Najciekawsze historie z nieudaną depilacją w tle. "Miało być romantycznie, a zakończyło się kroplówką i zastrzykami"

red.
Najgorsza depilacja.

Najgorsza depilacja. (Fot. 123rf.com)

Zapytałyśmy was o najgorszą depilację. Publikujemy nagrodzone opowieści [ZOBACZ GALERIĘ]
1 z 5
Fot. 123rf.com
Fot. 123rf.com

Zapytałyśmy was o najgorszą depilację. Publikujemy nagrodzone opowieści

Miałem 15 lat i należałem do drużyny pływackiej. Postanowiłem pozbyć się większości owłosienia, by poprawić swoje wyniki - naczytałem i nasłuchałem się, że dzięki temu mogę zmniejszyć tarcie i szybciej pływać.  Ponieważ wstydziłem się pójść do sklepu i kupić odpowiedni produkt czy urządzenie do depilacji, stwierdziłem, że skorzystam z 'zasobów' mojej siostry. Kiedy siostra wyszła z domu zacząłem przeglądać szafki w łazience i znalazłem (po paru godzinach) paski z woskiem do depilacji.

W związku z tym, że byłem już bardzo zmęczony szukaniem, nie poświęciłem zbyt wiele uwagi instrukcji użytkowania. Nie chcąc tracić czasu, wyciągnąłem paski z opakowania i przykleiłem na wybrane partie ciała (nogi, ręce, pachy). Szybko się ubrałem i wyszedłem z łazienki, bo nie chciałem, by ktoś z domowników mnie tak zobaczył. W drodze do pokoju zaczepiła mnie mama i kazała wyprowadzić psa na spacer oraz zrobić drobne zakupy. Żeby nie wzbudzać podejrzeń wykonałem jej polecenie - do domu wróciłem po około 40 minutach.

Nie trudno się domyślić, że w tym czasie plastry pięknie zespoiły się ze skórą.

Podczas zrywania pasków razem z owłosieniem pozbawiłem siebie również wierzchniej warstwy naskórka i kolejne trzy tygodnie musiałem spryskiwać się kilka razy dziennie Panthenolem. Miałem gigantyczną awanturę w domu.

Na zakończenie chciałbym dodać, że depilator, jeżeli uda mi się go wygrać, przekażę właśnie mojej siostrze i tylko czasem będę go pożyczał.

Oskar

2 z 5
Fot. Pexels.com
Fot. Pexels.com

Męska golarka: słabe to, szybko się rozładowuje i bywa brutalne

Mój narzeczony lubi spontaniczne wyjazdy. Często wpada do domu, oznajmia, że za 30 minut wyjeżdżamy. Dostaję najwyżej dwa kwadranse, by dopytać się, dokąd i na jak długo jedziemy, co powinnam spakować i czy ktoś zajmie się psem. 30 minut dla kobiety to nanosekunda. Zwłaszcza, gdy musi się spakować.

Pamiętny był wyjazd nad jezioro pod namiot. Mój ukochany wracając z pracy, wszystko zaplanował, potem oznajmił i dał chwilę na spakowanie rzeczy do plecaka. Wyrobiłam się, ale w drodze nad jezioro uzmysłowiłam sobie, że mam nieogolone nogi i że zdecydowanie nie mam w plecaczku niczego, co pomogłoby mi się pozbyć owłosienia (poza pęsetą, ale to robota głupiego). Gdy dotarliśmy nad jezioro, pogoda była piękna, woda ciepła i teoretycznie powinnam być gotowa, by wskoczyć w bikini i zrobić konkurencję w pływaniu wszystkim rybom. Ale nie mogłam - nogi i okolice bikini były 'jaskiniowe'. Rozpakowując plecak ukochanego, zobaczyłam jednak zbawienie - jego maszynkę do golenia. Elektroniczną, bezprzewodową, z trzema dziwnymi obracającymi się 'kółeczkami'. Uznałam, że skoro maszynka ta nadaje się do twarzy, to tym bardziej nadaje się do nóg. Bez zastanowienia odpaliłam maszynę i zaczęłam golenie.

Maszynka, owszem, działała, ale z czasem zaczęła pracować coraz słabiej, słabiej i słabiej, aż w końcu akumulator padł, a ja zostałam z ogolonymi nogami do kolan. Dół jak pupka niemowlaka, góra jak dziki busz. W dodatku po jakimś czasie na łydkach zaczęły pojawiać się czerwone krostki, podrażnienia i dziwne plamki - moja skóra, golona na sucho zwyczajnie się zbuntowała. Wyglądałam komicznie, by nie powiedzieć tragicznie. Ponieważ jednak nie chciałam tracić szansy na kąpiel, wtarłam w łydki rozgniecione liście babki lancetowatej (szamanka zawsze sobie poradzi!), a wieczorem, gdy ludność okoliczna przestała dostrzegać moje nogi, wskoczyłam do jeziora.

Mimo wszystko nie polecam golenia nóg maszynką przeznaczaną dla mężczyzn - słabe to, szybko się rozładowuje i bywa brutalne. A od tamtego wypadu zawsze mam w bocznej kieszonce w torebce małą, różową maszynkę jednorazową dla kobiet. Na wszelki wypadek.

Marta

3 z 5
Fot. 123rf.com
Fot. 123rf.com

Poszłam na depilację, usłyszałam, że mam cellulit

Do salonu depilacji woskiem wybrałam się po zerwaniu z chłopakiem. Chciałam, żeby ból fizyczny przytłumił ból rozdzierający moje serce. Postanowiłam też - po tej kolejnej porażce życiowej - trochę się posprzątać. Nie można przecież wiecznie siedzieć pod kocem z nadzieją, że ujrzę w lustrze Gigi Hadid czy inną Emily Ratajowski.

Tak oto znalazłam się u progu sterylnego wnętrza z nadmiarem pasteli na ścianach i meblach. Wita mnie przeuprzejma pani i zaprasza do wolnego pokoju. Opowiada po kolei co i jak, po czym zostawia mnie samą, żebym się na nadchodzące tortury spokojnie przygotowała. Nie jestem tam po raz pierwszy, więc wygodnie siadam na leżance jakby nigdy nic - w jednorazowej bieliźnie, z owłosionymi nogami. Życie mnie nauczyło, że w większości sytuacji  należy robić dobrą minę do złej gry.

Po chwili wchodzi inna pani. Uśmiechnięta od ucha do ucha, świergocze: 'Dzień dobry Pani! To co dzisiaj robimy? Ooo, widzę, że sporo roboty będę miała przy nogach!'. Robi mi się trochę nieswojo, no ale cóż, już jest za późno na ucieczkę. Kosmetyczka przechodzi do rzeczy, a buzia jej się nie zamyka. Okazuje się, że jakimś magicznym cudem znalazłam się u cioci na imieninach. Siostra nie radzi sobie z dziećmi, a jej mąż z robotą, co z tą Polską i kiedy skończą się te deszcze. Co ciekawe, zabieg nie jest już tak bolesny, bo monolog pani dostaje ode mnie maksymalną ilość punktów na skali udręki. 'Proszę obrócić się na brzuch. Dobrze, jeszcze chwila i będzie po krzyku' - mówi ona, a ja po cichu pytam samą siebie: .'Czy aby jesteś tego pewna?'. I tu następuje punkt kulminacyjny, ponieważ pani po wyrecytowaniu przepisu na deser z nasionami chia stwierdza: 'No, ale pani to powinna też zainwestować w jakieś zabiegi antycellulitowe'.
Wychodząc z salonu poczułam taką ulgę, jakby ubyło mi ze dwadzieścia kilo. W sumie to poczułam się wreszcie jak Gigi Hadid czy inna Emily Ratajowski.

Magda

4 z 5
Fot. 123rf.com
Fot. 123rf.com

Romantyczne zakończenie depilacji: kroplówki, zastrzyki i nogi w opatrunkach

Szykowałam się na ważną randkę, pierwszą od dawna. Tego dnia kupiłam 'cudowne' urządzenie do depilacji woskiem. Zgodnie z instrukcją rozgrzałam sprzęt, nałożyłam wosk na nogi, zabrałam się za pachy... Nagle poczułam przeszywający ból nóg. Przez warstwę wosku widać było siniaki, ból stawał się nie do wytrzymania. Nie wiem, jak wiele czasu zajęło mi usuwanie wosku, miałam wrażenie, że trwało to całą wieczność.  Tymczasem nogi wyglądały jak jeden wielki siniak. Nie wiedziałam, co robić. Moja kosmetyczka nie odbierała telefonu, nie mogłam dodzwonić się na infolinię producenta, nogi wyglądały koszmarnie.

Nie myśląc długo, zadzwoniłam do Niego z informacją, że randka się nie odbędzie. Na szczęście facet myślał rozsądnie, zjawił się u mnie po 15 minutach. Zapłakana, z rozmazanym makijażem, z nogami, jak u boksera po walce otworzyłam drzwi. Nie spodziewałam się, że to on. Kiedy zobaczył, jak wyglądam, zabrał mnie do szpitala, gdzie lekarze rozpoznali uczulenie na ten preparat. Kroplówki, zastrzyki i nogi w opatrunkach - baaardzo romantyczne zakończenie depilacji.

Chyba jednak w tym nieszczęściu miałam też wiele szczęścia - w czerwcu minie pięć lat od tamtej chwili, a my wciąż jesteśmy razem. Pamiętna depilacja nas połączyła, ale teraz zabiegi tego typu wykonuję tylko u kosmetyczki.

Eliza

5 z 5
Fot. Pexels.com
Fot. Pexels.com

Kłopoty pojawiły się, gdy przeszliśmy do deseru...

Moja najgorsza depilacja wiąże się, paradoksalnie, z jednym z najpiękniejszych momentów mojego życia - z pierwszą nocą z moim chłopakiem (a teraz już od paru tygodni narzeczonym!). Sam seks był może daleki od ideału, ale znaczył dla nas wiele i myślę, że to właśnie wtedy się w moim zakochałam.

Planowaliśmy wykwintną kolację w jego mieszkaniu. Ubrania miały być eleganckie. Postawiłam na depilację kremem - i to był błąd! Jak zwykle byłam ze wszystkim spóźniona. Równocześnie robiłam depilację i pedicure, bo przecież która z nas kobiet nie jest wielozadaniowa! Nie zrobiłam wcześniej próby, nie sprawdziłam, jak skóra zareaguje na kremu, na zbyt długo zostawiłam produkt w okolicy bikini, bo w międzyczasie malowałam paznokcie u stóp. Gdy zmywałam krem trochę szczypało, ale nic ponadto się nie działo,  tak przynajmniej myślałam. Założyłam sukienkę, zrobiłam makijaż. Niemiła niespodzianka pojawiła się po kolacji, gdy ukochany przeszedł do 'deseru', czyli ściągnął ze mnie sukienkę. Nawet piękna bielizna nie mogła odwrócić uwagi od wysypki, którą miałam w okolicy bikini! Byłam tak zażenowana, że chyba równie czerwone jak uda, były moje policzki. Miało być przecież idealnie, miałam być piękna i seksowna! Na szczęście mój ukochany obrócił całą sytuację w żart, sam zresztą był trochę spięty przed pierwszą wspólną nocą. Pomógł mi całusami oraz szybko zgasił światło. Uff. Skóra jednak troszkę szczypała.

Dzisiaj wspominam to ze śmiechem i oczywiście mam nauczkę na przyszłość, by o depilacji pomyśleć wcześniej. To coś więcej niż szybkie muśnięcie ust przed randką.

Magdalena