Cóż, mimo że seksualność niby przestaje być tematem tabu, a film o słynnym Greyu i jego pięćdziesięciu twarzach bije rekordy popularności, nasze myślenie o seksie wciąż obrasta w mnóstwo uprzedzeń – i to często krzywdzących. Stereotypy pozwalają (tylko w teorii!) odnaleźć porządek w tak naprawdę niezwykle nieuporządkowanym świecie zróżnicowanych jednostek, grup społecznych, państw czy narodów. Pozwalają chodzić na skróty, a przy okazji mieć lepsze zdanie o sobie. Sprzyjają im kolorowe media, które wciąż w dużym stopniu rysują binarny, czarno-biały obraz płciowości (kobietom chodzi głównie o przytulanie i miłość przy świetle świec, a mężczyznom wyłącznie o własny orgazm). Takim uproszczeniom stworzonym przez psychologię ewolucyjną i powtarzanym bezmyślnie przez mass media towarzyszą także uprzedzenia dotyczące tego, jak w łóżku zachowują się przedstawiciele różnych narodowości czy ras.

– Stereotypy seksualne mają swoje źródło w kulturze. To literatura stworzyła bowiem gorącokrwistych Włochów (w tym Casanovę), pełnych temperamentu Hiszpanów (jak Don Juan) czy zachowawczych Anglików. Do tego dochodzą również różnice w spontaniczności i otwartości poszczególnych nacji oraz większa możliwość podkreślania swojego seksapilu w cieplejszym klimacie (ubrania odkrywające więcej ciała) – potwierdza Lidia Flis, psychoterapeutka par z Pracowni Psychorozwoju Kielczyk.

Casanova mógł się urodzić także w Polsce

Figurę stereotypowego „latino lovera” uosabiał jeden z najsłynniejszych gwiazdorów wszech czasów – Rudolf Valentino. Włoski imigrant (w latach 20. Latynosami określano nie tylko mieszkańców Ameryki Łacińskiej, lecz także osoby z krajów, gdzie mówi się językami romańskimi) był bożyszczem publiczności kinowej, a zwłaszcza jej damskiej części. Popularność „boskiego Rudi” osiągnęła rozmiary zbiorowej histerii: gdy w sierpniu 1926 roku zmarł on w wieku zaledwie 31 lat wskutek ataku wyrostka robaczkowego, kilkanaście kobiet popełniło samobójstwo. Ucieleśnienie marzeń o latynoskim kochanku uosabiał także główny antagonista Valentino (konflikt ten był jedynie wytworem mediów, w rzeczywistości panowie się przyjaźnili) Ramon Novarro, meksykański amant o sarnim spojrzeniu, znany między innymi z tytułowej roli w głośnym „Ben-Hurze”, w rzeczywistości homoseksualista, którego agent bezskutecznie namawiał do zawarcia małżeństwa z kobietą „dla świętego spokoju”. Mit latynoskiego kochanka nie umarł wraz z narodzinami kina dźwiękowego – Novarro doskonale odnalazł się w nowej roli, podobnie jak późniejsi latynoscy amanci: Cesar Romero, Ricardo Montalbán, Fernando Lamas czy współcześni: Antonio Banderas, Javier Bardem i Gael Garcia Bernal – wszyscy oni mają na koncie role stereotypowych, południowych amantów.

Stereotypizacji sprzyja, jak przyznała psychoterapeutka Lidia Flis, także pogoda. Zgodnie z teorią ciepły klimat zachęca do większej aktywności seksualnej, podczas gdy niskie temperatury skutecznie hamują ochotę na miłosne igraszki. Upał i fakt, że tubylcy nie nosili zbyt wielu ubrań, utwierdziły europejskich żeglarzy w przekonaniu, że polinezyjskie kobiety są niezwykle aktywne seksualnie, co z pasją i niekiedy zbyt beletrystycznym zacięciem opisywał antropolog Bronisław Malinowski.

Pewnie dlatego w latach 20. ubiegłego wieku w Hollywood powstało wiele filmów z polinezyjskimi amantkami w rolach głównych. W mieszkanki południowych wysp wcielały się co prawda przeważnie Włoszki, Meksykanki albo nawet rdzenne Amerykanki, ale przecież liczy się magia kina. Dwaj wybitni filmowcy – Friedrich Wilhelm Murnau i Robert J. Flaherty – zdecydowali się do roli amantki z południowych wysp zatrudnić rodowitą Polinezyjkę. Padło na śliczną, naturalną 17-letnią Reri, czyli Anne Chevalier. Film „Tabu” świecił triumfy, a główna aktorka objechała z tournée najpierw całe Stany Zjednoczone, a później Europę. W 1933 roku przyjechała na jeden występ do warszawskiego teatrzyku Alhambra. Pech albo szczęście, na ten temat istnieją sprzeczne relacje, sprawiły, że na scenie ujrzał ją wówczas polski amant Eugeniusz Bodo i zakochał się od pierwszego wejrzenia. Owocem tej nieszczęśliwej miłości był film „Czarna perła” z prawdziwą mieszkanką Bora-Bora w roli głównej.

Na latynoskim kochanku i polinezyjskim żarze świat się oczywiście nie kończy. Stereotypy dotykają tak naprawdę każdej narodowości. Choć Szwecja niewątpliwie nie jest „gorącym krajem południowym”, zwłaszcza w sąsiednich krajach panuje ponoć przekonanie, że Szwedki są niezwykle „gościnne” w kwestii podejścia do seksualności. Dziennikarz i pisarz Matthias Kamann, autor książki „How to be Swedish: A Quick Guide to Swedishness”, twierdzi, że przyczyny tego stereotypu są dość mocno zakorzenione w kulturze. Jednym z powodów, dla których Szwecja jest postrzegana jako seksualnie liberalna, mogą być filmy z lat 50. i 60. XX wieku takie jak „Ona tańczyła jedno lato” lub „Wakacje z Moniką”, w których aktorki pokazywały nagie piersi, co było wówczas rzadkością w filmach produkowanych przez inne, nawet sąsiednie kraje. Inna przyczyna może zaskakiwać. Chodzi o to, że w 1955 roku Szwecja – jako pierwszy kraj świata – wprowadziła obowiązkową edukację seksualną w szkołach podstawowych.

Ile jest w tym wszystkim prawdy? – To, że południowcy kojarzą się powszechnie z ognistymi kochankami, nijak się ma do ich zadowolenia z życia seksualnego (jakie deklarują w badaniach) czy do wchodzenia w związki pozamałżeńskie. Rzecz ma się podobnie z Brytyjczykami. Chociaż stereotyp każe im być chłodnym jak londyńskie powietrze w listopadzie, to wiele Polek mówi o zwiększeniu liczby kontaktów seksualnych po wyjeździe na Wyspy – zaznacza Lidia Flis, psychoterapeutka par z Pracowni Psychorozwoju Kielczyk.

Biznes poniżej pasa

Czy tego typu uprzedzenia są groźne? – Jeżeli będziemy się opierać głównie na stereotypach, istnieje zagrożenie, że „przeoczymy” realną osobę, z którą wchodzimy w relację. Przez to będziemy budować oczekiwania, których nasz partner nie jest w stanie spełnić, a stąd prosta droga do frustracji, rozczarowania czy obwiniania drugiej strony. Kluczem do sukcesu jest znalezienie partnera, który ma podobne do nas oczekiwania pod względem częstotliwości i jakości seksu w związku, narodowość ma tu drugorzędne znaczenie – zaznacza psychoterapeutka Lidia Flis.

Powtarzane bez namysłu hasła na temat seksualnych możliwości przedstawicieli danych kultur to, jak wiadomo, także świetny sposób na biznes. Biura podróży, strony erotyczne i różnego rodzaju firmy (nie zawsze legalne) dla dorosłych uwielbiają bazować na podkreśleniu różnic narodowościowych, etnicznych i rasowych. Pamela Cheek, profesorka lingwistyki na uniwersytecie w Nowym Meksyku i autorka książki „Sexual Antipodes: Enlightenment Globalization and the Placing of Sex”, twierdzi, że współczesny człowiek osiągnął mistrzostwo w grze stereotypami, tak by osiągać finansową korzyść. Któż nie słyszał o „zdolnych do wszystkiego Tajkach” – czekających tylko na to, by „obsłużyć mężczyzn z Europy”? – pyta Pamela. Ble! Choć w Tajlandii prostytucja teoretycznie jest zakazana, w rzeczywistości ma się doskonale. Popychane przez biedę dziewczyny, z których spora część nie jest pełnoletnia, większość zarobionych pieniędzy muszą oddawać swoim alfonsom. Kolorowe ulice Bangkoku – tak chętnie odwiedzane przez turystów, także z Polski – kryją smutną rzeczywistość młodych prostytutek walczących na ulicy o każdy grosz. Według nieoficjalnych szacunków w seksbiznesie tego kraju pracuje nawet milion osób, a nielegalna przecież prostytucja stanowi dobre kilka procent tajskiego PKB.

Jessica Jacobs, autorka głośnej książki „Seksturystyka w przestrzeni postkolonialnej”, twierdzi, że wybór krajów, do których udajemy się, by zaznać cielesnych uciech, jest wprost proporcjonalny do naszej zamożności. O ile jeszcze kilka lat temu zainteresowaniem głównie heteroseksualnych mężczyzn cieszył się Krym („gdzie nie brakowało Natasz” – jak można przeczytać na forach internetowych miłośników tego typu rozrywek, co jest oczywistą stereotypizacją popularnego imienia Ukrainek i Rosjanek), o tyle coraz częściej, oprócz wspomnianej już Tajlandii, mężczyźni o różnych preferencjach seksualnych wybierają się do Kambodży czy na Kubę. Kobiety, według nieoficjalnych statystyk biur specjalizujących się w seksturystyce, jeżdżą natomiast do Egiptu i Tunezji (w te wakacje mogło się to zmienić w związku z zagrożeniami w tych krajach), a także do Turcji i na Bali.

– Każdy stereotyp stanowi pewnego rodzaju uogólnienie mające nas chronić przed nadmiarem informacji płynących z otoczenia. Tymczasem to, jacy jesteśmy w łóżku, w dużej mierze zależy od naszego temperamentu, środowiska i wczesnych doświadczeń, otwartości na drugą osobę, stosunku do własnej cielesności czy umiejętności wchodzenia w bliskie relacje. A to są cechy indywidualne – zaznacza psychoterapeutka Lidia Flis. Nie ma więc co oczekiwać, że smagły Ahmet, romantyczny Hugo czy figlarny Francesco spełnią nasze zachcianki i wyobrażenia bardziej/mocniej/lepiej niż Jakub z sąsiedztwa, poznany jeszcze w liceum Michał czy Rafał z działu księgowości.