MAŁGORZATA DOMAGAŁA: Pewnego dnia zadzwonił do pani dziennikarz z interwencją. Pewna lublinianka nie chciała pójść do domu pomocy społecznej bez swoich zwierząt. Dom, do którego została skierowana, nie chciał jej psa i kota. Pani znalazła jej inne miejsce.

MONIKA LIPIŃSKA: Pani Grażyna zmaga się z chorobą nowotworową, jest w trakcie chemii. Nie ma rodziny, jedynie 12-letniego kota i 9-letniego psa. W takiej sytuacji rozdzielanie jej ze zwierzętami i zabranie ich do schroniska było dla mnie nie do wyobrażenia. To była taka sytuacja, w której potrzebna była jedynie dobra wola, bo jeśli chodzi o domy pomocy społecznej, nie ma przepisu zakazującego obecności psa czy kota. To nie jest placówka zamknięta czy placówka opieki zdrowotnej, ale dom, i w takich wyjątkowych sytuacjach jak ta, jeśli zwierzę jest zaszczepione, spokojne, nie ma przeciwwskazań. Wręcz przeciwnie. Zwierzęta mają terapeutyczną moc.

Z czym kobiety przychodzą do pani?

– Przychodzą matki, które całą dobę opiekują się dziećmi z różnymi niepełnosprawnościami. Często samotne, opuszczone przez mężów, których przerasta bycie ojcem niepełnosprawnego.

To dzielne kobiety. Ale nie o dzielność tu chodzi, tylko o ich elementarne, moralne prawo do normalnego życia, w którym jest czas na odpoczynek, własny rozwój, pasję, pracę zawodową. Niestety, nadal brakuje spójnych, systemowych rozwiązań wspierających i odciążających te kobiety.

W Lublinie wprowadziliśmy usługę asystenta dziecka niepełnosprawnego, mamy rozbudowane dzienne formy wsparcia, teraz tworzymy miejsca całodobowej opieki wytchnieniowej, by w razie potrzeby dziecko można było zostawić na dłużej, gdy matka musi na przykład pójść do szpitala.

A kobiety z niepełnosprawnościami na co się skarżą?

– Wie pani, że w całej Polsce są 3 mln takich kobiet? Niby ich prawa określa konwencja ONZ, ale w praktyce ich sytuacja wygląda fatalnie. Choćby z dostępem do ginekologa i nieprzystosowaniem foteli ginekologicznych do niepełnosprawności.

Efekt? Kobiety z niepełnosprawnościami rzadko korzystają z badań profilaktycznych, USG, cytologii, a przecież w Polsce rośnie liczba kobiet zapadających na raka.

Przychodzą matki samotnie wychowujące dzieci, także takie, które nie mogą wyegzekwować alimentów ani jakiejkolwiek opieki i zainteresowania dziećmi ze strony ojców. Sporo jest kobiet doświadczających przemocy, bywa, że sprawcą nie zawsze jest mąż czy partner. Ostatnio spotkałam się z 70-letnią kobietą, która ewidentnie doświadczała przemocy ze strony swojego syna i synowej.

Udało się pomóc?

– Tak. Zawiadomiliśmy odpowiednie służby, łącznie z prokuraturą. W Lublinie całą dobę działa infolinia, mamy do dyspozycji mieszkania interwencyjne, realizujemy programy profilaktyki zdarzeń kryzysowych, np. przyjazne patrole, które odwiedzają rodziny, gdzie wystąpiła przemoc.

W Lublinie działa Forum Kobiet Lublina. Artystki, lekarki, dziennikarki, urzędniczki, właścicielki biznesów, kobiety nauki. Zależy im na mieście, wtrącają się w pracę wam, urzędnikom. A gdyby każda gmina w Polsce miała swoje Forum Kobiet? Jaką energię wnoszą kobiety?

– Kobiety potrafią zmieniać rzeczywistość. Są autorkami największych akcji zmieniających życie społeczne, obyczajowe, chociażby akcji #MeToo. Gdyby stworzyć „sieć” Forum Kobiet wiążącą lokalne społeczności i kobiety z pasją, jestem pewna, że szybko zaowocowałoby to konkretnymi efektami.

Co udało się zmienić w Lublinie dzięki kobietom?

– Sukcesów jest wiele. To jest mozolna praca dzień po dniu. Ja jestem zadowolona z tego, jak wprowadziliśmy w życie pomysł Ewy Kuszewskiej z fundacji Aktywni Rodzice, by urzędy i instytucje publiczne były bardziej przyjazne dla dzieci, były w nich przewijaki, kąciki zabaw. Niby banalna rzecz, a jednak bardzo ważna z punktu widzenia rodzica. Zaczęłyśmy od urzędu miasta i biur obsługi mieszkańców. Potem poszły następne miejsca. I zaprosiłyśmy do akcji przedsiębiorców.

Ile kobiet na ważnych stanowiskach jest w samorządzie? Czy ich przybywa?

– Nie jest dobrze. W Lublinie wśród 31 radnych miejskich kobiet jest dziewięć. W sejmiku województwa na 33 radnych – tylko sześć. W zarządzie województwa w ostatnich trzech kadencjach nie zasiadały kobiety. Na czterech zastępców prezydenta miasta są dwie kobiety. Sama pełnię tę funkcję już dziewiąty rok. Lublin nigdy nie miał kobiety prezydenta. Kobieta nigdy nie była też marszałkiem województwa lubelskiego. Jeśli popatrzymy na stanowiska kierownicze urzędu i jednostek organizacyjnych w Urzędzie Miasta Lublin, 58 proc. pracowników na stanowiskach kierowniczych to kobiety, ale częściej jest to średni stopień zarządzania. Mężczyźni częściej zajmują stanowiska dyrektorskie. W spółkach miejskich to mężczyźni zajmują kluczowe stanowiska.

Czy kobiety cały czas muszą udowadniać, że nie są gorsze? Cokolwiek by zrobiły, cokolwiek by osiągnęły, to i tak najpierw skomentowana zostanie fryzura albo sukienka?

– Ze stereotypami walczy się najtrudniej. Niestety, jeszcze tak bywa, że jesteśmy oceniane przez pryzmat powierzchowności, a nie naszych kompetencji i umiejętności. Ale ja bym się tym nie przejmowała. Jesteśmy piękne, zadbane, inteligentne i wykształcone. Zawsze podkreślam, że powinnyśmy wykorzystywać nasze naturalne zdolności bez porównywania się do mężczyzn. Konieczność zarządzania domem, opieką i edukacją naszych dzieci, tą całą domową „instytucją”, powoduje, że jesteśmy znakomicie zorganizowane, wielozadaniowe, uważne na ludzi i na ich potrzeby. Po prostu róbmy swoje.

Praca zawodowa i bycie matką. Da się to pogodzić?

– Oczywiście. Tysiące kobiet udowadnia to każdego dnia.

A jednak kobiety słyszą, że gdy dziecko pójdzie do przedszkola, to na pewno zaczną się zwolnienia, bo dziecko będzie chorować. Że dyspozycyjność już nie taka jak przed urodzeniem dziecka.

– Dlaczego nikt nie pyta mężczyzn, czy są w stanie pogodzić rodzicielstwo z pracą? Kobiety doskonale radzą sobie z łączeniem ról pracownika, matki czy też córki opiekującej się rodzicami. Dzięki wielozadaniowości są bardziej kreatywne w wyszukiwaniu potrzebnych rozwiązań czy organizowaniu czasu pracy. Moja praca jest dość wymagająca. Telefon dzwoni do późnych godzin, dużo spraw na głowie. Dużo spotkań. To nie ułatwia życia rodzinnego i wychowywania dziecka. Musiałam się dobrze zorganizować, a wsparcie najbliższych było na wagę złota. Ale jednak byłam z moim synem podczas wszystkich ważnych wydarzeń jego życia. Kiedy obejmowałam urząd, miał 14 lat. To trudny wiek. Dziś ma 23 lata. Myślę, że ważne jest zachowanie zdrowych proporcji i ustalanie priorytetów. To się udaje.

Co miastu daje polityka społeczna na wysokim poziomie? Po co w nią inwestować?

– Według mnie polityka społeczna jest kluczowym elementem samorządu. Bo obejmuje to wszystko, co dotyka nas na co dzień, czyli sprawy związane z pracą, ochroną zdrowia, edukacją. Dobra polityka społeczna to taka, która odpowiada na realne potrzeby ludzi.

Co stoi na przeszkodzie, by miasta, gminy taką politykę dobrze prowadziły? Brak pieniędzy?

– Pieniądze to jedno. Oczywiście gdybyśmy mieli ich więcej, moglibyśmy więcej robić. Ale nie chodzi tylko o nie. Widzę ogromny problem uregulowań prawnych, które wiele ułatwiałyby samorządom. Mieliśmy swego czasu kłopot ze żłobkami. Jeszcze kiedy zaczynałam pracę w urzędzie miasta, żłobki były zakładami opieki zdrowotnej. To powodowało, że wymogi związane z ich tworzeniem i utrzymaniem były bardzo wygórowane, a jednocześnie bardzo kosztowne. Na szczęście w 2011 r. zmieniono ustawę i jednocześnie stworzono możliwość dotowania niepublicznych podmiotów, które organizują opiekę nad dziećmi do lat trzech. Wykorzystaliśmy to. Rozbudowaliśmy miejskie żłobki i mamy też ponad 30 niepublicznych żłobków oraz klubów, które dotujemy.

Mamy problem z zapewnieniem całodobowej opieki osobom starszym. Taką opiekę zgodnie z ustawą mogą świadczyć domy pomocy społecznej, które są obwarowane tak wieloma przepisami i normami, że utrzymanie jednego miejsca w domu pomocy jest bardzo kosztowne. My takie miejsca tworzymy, uciekając się do pewnych sposobów, nazywamy je np. mieszkaniami czasowymi. Sytuację ułatwiłaby zmiana ustawy, która jednocześnie pozwoliłaby samorządom – przy odpowiednim nadzorze – dotować niepubliczne domy pomocy społecznej. Potrzebna jest reakcja ustawodawcy na dynamizm i różnorodność problemów społecznych oraz tworzenie kompleksowych rozwiązań systemowych.

Monika Lipińska – od 2011 r. zastępca prezydenta Lublina ds. społecznych. Absolwentka Akademii Medycznej w Lublinie i studiów podyplomowych UMCS. Inicjowała i wdrażała projekty w obszarach polityki rodzinnej, w tym dla rodzin „Trzy Plus”, zdrowia, polityki senioralnej, działań na rzecz osób z niepełnosprawnościami, integracji uchodźców w Polsce. Pomysłodawczyni i przewodnicząca powstałego w 2013 r. Forum Kobiet Lublina. Była członkiem powołanego w 2013 r. przez ministra pracy i polityki społecznej zespołu ds. opracowania ogólnopolskiej karty dużej rodziny. Od 2019 r. przewodnicząca komisji polityki społecznej Związku Miast Polskich

. . .

Monika Lipińska będzie gościć na spotkaniu „Kobiety wiedzą, co robią” zorganizowanym przez redakcję „Wysokich Obcasów” w Lublinie za tydzień, 7 września. Będą też z nami m.in. prof. Grażyna Ginalska, psycholożka Katarzyna Miller, dziennikarka Karolina Korwin-Piotrowska i fotografka Lidia Popiel.

Dziennikarki „Wysokich Obcasów” opowiedzą o najbardziej fascynujących bohaterkach swoich tekstów, będzie też można obejrzeć świetny film „Słodki koniec dnia” Jacka Borcucha z Krystyną Jandą w roli głównej. Spotykamy się w Centrum Kultury przy ul. Peowiaków 12. Zapraszamy o 9.45