Zachłysnęliśmy się wypełniaczami, które mogą przywrócić jędrność policzków, i nićmi, które potrafią podnieść owal bez konieczności operacyjnego liftingu. Jednak im więcej i dłużej stosowany jest jakiś syntetyczny środek, tym lepiej można zbadać jego skutki uboczne. A takie zawsze się mogą pojawić, ponieważ wszystko, co jest ciałem obcym, może zostać przez nasz organizm odrzucone, wywołać stan zapalny albo - mimo obietnic "całkowitego wchłonięcia" - pozostawić jednak pewne syntetyczne resztki. Dlatego coraz częściej medycyna estetyczna sięga po tzw. tkanki autologiczne, czyli tkanki własne pacjenta. Prawdę powiedziawszy, aż dziw bierze, że dopiero teraz, ponieważ tego typu zabiegi już od lat stosowane są w medycynie. Terapie autologiczne z użyciem np. komórek macierzystych wykorzystuje się przede wszystkim w terapii chorób układu krwiotwórczego i chłonnego (m.in. białaczki, chłoniaki) czy niektórych nowotworów. Jak podaje Polski Bank Komórek Macierzystych, komórki macierzyste można znaleźć na przykład w krwi pępowinowej, szpiku, krwi obwodowej (przed pobraniem dawca przyjmuje czynnik wzrostu G-CSF, który ma działanie zbliżone do hormonu powodującego uwolnienie komórek macierzystych występujących głównie w szpiku kostnym do krwiobiegu), skórze, tłuszczu, wątrobie, łożysku, zębach, mieszkach włosowych. Jednak tylko komórki z pierwszych trzech źródeł są wykorzystywane w medycynie. Pozostałe źródła (np. tłuszcz) dostarczają komórek, których przydatność kliniczna jest w trakcie weryfikacji, natomiast są wykorzystywane coraz szerzej w medycynie regeneracyjnej i anty-aging.

Odmładzające zastrzyki

Od kilku lat w medycynie estetycznej wykorzystuje się np. mezoterapię osoczem bogatopłytkowym. Zabieg PRP, powszechnie znany jako wampirzy lifting, jest zalecany w łysieniu androgenowym i jako terapia odmładzająca. Teraz pojawiła się jego udoskonalona wersja, w której z krwi pozyskujemy nie tylko osocze, ale także komórki macierzyste, które wstrzyknięte w skórę i tkankę podskórną zachowują się "inteligentnie". Co potrafią? Mają właściwość tropizmu, czyli odbierania bodźców, rozpoznawania problemu, a następnie regenerowania miejsc uszkodzonych. Wiedzą, gdzie są i co się wokół nich dzieje, i tylko czekają na sygnał od organizmu, w co mają się przekształcić. Co więcej, wydzielają różne substancje - na przykład cytokiny, które są odpowiedzialne nie tylko za regenerację tkanek, ale też za powstawanie nowych naczyń krwionośnych i leczenie stanów zapalnych. Efekt odmłodzenia tkanki pojawia się stopniowo i jest naturalny. Ostrzykiwanie własnymi komórkami macierzystymi to proces (najczęściej wykonuje się dwa-trzy zabiegi co cztery tygodnie), który nie da nagłej, spektakularnej zmiany, ale też nie niesie ze sobą ryzyka zmian rysów twarzy czy upośledzenia mimiki.

Odmłodzenie komórkami macierzystymi owocuje na ogół nabraniem przez cerę blasku, podniesieniem się opadających policzków, zanikaniem przebarwień i rozszerzonych porów. - Cała procedura rozpoczyna się od pobrania krwi żylnej pacjenta, którą następnie poddaje się procesowi wirowania w specjalnym separatorze komórkowym, dzięki któremu wyodrębnione zostają komórki macierzyste i czynniki wzrostu. Podobnie jak przy pobraniu krwi obwodowej w terapiach klinicznych - mówi dr Marzena Lorkowska-Precht z warszawskiej kliniki Artismed. - Tak przygotowany materiał zostanie podany w skórę techniką mezoterapii (CGF Liquid, koszt to ok. 1400 zł). Jeśli skóra wymaga większej regeneracji, lekarz może zdecydować o podaniu komórek macierzystych i czynników wzrostu zawieszonych w żelu (tzw. Activated Plasma Albumin Gel) uzyskanym z białek krwi (wtedy zabieg nazywa się CGF Harmony i jest nieco droższy - 1600-1900 zł). Forma żelu zapewnia dłuższą i silniejszą stymulację. Zabieg nie powoduje alergii, jest przebadany klinicznie i stosowany w medycynie od 2006 r. Oczywiście przy tego typu zabiegach trzeba pamiętać o jednej ważnej rzeczy - uprzednim zbadaniu krwi, ponieważ ewentualne choroby i infekcje mogą wywołać efekt wręcz odwrotny do zamierzonego.

Tłuszcz na wagę złota

Ile razy stajemy przed lustrem i wyobrażamy sobie, jak by to było, gdyby "zebrać tu, a dodać tam"? Najczęściej chcemy odchudzić talię, a powiększyć biust. Tłuszcz, niestety, sam nie wędruje. Istnieje jednak nowa metoda, która umożliwia jego mechaniczne przeniesienie. Podczas tego samego zabiegu dokonywana jest liposukcja, a następnie transfer odessanego tłuszczu w inne wybrane miejsce. Umożliwiają to laserowe liposukcje: znana od kilku lat Body Jet oraz najnowsza - LipoLife 3G. Ta ostatnia ma tę przewagę, że wykorzystuje laser o fali 1470 nm, który działa bardziej selektywnie i nie niszczy komórek tłuszczowych, ale je odseparowuje od siebie. Dzięki temu możliwe jest ich dalsze wykorzystanie w autotransplantacji. - Podczas LipoLife przeżywa aż 95 proc. usuniętych komórek tłuszczowych - mówi dr Ilona Osadowska, która jako pierwsza w Polsce wprowadziła metodę LipoLife w swoich klinikach w Szczecinie, Poznaniu i Warszawie.

Dzięki tej metodzie tłuszcz przestał być jedynie powodem nadprogramowych centymetrów. Stał się cenną substancją wypełniającą naturalnego, biologicznego pochodzenia - najbardziej ekologicznym wypełniaczem, jaki można sobie wyobrazić. Dlatego trzeba o niego odpowiednio zadbać. Przed zabiegiem doradza się zjedzenie porządnej dawki cukru, żeby odżywić komórki tłuszczowe, które podczas liposukcji zostaną poddane potężnemu wstrząsowi.

- Po transferze zalecam dietę bogatą w cukier, bo poprawia metabolizm przeszczepionych komórek - wyjaśnia dr Osadowska. Tłuszcz jest kapryśny. Kiedy chcemy się go pozbyć, jest oporny, ale kiedy chcemy go przeszczepić na przykład w piersi, to wcale nie tak łatwo się przyjmuje. - Osiągnięcie dobrego efektu zapewnia podawanie tłuszczu w mikroiniekcjach. Niewielkie ilości podajemy w wielu miejscach, by komórki zostały otoczone przez żywą tkankę i dobrze ukrwione - wyjaśnia dr Osadowska. Komórki, które się przyjmą, trwale uzupełnią ubytek.

- W przeszczepionym tłuszczu znajdują się komórki macierzyste, które wywołują intensywną odnowę tkanek. Po zabiegu otrzymujemy więc nie tylko powiększenie piersi, ale i widoczną poprawę jakości skóry, która w tym miejscu staje się bardziej jędrna. Wiele kobiet, zwłaszcza dojrzałych, bardziej docenia właśnie ten efekt niż samo powiększenie biustu - mówi dr Osadowska. - Trzeba jednak zaznaczyć, że w stosunku do tradycyjnych sylikonowych implantów tłuszcz ma też pewne wady. W trakcie jednego zabiegu możemy podać ograniczoną ilość tłuszczu - w przypadku piersi jest to ok. 500 ml, a to odpowiada powiększeniu miseczki o jeden rozmiar. Jeśli pragniemy większej korekcji, to zabieg trzeba powtórzyć (możliwe jest to dopiero po trzech miesiącach potrzebnych na regenerację tkanki) - mówi dr Osadowska. - Raz "przyjęty" tłuszcz pozostaje za to na zawsze, bez ryzyka przesunięcia czy odrzucenia - dodaje.

Cena zabiegu LipoLife to ok. 5-6 tys. za liposukcję, plus od 2900 zł za przeszczep.

Lipotransfer to stosunkowo nowa, ale coraz bardziej popularna metoda. Według International Society of Aesthetic Plastic Surgery (ISAPS) w 2015 roku dokonano w samych Stanach Zjednoczonych ponad 900 tys. przeszczepów tłuszczu. Większość to lipotransfer autologicznej tkanki, ale firma Biologica Technologies pracuje nad wypełniaczem z ludzkiej tkanki tłuszczowej pochodzącym od dawców. To rozwiązanie dla osób, które albo nie mają nadmiaru własnej, albo po prostu nie chcą decydować się na zabieg.

Organiczny wypełniacz

Powinien być w pełni biodegradowalny, nietoksyczny, a w razie potrzeby łatwo usuwalny. Ideału ciągle nie wynaleziono, ale najnowsza generacja implantów wchłanialnych z kwasu hialuronowego Neauvia Organic odrobinę się do niego zbliża. Jakość kwasu hialuronowego zależy od tego, z czego został pozyskany. Gdy jest pochodzenia zwierzęcego (kilkanaście lat temu pozyskiwano go z grzebieni kogutów), może być zanieczyszczony białkami obcogatunkowymi i spowodować reakcje alergiczne. Obecnie Unia Europejska nie dopuszcza do obiegu kwasu hialuronowego odzwierzęcego, pozyskuje się więc go z bakterii paciorkowca. Wymaga to jednak naruszenia błony bakterii i zastosowania rozpuszczalników. W końcowym produkcie mogą pojawić się resztki bakteryjne i rozpuszczalnikowe. W wypełniaczu Neauvia Organic postanowiono więc do pozyskania kwasu hialuronowego użyć innego rodzaju bakterii Bacillus subtilis, która jest niepatogenna, czyli nie wywołuje reakcji alergicznej. Do preparatu dodano też polimer PEG, który powoduje, że implant nie jest rozpoznawany przez nasz organizm jako ciało obce.

Tekst pochodzi z miesięcznika 'Wysokie Obcasy Extra' nr 5, wydanie z dnia 20/04/2017.