Znacie świetną książkę Patricka Süskinda „Pachnidło. Historia pewnego mordercy”? Główny bohater Jan Baptysta Grenouille pragnął stworzyć najpiękniejsze perfumy na świecie. W tym celu posunął się do kilku zbrodni. Do dziś pamiętam scenę, gdy próbuje wydestylować esencję z ciał zamordowanych przez siebie kobiet, aby uchwycić we flakonie ich dziewiczą młodość. Brr... Na szczęście krwawe fantazje Grenouille’a to literacka fikcja i wytwór bujnej wyobraźni autora. W przeciwieństwie do opisanej w książce i pokazanej w filmie metody destylacji stosowanej przez perfumiarzy z Grasse od XVI w. Bo choć postęp technologiczny znacznie zmodernizował przemysł kosmetyczny, to tradycyjne techniki wracają do łask. Hitem pielęgnacji DIY (do it yourself) są teraz hydrolaty.

– To głównie wody kwiatowe, roślinne i destylaty. Uzyskujemy je w procesie destylacji z parą wodną roślin. Efektem destylacji są: substancja oleista, czyli olejek eteryczny, oraz mieszanina wodna zawierająca substancje aktywne rozpuszczalne w wodzie, czyli hydrolat – tłumaczy lek. med. estetycznej Marta Zinkow z Aspalia CME w Krakowie.

Imię róży

Na YouTubie znajdziemy setki tutoriali z informacjami, jak przygotować hydrolat. Blogerka i youtuberka Kajmanowa na swoim kanale poleca m.in. hydrolat na bazie płatków róż, które są bogatym źródłem witaminy C (lepszym od cytryny).

Radzi, aby najpierw je zamrozić, dzięki czemu zachowają świeżość i właściwości pielęgnacyjne. Do stworzenia hydrolatu według receptury Kajmanowej potrzebujemy tradycyjnej włoskiej kawiarki, dwóch szklanek płatków róży i jednej szklanki przefiltrowanej lub destylowanej wody (albo proporcjonalnie więcej, w zależności od tego, jaką porcję hydrolatu chcemy uzyskać). Do sitka wkładamy płatki róży, do pojemnika nalewamy wodę i stawiamy na ogniu.

Hydrolat będzie się skraplał w górnej części kawiarki – jak kawa podczas parzenia. Następnie studzimy go i przelewamy do butelki z ciemnego szkła. Kajmanowa używa go m.in. jako mgiełki albo toniku do przemywania skóry, bo przywraca jej naturalne pH, nawilża, odświeża, działa przeciwzapalnie i łagodząco. Sugeruje też, by zużyć go w ciągu paru dni, żeby się nie zepsuł. Ta sama zasada dotyczy hydrolatów oferowanych przez marki ekologiczne. – Ich termin przydatności do użycia jest krótki – mówi kosmetolożka Wioletta Kaniewska z Centrum Laseroterapii „Elite”.

Jakość preparatu w dużej mierze wiąże się z ceną produktu. – Im wyższa, tym trwalsze aktywne cząsteczki, które nie będą się rozpadały pod wpływem promieni UV. Tania mgiełka różana co najwyżej stworzy lekki film okluzyjny na skórze, żeby ta się nie przesuszała. Ponieważ olejek różany jest bardzo drogi, w taniej mgiełce z drogerii będą go śladowe ilości – wyjaśnia Wioletta Kaniewska.

Okład z roślin

Fanki hydrolatów cenią je za naturalność, uniwersalność i to, że z powodzeniem można je stosować na twarz (tonik, mgiełka), ciało (np. jako dodatek do balsamu) i włosy (np. w formie płukanki lub wcierki). – Jeśli nie mamy przeciwwskazań czy uczuleń na roślinę ujętą w hydrolacie, to z powodzeniem możemy po nie sięgać – uważa Marta Zinkow.

Pamiętajmy jednak, że aby samemu wykonać naturalny hydrolat, rośliny użyte do jego produkcji muszą być z dobrego, znanego źródła, niepryskane, bez konserwantów.

– Hydrolaty dobieramy do rodzaju i potrzeb cery. Np. hydrolat aloesowy ma właściwości przeciwzapalne i nawilżające. Z kolei rumiankowy łagodzi stany zapalne, a ten na bazie lipy oczyszcza i zmiękcza skórę, chroni ją przed czynnikami zewnętrznymi, a jednocześnie działa kojąco przy stanach alergicznych – tłumaczy Marta Zinkow.

– Do domowego hydrolatu możemy dodać odrobinę soku z cytryny, by nadać skórze właściwe pH – radzi Wioletta Kaniewska. Z kolei dodatek ogórka czy mięty zadziała odświeżająco. – Ale pamiętajmy, że po zastosowaniu hydrolatu np. jako toniku należy wytrzeć skórę. Są one na bazie wody, która dostarczona z zewnątrz odparowuje z naskórka, nie jest wiązana w skórze, więc jej nie nawilża, tylko przesusza – wyjaśnia kosmetolożka. Dlatego błędem jest spryskiwanie nimi twarzy i zostawianie do wyschnięcia. Najlepiej stosować je w formie okładów – zwilżyć hydrolatem papierową chusteczkę, przyłożyć do twarzy, a następnie osuszyć skórę.

Aloes i lukrecja we mgle

Podobnie jest z wodą termalną. Odświeża, koi skórę po opalaniu, zabezpiecza ją przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi, może nawet zastąpić tonik.

– Toniki drogeryjne oprócz substancji pielęgnujących i nawilżających często nie są wolne od konserwantów, tymczasem woda termalna jest – tylko i aż – wzbogacona kojącymi minerałami, takimi jak magnez, siarka, krzem i potas. Mogą jej więc używać osoby, u których tonik zapycha pory lub powoduje podrażnienia, a także te, które mają cerę tłustą. Jeśli w ciągu dnia spryskamy twarz wodą termalną, zauważymy mniejsze błyszczenie się skóry – tłumaczy Marta Zinkow.

Tym z nas, które mają skórę suchą, najlepiej posłużą mgiełki odświeżające.

– Zawierają delikatne olejki i ekstrakty eteryczne, które mają właściwości odświeżające i nawilżające, a także kojące, np. aloes działający też przeciwzapalnie, wyciąg z korzenia lukrecji, witamina B5, kwas hialuronowy. Mgiełki sprawdzają się w klimatyzowanych pomieszczeniach, podczas urlopu zarówno w mieście, jak i na plaży, a także w samolocie, kiedy mamy ograniczony dostęp do środków pielęgnacyjnych. Można stosować je rano i wieczorem po oczyszczeniu twarzy i w ciągu dnia w celu odświeżenia makijażu – tłumaczy Marta Zinkow. Ich dodatkowy plus – nie spływają i nie pozostawiają tłustej powłoki.

Tych sklepowych nie trzeba osuszać, bo mają dodatek humektantów, które wysychając, zostawiają na skórze filtr i nie powodują utraty wody. Do bardzo suchej skóry mogą jednak być niewystarczające. – Mgiełka nawilżająca będzie dodatkiem do letniej pielęgnacji codziennej, ale nie zastąpi kremu na dzień – podkreśla Wioletta Kaniewska.

Filtr w sprayu

Na rynku są też mgiełki wzbogacone o filtry UV. – Sprawdzą się jako pielęgnacja uzupełniająca, ale nie powinniśmy ich stosować jako jedynego czynnika chroniącego przed słońcem, bo jeśli nierównomiernie rozpryskamy produkt na skórze, to ta ochrona będzie nierównomierna – tłumaczy Wioletta Kaniewska.

Coraz powszechniejsze są też mgiełki do włosów z SPF, które działają przeciw reakcjom wolnorodnikowym, chronią przed nadmiernym wysuszeniem, puszeniem się i promieniami UV. – Najlepiej zaaplikować taką mgiełkę przed wyjściem na plażę, a potem po wyjściu z morza czy basenu i osuszeniu włosów ręcznikiem. Dzięki temu woda będzie odparowywała z nich wolniej, co zapobiegnie efektowi siana na głowie.

Duszna woń perfum połączona z zapachem spoconej skóry to zmora w komunikacji miejskiej latem. Wyświadczymy przysługę zarówno sobie, jak i otoczeniu, jeśli zamiast ciężkich pachnideł wybierzemy mgiełki zapachowe. Nie zawierają one alkoholu i fotouczulających substancji, które mogą wywoływać przebarwienia. Na rynku są też dostępne utrwalacze w formie mgiełki, które stosuje się na makijaż. Wioletta Kaniewska szczególnie poleca je osobom z cerą skłonną do przetłuszczania się.

– Na słońcu skóra wydziela jeszcze więcej sebum, przez co makijaż nie trzyma się dobrze, a taka mgiełka pozwoli przedłużyć jego trwałość, zapobiegnie jego spłynięciu i sprawi, że twarz nie będzie się tak bardzo błyszczeć.

Ale trzeba odróżnić mgiełki utrwalające od tzw. fixerów, z których często korzystają profesjonalne makijażystki przy sesjach zdjęciowych. – Fixery mają w składzie alkohol i związki, które ściągają skórę, sprawiają, że się nie poci i świetnie wygląda na zdjęciach. Ale nie nadają się na co dzień, bo zaburzają naturalne wydzielanie sebum – tłumaczy kosmetolożka.