demokracji Ilustrowanej powstał w 2017 roku słynny plakat Luki Rayskiego „Konstytucja”.