W dobie postępu technologicznego w stomatologii, kiedy sukcesy odnoszą leczenie kanałowe, implanty i protetyka, zapominamy o tym, że najkorzystniejsze dla zdrowia jest zachowanie naturalnych zębów jak najdłużej - mówi dr Saul Pressner, stomatolog z Nowego Jorku i prezes amerykańskiego stowarzyszenia dentystów Academy of Biomimetic Dentistry (AOBMD).

Organizacja jest promotorem jednej z rewolucji, które dokonują się we współczesnej stomatologii. Ta rewolucja, stomatologia bionaśladowcza, zaczyna się też w Polsce. Chodzi w niej o to, żeby nie dopuścić do konieczności usunięcia zęba.

W USA leczenie konwencjonalne jednego zęba - kiedy najpierw wypełnia się mały ubytek, potem niezbędne jest leczenie kanałowe, a kończy się na implancie - kosztuje w sumie ok. 10 tys. dolarów. Cena leczenia bionaśladowczego to jedna dziesiąta tych kosztów - w przypadku jednego zęba.

Pierwsza wizyta może być droższa niż w leczeniu konwencjonalnym, ale całe leczenie jest tańsze i - co najważniejsze - zachowujemy własny, zdrowy już ząb.

- W stomatologii bionaśladowczej kopiujemy strukturę naturalnego nienaruszonego zęba. Udaje nam się zachować w znacznie większym stopniu zdrową miazgę zębową, czyli zachowujemy żywą tkankę w zębach, a usuwamy tylko patologię. Ząb zostaje wzmocniony, kładziemy kres powtarzającym się zabiegom. Jest mniej bólu i wiercenia. A przy tym ładniejszy, estetyczny wygląd - dodaje dr Pressner.

123RF

Materiały bionaśladowcze imitują naturalne tkanki zęba i są niezwykle wytrzymałe w porównaniu z tradycyjnymi wypełnieniami. Stosuje się w nich m.in. specjalne włókna, podobne do tych, jakie znajdują są w nowoczesnych kevlarowych kamizelkach kuloodpornych. Dzięki temu osłabione, ułamane oraz uszkodzone próchnicą zęby są wzmacniane i zabezpieczane przed wnikaniem bakterii.

- Mamy wiążące materiały antybakteryjne, więc kiedy raz usuniemy tkankę próchniczą, będą one lepiej i szczelniej przylegały oraz nie dopuszczą do dalszego rozwoju infekcji - mówi dr Pressner.

Paweł Wiśniewski, lekarz stomatolog z Warszawy, który współpracuje z AOBMD, wyjaśnia to przez analogię do naprawy dróg. - Ktoś przychodzi i wylewa materiał wypełniający dziurę - mówi. - Ale możemy być pewni, że za rok ona znów się pojawi, i to nie mniejsza, tylko większa. Podobnie jest z konwencjonalnymi materiałami stomatologicznymi. Odbudowują one kształt zęba i pozwalają na odtworzenie kosmetyki zęba, np. ładnego koloru. Ale nie łączą się z naturalną strukturą zęba tak dobrze jak materiały bionaśladowcze, więc szybko powstają mikroszczeliny, w które na przykład wnikają bakterie. Z czasem powoduje to ponowne uszkodzenie naturalnej ściany zęba. W stomatologii bionaśladowczej siła wiązania tkanki zęba z zastosowanym materiałem jest do 400 razy większa niż ta, którą dzisiaj stosuje się w klasycznych wypełnieniach.

- Zbyt wielu dentystów myśli: "Im szybciej wstawimy koronę, most czy implant, tym lepiej dla pacjenta" - dodaje doktor Wiśniewski. - Mamy też pacjentów, którzy mówią: "Panie doktorze, mam uszkodzony ząb, proszę go usunąć, wstawić implant i będę miał problem z głowy". Stomatologia bionaśladowcza chce odwrócić ten sposób myślenia. Nie chodzi o to, żeby jak najwcześniej odbudować ząb protetycznie za pomocą na przykład korony porcelanowej, ale o to, by za wszelką cenę zachować naturalny ząb i utrzymać go jak najdłużej, najlepiej do końca życia.

A może naturalne zęby wyhodowane w ustach?

- Stworzenie trzeciego garnituru zębów to najważniejsza rewolucja, na którą czekamy w stomatologii. Odmieni całe nasze leczenie - mówi Paweł Wiśniewski.

Oczywiście, nie nastąpi to zaraz, ale naukowcy nie ustają w wysiłkach, wiedząc, że to nie tylko kwestia chwały, ale i fortuny. Już kilka lat temu badaczom z Japonii udało się wyhodować u myszy w pełni sprawne i zdrowe zęby, o czym informował prestiżowy magazyn "Proceedings of the National Academy of Sciences".

Uczeni z uniwersytetu w Tokio kierowani przez Etsuko Ikedę opisali, jak bioinżynierowie stworzyli w laboratorium zawiązek tkanki zębowej. Gdy wszczepiono go do szczęki myszy, rozwinął się z niego prawidłowy ząb. Testy laboratoryjne potwierdziły, że jest tak samo twardy jak naturalne zęby i tak samo unerwiony (reagował na bodźce bólowe). Naukowcy dowiedli również, że geny sterujące rozwojem normalnych zębów były aktywne także w tym wyhodowanym od nowa.

Tyle że to jednak zęby mysie. Ludzkie udało się później wyhodować badaczom z Chin. Użyli do tego komórek macierzystych pobranych z moczu ludzi i z nich w organizmie myszy wyhodowali zawiązki ludzkich zębów. - Podobnych projektów prowadzi się obecnie wiele, ale wszystkie są na naprawdę wczesnym etapie - mówi Paweł Wiśniewski.

A do czego dążymy? - Myślimy o wyhodowaniu całego zęba. W miejsce utraconego podajemy komórki macierzyste, czynniki wzrostu i czekamy, aż wyrośnie nam nowy. Raczej nie będziemy tego robić w laboratorium - czyli wpierw hodujemy, a potem wszczepiamy - tylko wszystko odbywa się w organizmie pacjenta. Ale to, jak mówiłem, jeszcze jest niemożliwe.

Niektórzy eksperci uważają, że niedługo ubytki w uzębieniu powszechnie będziemy uzupełniać za pomocą drukarki 3D. Pismo "Advanced Functional Materials" poinformowało, że zespół z Uniwersytetu w Groningen w Holandii opracował tworzywo sztuczne, które potrafi niszczyć bakterie, i zastosował je do drukowania zębów.

Naukowcy włożyli przeciwbakteryjne czwartorzędowe sole amonowe - które uszkadzają błony bakterii, powodując ich rozerwanie i śmierć - do istniejących już stomatologicznych polimerów żywicznych. Następnie - testując właściwości przeciwbakteryjne nowego materiału - zanurzali jego próbki w mieszaninie śliny ludzkiej i bakterii Streptococcus mutans, które są przyczyną próchnicy zębów. Okazało się, że nowy polimer spowodował w niej śmierć ponad 99 proc. bakterii. Kolejnym krokiem było wykorzystanie mieszanki w drukarce 3D i stworzenie za jej pomocą zamiennych zębów.

Ta metoda jest wciąż testowana, ale technologia 3D już teraz ma swoje miejsce we współczesnej stomatologii.

Najpierw skanuje się uzębienie i na tej podstawie, za pomocą specjalnego programu, tworzy się dokładny, trójwymiarowy obraz tego, co jest w ustach pacjenta. - Ten obraz wysyłamy do laboratorium na drugim końcu świata, gdzie jest odczytywany i kierowany do technologii 3D. Drukarka drukuje nam z odpowiednich materiałów na przykład idealnie dopasowaną koronę - mówi dr Wiśniewski. - Można też trójwymiarowy skan wykorzystać inaczej - przesłać go do wyposażonej w specjalne oprogramowanie frezarki stomatologicznej, która wytnie nam protezę na przykład z gotowego bloku porcelanowego. Te techniki stosuje się także w Polsce, choć wciąż niezbyt często.

MICHAŁ ŁEPECKI

Polski patent na sztuczną ślinę

Ślina odgrywa ważną rolę w higienie, zdrowiu jamy ustnej i naszego uzębienia. Działa bakteriobójczo i neutralizuje kwaśne pH, które powoduje próchnicę. Jednak niektórzy - z powodu chorób, stosowania pewnych leków - mają jej za mało. Dla nich pomocą mogą być badania ubiegłorocznej laureatki konkursu grantów Naukowej Fundacji Polpharmy - dr Katarzyny Niemirowicz z Samodzielnej Pracowni Technik Mikrobiologicznych i Nanobiomedycznych na Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku.

Zajmuje się ona udoskonalaniem sztucznej śliny i może za jakiś czas dzięki jej badaniom będziemy mogli kupić sztuczną ślinę, tak jak dziś powszechnie zaopatrujemy się w sztuczne łzy.

Dr Niemirowicz badała najpierw nanocząstki o właściwościach antybakteryjnych.

- Zastanawialiśmy się, do czego można te właściwości wykorzystać - mówi. - Podjęliśmy więc współpracę z Politechniką Białostocką, która uzyskała patent na preparat bazowy sztucznej śliny. Zaproponowaliśmy, że dołożymy do niego nasze nanocząstki. Pomysł okazał się dobry: sztuczna ślina opracowana na Politechnice Białostockiej wiernie oddaje podstawowy skład i właściwości śliny człowieka.

Jak uniknąć borowania?

W wielu zabiegach stomatologicznych, także w leczeniu bionaśladowczym, stosuje się dziś abrazję powietrzną, podczas której strumień powietrza wraz z drobinkami piasku ściera chorą tkankę zęba. Nie ma borowania ani nawet znieczulenia miejscowego - to procedura bezbolesna. A jeśli borowanie jest konieczne, to ograniczone do minimum.

Ponad dziesięć lat temu szwedzcy naukowcy wynaleźli płyn, który powodował rozpuszczanie się początkowych zmian próchnicowych. Potem odpowiednim narzędziem zeskrobywało się tylko to, co pozostało. - Problem w tym, że pewnie u ponad 90 proc. polskich pacjentów coś takiego jest nie do zastosowania, gdyż zgłaszają się oni na etapie już bardzo głębokich ubytków - mówi Paweł Wiśniewski.

Co będzie w przyszłości? Naukowcy z King’s College w Londynie dowiedli, że można regenerować wnętrze chorego zęba bez konieczności borowania. Wystarczy podać do zęba lek na chorobę Alzheimera. "Prostota naszego podejścia sprawia, że może to być idealny produkt dla stomatologii. Mamy tu na myśli naturalne leczenie dużych ubytków zarówno dzięki odnawianiu, jak i ochronie wciąż obecnej zębiny" - piszą naukowcy w "Scientific Reports". Lek nazywa się Tideglusib i ma być stosowany w demencji, autyzmie oraz próchnicy. W przypadku tej ostatniej naukowcy zauważyli bowiem zdolność leku do pobudzania komórek macierzystych znajdujących się w miazdze zęba.

Dr Paul Sharpe z King’s College, główny autor pracy, wypróbował nową metodę na twardych zębach myszy, w których doszło do zaawansowanej próchnicy. Aby je wyleczyć, naukowcy włożyli w ubytki małe, samorozkładalne kolagenowe gąbki nasączone cząsteczkami tideglusibu i uszczelnili od zewnątrz. Po kilku tygodniach i rozłożeniu się gąbkowatych rusztowań okazało się, że ubytki wypełniły się nowiutką zębiną.

Fluor pod kontrolą

Używajmy do mycia zębów tych past, które zawierają fluor. We współczesnych pastach jest go mało, ale przy częstym stosowaniu właśnie ta niewielka zawartość działa lepiej przeciwpróchnicowo niż większe stężenia. Duże dawki fluoru stosuje się w gabinetach stomatologicznych raz na pół roku czy raz na rok, gdzie są zupełnie inaczej podawane i pod kontrolą lekarza.